sobota, 5 lipca 2014

Rozdział 1

Był luty tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego, a mróz delikatnie szczypał w policzki rudowłosą dziewczynę, kiedy przechadzała się po błoniach. Słońce dawno już oświetlało cały tern. Za parę godzin Hogwart ponownie miał zapełnić się uczniami. Wróci monotonność, zacznie się normalne życie. Ale czy dla niej też? Nigdy nie przypuszczała, że w ciągu siedmiu dni jej życie wywróci się do góry nogami. Nie na co dzień dostaje się przecież książki, które opisują życie twojego syna.

To, co się działo podczas czytania ich zdobyczy, było porównywalne do wojny. Zwłaszcza kiedy dowiedzieli się, że osoba, którą uważali za przyjaciela, okazała się zdrajcą.

+++

- A teraz chcesz go wykończyć!

- Tak, chcę - powiedział Black, patrząc złowrogo na Parszywka.

- Trzymajcie mnie, bo go uduszę! - krzyknął ponownie James i już się zerwał w stronę Syriusza, ale Lily stanęła mu na drodze. Potter chciał coś powiedzieć, ale Lily  warknęła cicho i pokazała palcem, żeby wrócił na swoje miejsce. James niepewnie przysiadł na brzegu czerwonej kanapy.

- Więc powinienem pozwolić Snape'owi pojmać cię i oddać dementorom! - krzyknął Harry.

- Harry - wtrącił szybko Lupin - Czy ty nie rozumiesz? Przez cały czas myśleliśmy, że to Syriusz zdradził twoich rodziców, a Peter go wytropił... a tymczasem było zupełnie inaczej, nie rozumiesz? To Peter zdradził twojego ojca i twoją matkę... a Syriusz wytropił Petera...

- A miałem was za przyjaciół – warknął James.

Lunatyk i Łapa spojrzeli po sobie smutno. Nie mogli uwierzyć w to, co czytała Lily. Nigdy nie zdradziliby Jamesa. Huncwoci trzymają się razem. Czyż tak nie jest?

Kątem oka zauważyła, jak Peter nerwowo wiercił się w fotelu, nie wiedząc, czy ma się bać, czy uciekać. Jego wzrok co chwila przenosił się na wyjście z pokoju.

- TO NIEPRAWDA! - krzyknął Harry. - ON BYŁ ICH STRAŻNIKIEM TAJEMNICY! POWIEDZIAŁ TO, ZANIM PAN SIĘ POJAWIŁ, POWIEDZIAŁ, ŻE ICH ZABIŁ!

Wskazywał na Blacka, który kręcił powoli głową, a w oczach lśniły mu łzy.

- Tak, Harry... jakbym ich zabił - wychrypiał. - Namówiłem Lily i Jamesa, żeby swoim Strażnikiem Tajemnicy uczynili Petera zamiast mnie... Tak, to moja wina, wiem o tym... Tej nocy, kiedy zginęli, chciałem sprawdzić Petera, upewnić się, że jest bezpieczny, ale kiedy przyszedłem do jego kryjówki, już go tam nie było. Ani śladu walki. Coś mnie tknęło. Od razu wyruszyłem do domu twoich rodziców. A kiedy zobaczyłem ich dom... rozwalony... i ich ciała... zrozumiałem, co się stało... co zrobił Peter. Co ja zrobiłem.

Głos mu się załamał. Odwrócił się.

- Nie udawaj, zdrajco! - wykrzyknął Rogacz.

- Opanuj się albo rzucę na ciebie zaklęcie wyciszające – ostrzegła go cichym warknięciem Lily. James skinął niepewnie głową na znak zgody i przytulił się mocno do czerwonej poduszki.

- Dość tego - rzekł Lupin, a w jego głosie zabrzmiała twarda nuta, jakiej Harry nigdy jeszcze nie słyszał. - Jest jeden sposób, żeby udowodnić, co naprawdę się wydarzyło. Ron, daj mi tego szczura.

- A co zamierza pan z nim zrobić, jak go panu dam? - zapytał Ron.

- Zmuszę go do ujawnienia, kim jest. Jeśli jest naprawdę szczurem, nic mu się nie stanie.

Ron zawahał się, a potem wyciągnął rękę z Parszywkiem w stronę Lupina. Lupin wziął go, a Parszywek zaczął rozpaczliwie piszczeć, wić się, wyrywać i wytrzeszczać maleńkie czarne oczka.

- Gotów jesteś, Syriuszu? - zapytał Lupin. Black już wziął z łóżka różdżkę Snape'a. Zbliżył się do Lupina, a jego wilgotne oczy zapłonęły blaskiem.

James posyłał im spojrzenia pełne avad i cruciatusów, a oni patrzyli na niego błagalnie. Regulus zerkał na Lily, to na swojego brata, to na Petera, marszcząc przy tym nos.

- Razem? - powiedział cicho.

- Razem - rzekł Lupin, trzymając mocno w jednej ręce Parszywka, a w drugiej różdżkę. - Policzę do trzech. Raz... dwa... TRZY!

Z obu różdżek trysnęło niebiesko-białe światło. Przez chwilę Parszywek zawisł w powietrzu, miotając się dziko... Ron wrzasnął przeraźliwie... szczur upadł na podłogę. Jeszcze raz rozbłysło oślepiające światło, a potem...

Przypominało to film ukazujący w wielkim przyspieszeniu rośniecie drzewa. Tuż nad podłogą wystrzeliła głowa, członki wyrosły jak pędy i po chwili tam, gdzie był Parszywek, stał już mężczyzna, kuląc się ze strachu i nerwowo zaciskając ręce. Krzywołap zaczął prychać i syczeć, zjeżony jak szczotka.

Był to bardzo niski mężczyzna, niewiele wyższy od Harry'ego czy Hermiony. Miał rzadkie, bezbarwne, potargane włosy, a na czubku głowy łysinę. Był jakby zapadnięty w sobie, sflaczały, jakby schudł znacznie w krótkim czasie. Skórę miał szarą, brudnawą jak futerko Parszywka i coś ze szczura czaiło się w jego długim nosie i bardzo małych, wodnistych oczach. Rozejrzał się po wszystkich, oddech miał przyspieszony i płytki. Harry zauważył, że rzucił szybkie spojrzenie na drzwi.

- Cześć, Peter - powiedział Lupin beztroskim tonem, jakby często widywał szczury zamieniające się w dawnych szkolnych przyjaciół. - Kupa lat.

- S-syriusz... R-remus... - Nawet głos miał piskliwy. Znowu spojrzał szybko na drzwi. - Moi przyjaciele... moi starzy przyjaciele...

Black uniósł różdżkę, ale Lupin złapał go za przegub i spojrzał na niego ostrzegawczo, a potem zwrócił się do Petera Pettigrew.

- Ucięliśmy sobie małą pogawędkę, Peter - powiedział beztroskim tonem - na temat tego, co się stało w tę noc, kiedy zginęli Lily i James. Mogłeś nie usłyszeć najlepszych momentów, kiedy miotałeś się po łóżku, piszcząc przeraźliwie...

- Nie poznaję cię Remusie. Jak możesz! JAK! - znów odezwał się James.

- Remusie - wyszeptał Pettigrew, a Harry dostrzegł krople potu spływające po jego ziemistej twarzy - chyba mu nie wierzysz, co?... Próbował mnie zabić...

- Tak mówiono - rzekł Lupin, tym razem nieco chłodniejszym tonem. - Chciałbym z tobą wyjaśnić parę drobnych spraw, Peter...

- Chce mnie zabić... po raz drugi! - krzyknął nagle Pettigrew, wskazując na Blacka, a Harry spostrzegł, że zrobił to środkowym palcem, bo wskazującego mu brakowało. - Zabił Lily i Jamesa, a teraz chce zabić mnie... musisz mi pomóc, Remusie...

- Dalej Remus, pomóż mi. Jesteśmy przyjaciółmi – odezwał się Peter.

- A co ja teraz mogę!

Black wpatrywał się w niego swoimi przepastnymi oczami; teraz jego twarz do złudzenia przypominała trupią czaszkę.

- Nikt cię nie zabije, dopóki nie ustalimy kilku faktów - powiedział Lupin.

- Co tu jest do ustalenia? - zapiszczał Pettigrew, rozglądając się gorączkowo po pokoju i zatrzymując dłużej wzrok na drzwiach i zabitych oknach. - Wiedziałem, że ucieknie, żeby mnie zabić! Wiedziałem o tym od dawna! Spodziewałem się tego od dwunastu lat!

Z gardła Jamesa wydarło się ciche warknięcie. Jego pięści niebezpiecznie się zacisnęły, a ciało napięło. Lily trzymałam różdżkę w pogotowiu na wypadek nagłego ataku z jego strony. Delikatnie pokazała ją Regulusowi. Skinął głową na znak, że mnie zrozumiał.

- Wiedziałeś, że Syriusz ucieknie z Azkabanu? - zdziwił się Lupin, marszcząc brwi. - Choć nikt tego wcześniej nie dokonał?

- Posiadł moce, o jakich reszta nas może tylko marzyć! Nie wierzysz? A jak zdołałby stamtąd uciec, gdyby się nie sprzymierzył z siłami Ciemności? Myślę, że to Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać nauczył go paru sztuczek!

Black zaczął się śmiać. Straszny, mrożący krew w żyłach śmiech wypełnił cały pokój.

- Nawet śmiejesz się jak opętany!

- Kurde, James, zrozum, że ja bym tego nigdy nie zrobił! - tłumaczył się Black.

- A jednak zrobiłeś!

- Voldemort nauczył mnie sztuczek? - zapytał w końcu.

Pettigrew wzdrygnął się, jakby Black chlasnął go w twarz.

- Co, boisz się samego imienia swojego dawnego pana? Nie dziwię się, Peter. Jego banda nie pała do ciebie miłością, co?

- Nie wiem... o co ci chodzi, Syriuszu... - mruknął Pettigrew, oddychając jeszcze szybciej. Twarz lśniła mu od potu.

- Nie przede mną ukrywałeś się przez dwanaście lat. Ukrywałeś się przed starymi poplecznikami Voldemorta. Dowiedziałem się różnych rzeczy w Azkabanie, Peter... Oni wszyscy myślą, że umarłeś, bo inaczej musiałbyś przed nimi odpowiedzieć... Różne rzeczy wykrzykiwali przez sen. Wynikałoby z tego, że sprytny oszust ich przechytrzył. Voldemort dotarł do Potterów dzięki twojej informacji... i Voldemorta spotkała tam klęska. I nie wszyscy jego zwolennicy skończyli w Azkabanie, prawda? Nadal są wśród nas, chcą zyskać na czasie, udają, że zrozumieli swoje błędy... Jeśli się dowiedzą, że ty wciąż żyjesz, Peter...

- Mogę mu już przyłożyć? - zapytał James Lily. Spojrzała na niego z lekką dezorientacją. - Proszę.

Lily nie wiedząc, co mam zrobić, delikatnie ścisnęła jego rękę. Musiało go to zdziwić, ale i jednocześnie rozluźnić, bo poczuła, jak jego mięśnie przestają się napinać.

- Nie wiem... o czym mówisz... - powtórzył Pettigrew, jeszcze bardziej piskliwym głosem. Otarł twarz rękawem i spojrzał na Lupina. - Chyba w to nie wierzysz... to czyste szaleństwo...

- Muszę dodać, Peter, że trudno mi pojąć, dlaczego niewinny człowiek godzi się na to, by przez dwanaście lat być szczurem - powiedział spokojnie Lupin.

- Niewinny, ale przerażony! - zapiszczał Pettigrew. - Jeśli zwolennicy Voldemorta przysięgli mi zemstę, to dlatego, że dzięki mnie jeden z ich najlepszych ludzi trafił do Azkabanu... jego szpieg, Syriusz Black!

Na twarzy Blacka pojawił się grymas wściekłości.

- Jak śmiesz! - warknął, a jego głos przypomniał nagle Harry'emu warczenie czarnego psa, w którego zmieniał się Black. - Ja szpiegiem Voldemorta? A niby kiedy miałbym szpiegować ludzi o wiele ode mnie potężniejszych? Ale ty, Peter... Nigdy nie zrozumiem, dlaczego nie przejrzałem cię od samego początku. To ty byłeś szpiegiem. Zawsze lubiłeś przebywać w towarzystwie silniejszych od siebie, zawsze szukałeś w nich oparcia... Kiedyś byliśmy nimi my trzej... ja, Remus... i James...

- Jak możesz! - oburzył się James, a Peter pisnął przeraźliwie.

- To ty jak możesz. Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie jak brat! - wykrzyczał. - Nie zrobiłbym ci tego – wyszeptał, ale Rogacz mu nie uwierzył. Warknął cicho i oparł się oparcia kanapy.

Pettigrew ponownie otarł sobie pot z twarzy; teraz z trudem łapał oddech.

- Ja szpiegiem?... Chyba oszalałeś... Ja nigdy... Jak możesz coś takiego mówić...

- Lily i James uczynili cię swoim Strażnikiem Tajemnicy tylko dlatego, że ja ich do tego namówiłem - syknął Black tak jadowicie, że Pettigrew cofnął się o krok. - Myślałem, że to doskonały plan... że Voldemort mnie będzie szukał, a nie ciebie, bo nigdy mu nie przyjdzie do głowy, że mogliby wybrać na swojego tajnego powiernika takiego słabeusza... takie beztalencie jak ty... To musiała być najwspanialsza chwila w twoim żałosnym życiu, kiedy powiedziałeś Voldemortowi, że możesz mu wydać Potterów.

Pettigrew mruczał coś pod nosem niezbyt przytomnie. Harry dosłyszał słowa: „naciągane" i „wariactwo", ale jego uwagę bardziej przykuwała szara twarz Petera i jego ukradkowe spojrzenia, rzucane w stronę okien i drzwi.

- Na Merlina, Peter, uciekaj stamtąd – powiedział James tym razem już spokojniejszym tonem głosu. Pettigrew mocno przycisnął do siebie czerwoną poduszkę, przecierając pot z czoła. Regulus uważnie obserwował ich ruchy.

- Panie profesorze... - odezwała się nieśmiało Hermiona. - Czy... czy mogę coś powiedzieć?

- Oczywiście, Hermiono - odpowiedział uprzejmie Lupin.

- Nagle taki uprzejmy – mruknął do siebie Potter.

- No bo... Parszywek... to znaczy... ten... ten człowiek... przez trzy lata spał w dormitorium Harry'ego. Gdyby pracował dla Sami-Wiecie-Kogo, to dlaczego nigdy nie próbował zrobić Harry'emu krzywdy?

- Właśnie! - ucieszył się Pettigrew, wskazując na Hermionę swoją okaleczoną ręką. - Dziękuję ci! Widzisz, Remusie? Przy mnie Harry'emu włos nie spadł z głowy! Bo niby dlaczego miałbym zrobić mu krzywdę?

- Powiem ci dlaczego - rzekł Black. - Dlatego, że nigdy nie zrobiłeś dla nikogo niczego, jeśli nie widziałeś w tym swojej korzyści. Voldemort ukrywa się od dwunastu lat, mówią, że jest półżywy. Nie chciałeś dokonać mordu pod nosem Albusa Dumbledore'a dla jakiegoś wraka czarodzieja, który utracił swą moc, prawda? Chciałeś mieć pewność, że nadal jest najsilniejszym graczem na boisku, zanim byś do niego wrócił, prawda? Bo niby dlaczego znalazłeś sobie rodzinę czarodziejów, żeby cię przyjęła pod swój dach? Chciałeś wiedzieć, co w trawie piszczy, tak, Peter? Mieć wgląd we wszystko, co się dzieje, czy nie tak? Na wypadek, gdyby twój dawny protektor odzyskał moc, bo wtedy chętnie byś się do niego przyłączył...

Lily w ostatnich chwili wyczuła, że James próbuje rzucić się na Blacka, więc złapała go za rękę i ścisnęła mocno.

Pettigrew kilka razy otwierał usta i ponownie je zamykał. Sprawiał wrażenie, jakby stracił mowę.

- Ee... panie Black... Syriuszu... - odezwała się nieśmiało Hermiona.

Black aż podskoczył, słysząc te słowa, i spojrzał na Hermionę tak, jakby już dawno zapomniał, że można się do niego zwracać w tak uprzejmy sposób.

- Proszę mi wybaczyć... ale jak... jak ci się udało uciec z Azkabanu, skoro twierdzisz, że nie korzystałeś z czarnej magii?

- Dziękuję ci! - wydyszał Pettigrew, kiwając gorliwie głową. - Właśnie! Dokładnie to, co chciałem...

Ale Lupin uciszył go jednym spojrzeniem. Black zmarszczył lekko czoło i spojrzał ponuro na Hermionę, jakby rozważał jej pytanie.

- Nie wiem, jak tego dokonałem - powiedział powoli. - Myślę, że jedynym powodem, dla którego nie oszalałem, była moja niewinność. Wiedziałem, że jestem niewinny. To nie była szczęśliwa myśl, więc dementorzy nie mogli mnie jej pozbawić... nie mogli jej wyssać... utrzymywała mnie przy zdrowych zmysłach. Dzięki temu nie zapomniałem, kim jestem. Więc kiedy to wszystko stało się... nie do zniesienia... zdołałem się w celi przemienić... w psa. Dementorzy nie widzą... - Przełknął ślinę. - Wyczuwają ludzi po ich emocjach, którymi się żywią... Wyczuwali, że moje uczucia stały się mniej... mniej ludzkie, mniej złożone, kiedy stałem się psem... ale na pewno pomyśleli, że tracę rozum jak wszyscy, którzy tam się znaleźli, więc nie zwracali na to uwagi. Byłem jednak słaby, bardzo słaby i nie miałem nadziei na wyrwanie się stamtąd bez różdżki

[...]

- Uwierzcie mi - wychrypiał Black. - Uwierzcie. Nigdy nie zdradziłem Jamesa i Lily. Wolałbym umrzeć, niż ich zdradzić.

I w końcu Harry mu uwierzył. Gardło miał tak ściśnięte, że tylko skinął głową.

Jęk rozpaczy wydarł się z gardła Jamesa, a Syriusz uśmiechnął się lekko z satysfakcji.

- Nie!

Pettigrew padł na kolana, jakby kiwnięcie głową Harry'ego było dla niego wyrokiem śmierci. Powlókł się na kolanach do Blacka, ze złożonymi rękami, jakby się modlił.

- Syriuszu... to ja... Peter... twój przyjaciel... przecież nie możesz....

Black odtrącił go nogą.

- I tak szatę mam już dość brudną, nie musisz mnie dotykać - powiedział.

- Remusie! - jęknął Pettigrew, odwracając się do Lupina i wijąc się przed nim błagalnie. - Chyba w to nie wierzysz... Czy Syriusz nie powiedziałby ci, że zmienili plan?

- Nie, gdyby myślał, że to ja jestem szpiegiem, Peterze - odrzekł Lupin. - Dlatego mi nie powiedzieliście, prawda, Syriuszu?

- Przebacz mi, Remusie - powiedział Black.

- Ależ przebaczam ci, Łapo, stary druhu - rzekł Lupin, podwijając rękawy. - A ty przebaczysz mi w zamian, iż uwierzyłem, że to ty jesteś szpiegiem?

- Oczywiście - powiedział Black, a na jego wychudłej twarzy pojawił się cień uśmiechu. On też zaczął podwijać rękawy. - Zabijemy go razem?

- Do reszty wam odbiło! - wykrzyknął James.

- Masz w tej chwili się zamknąć! - krzyknęła Lily zdenerwowana już jego zachowaniem, na co niechętnie usiadł. 

- Tak - zgodził się ponuro Lupin.

- Nie zrobicie tego... nie zrobicie... - wydyszał Pettigrew i podczołgał się do Rona.

- Ron... czy nie byłem twoim przyjacielem... twoim ulubionym zwierzątkiem? Nie pozwolisz, żeby mnie zabili, prawda? Jesteś po mojej stronie, tak?

Ale Ron wpatrywał się w niego z głębokim obrzydzeniem.

- A ja ci pozwoliłem spać w moim łóżku!

- Dobry chłopiec... dobry pan... - popiskiwał Pettigrew - nie pozwolisz im... byłem twoim szczurkiem... twoim zwierzątkiem...

- Jeśli byłeś lepszym szczurem niż człowiekiem, to nie masz się czym chwalić, Peter - powiedział Black ochrypłym głosem.

Ron, coraz bledszy z bólu, odsunął złamaną nogę z zasięgu rąk Pettigrew, który obrócił się na kolanach, powlókł do Hermiony i chwycił brzeg jej szaty.

- Dobra dziewczynko... mądra dziewczynko... nie pozwól im... pomóż mi...

Hermiona wyrwała szatę z jego ręki i cofnęła się aż pod ścianę z przerażoną miną. Pettigrew, wciąż na kolanach, dygotał na całym ciele. Teraz zwrócił się do Harry'ego.

- Harry... Harry... taki jesteś podobny do swojego ojca... taki podobny...

- JAK ŚMIESZ ODZYWAĆ SIĘ DO HARRY'EGO? - ryknął Black. - JAK ŚMIESZ SPOJRZEĆ MU W OCZY? JAK ŚMIESZ WSPOMINAĆ PRZY NIM JAMESA?

- Harry... - wyszeptał Pettigrew, idąc ku niemu z wyciągniętymi rękami. - Harry, James nie pragnąłby mojej śmierci... James by zrozumiał... ulitowałby się nade mną...

James niebezpiecznie przestał się na chwilę ruszać. Jego wzrok zawisł na Blacku, a oddech stał się bardzo szybki i płytki. W jego głowie musiało panować tornado, które nie dawało mu spokoju i powracało z coraz większą siłą.

Black i Lupin podeszli do niego szybko, schwycili za ramiona i cisnęli z powrotem na podłogę. Siedział tam, drżąc ze strachu i wpatrując się w nich szeroko otwartymi oczami.

- Sprzedałeś Lily i Jamesa Voldemortowi - rzekł Black, który również cały się trząsł. - Zaprzeczysz temu?

Pettigrew zalał się łzami. Trudno było na to patrzeć: wyglądał jak wyrośnięte, łysiejące niemowlę, czołgające się po podłodze.

- Syriuszu, Syriuszu, co mogłem na to poradzić? Czarny Pan... ty nie masz pojęcia... miał broń, której nie potrafisz sobie nawet wyobrazić... Bałem się, Syriuszu, nigdy nie byłem tak odważny jak ty, Remus czy James. Nie chciałem tego... Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, zmusił mnie...

- NIE KŁAM! - krzyknął Black. - PRZEKAZYWAŁEŚ MU INFORMACJE PRZEZ CAŁY ROK, ZANIM LILY I JAMES ZGINĘLI! BYŁEŚ JEGO SZPIEGIEM!

- On... on wszędzie zwyciężał... wszyscy mi ulegali! Co by to dało, gdybym ja mu odmówił?

- A co miało dać zwycięstwo nad najpodlejszym czarnoksiężnikiem świata? - zapytał Black, kipiąc z wściekłości. - Miało ocalić życie niewinnych ludzi, Peter!

- Nic nie rozumiesz! - zaskomlał Pettigrew. - Przecież on by mnie zabił!

- WIĘC POWINIENEŚ UMRZEĆ! LEPIEJ UMRZEĆ, NIŻ ZDRADZIĆ SWOICH PRZYJACIÓŁ! MY BYŚMY TO SAMO ZROBILI DLA CIEBIE!

James pękł jak bańka mydlana, w przenośni oczywiście. To musiało być dla niego za dużo. Powoli wstał z fotela, a jego wzrok przeniósł się na Petera.

- Uspokój się, James – powiedziała łagodnie Lily i złapałaa go za ramię, ale on się wyrwał.

- Ty! - Pokazał na Pettigrew. - Przez ciebie ja i Lily nie żyjemy! Przez ciebie Syriusz spędził dwanaście lat w AZKABANIE! - Black i Lupin podnieśli się z siedzeń i stanęli obok Rogacza. Chwyciła za swoją różdżkę i stanęłam za nimi. To samo zrobił Regulus, ale nie atakowali. - Przez ciebie posądziłem najlepszych kumpli o zdradę! - kontynuował. - Miałem cię za przyjaciela! Za przyjaciela, rozumiesz, a ty to wszystko przepuściłeś dla ratowania własnego tyłka!

- Jestem za tym, aby wrzucić go do jeziora – zaproponował Syriusz i już sięgał po różdżkę, ale Lily powiedziała:

- Nie radzę.

Obrócili się w ichstronę.

- Liluś, co ty robisz? Przez niego nie żyjemy!

- Wiem, ale mam inny pomysł. Rzucę na niego zaklęcie, które spowoduje, że nikomu nie będzie mógł powiedzieć, ani napisać o tych książkach. Kiedy skończymy czytać, zmodyfikuje mu pamięć tak, że nie będzie wiedział o tym, co czytamy, tylko że ferie spędził, rozwalając się na kanapie i robiąc parę prac domowych.

-To najlepsze wyjście z tej sytuacji – potwierdził jej pomysł Regulus.

Chłopcy niechętnie się odsunęli. Z różdżki Lily wyleciał delikatny niebieski promień i wniknął w Petera. A później Lily rzuciła na niego jeszcze jedno zaklęcie, tym razem usypiające.

- Już.

- Wspaniale. Żądam przeprosin – zapowiedział Black i założył ręce na piersi.

James rzucił się do przeprosin.

- Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Poniosło mnie, przepraszam, że w was zwątpiłem. W tym momencie to ja zawiodłem. Przepraszam. 

Ręce miał wyciągnięte przed siebie jak do modlitwy, a kolana lekko ugięte jakby w każdym momencie był gotów uklęknąć i błagać ich na kolanach.

- Dobra, daj spokój – powiedział Remus i poklepał przyjaciela po plecach.

- Łapo?

- Ostatni raz – powiedział i mocno przytulił Jamesa. Lily głośno wpuściła powietrze z płuc.

+++

W tamtym momencie zazdrościła Jamesowi, że ma takich przyjaciół, a nawet braci. Jednak nie ten moment najbardziej utknął mi w pamięci.

Nigdy nie przypuszczałam, że TA osoba, że ona...

+++

Harry'emu zdawało się, że patrzy na nich z oddali, jakby z drugiego końca długiego tunelu, a ich głosy nienaturalnie dźwięczały mu w uszach.

- Więc chłopiec... musi umrzeć, tak? - zapytał całkiem spokojnie Snape.

- A życie musi mu odebrać sam Voldemort. Tak, Severusie. To warunek podstawowy.

Znowu zapadło milczenie, które przerwał Snape.

- A ja myślałem... przez te wszystkie lata, że robimy to dla niej. Że chronimy go dla Lily.

- Nagle taki dobroduszny – podsumował James.

Lily warknęła na niego cicho i wróciła do czytania tekstu. W jej oczach zebrały się już łzy, ale żadna na razie nie chciała ich opuścić.

- Chroniliśmy go, ponieważ trzeba go było wszystkiego nauczyć, ponieważ trzeba było go wychować, ponieważ trzeba było pozwolić mu odczuć i wypróbować jego własną moc - rzekł Dumbledore, wciąż zaciskając powieki. - A tymczasem umacniał się ów tajemniczy związek między nimi, rosła pasożytnicza zażyłość między ich umysłami. Czasami podejrzewałem, że on sam zdaje sobie z tego sprawę. Jeśli dobrze go znam, to tak pokieruje sprawami, że kiedy już wyruszy na spotkanie ze śmiercią, będzie to oznaczało ostateczny koniec Voldemorta.

Otworzył oczy. Snape patrzył na niego z przerażeniem.

- Chroniłeś go, utrzymywałeś tak długo przy życiu tylko po to, by umarł we właściwym momencie?

- Dumbledore? Ten Dumbledore? Ja w to nie wierzę – wyszeptał Syriusz. Lily ledwo czyta. Głos jej się urywał.

- To cię tak szokuje, Severusie? A ilu ludzi umarło na twoich oczach?

- Ostatnio tylko ci, których nie byłem w stanie ocalić - odparł Snape, wstając. - Wykorzystałeś mnie.

- To znaczy?

- Szpiegowałem dla ciebie, kłamałem dla ciebie, narażałem dla ciebie życie, a wszystko to robiłem, by zapewnić bezpieczeństwo synowi Lily. A teraz mówisz mi, że hodowałeś go jak prosiaka na rzeź...

Głos uwiązł jej w gardle, a po policzkach zaczęły spływać łzy. Silne ramiona James objęły ją w pasie, przyciągając bliżej niego.

- Czytać dalej? - spytał cicho.

Pokiwała przecząco głową. Szybko starła łzy z myślą, że musi byś silna.

- To bardzo wzruszające, Severusie - powiedział z powagą Dumbledore. - A więc w końcu dojrzałeś do tego, by przejmować się losem tego chłopca?

- Jego losem? - wykrzyknął Snape. - Expecto patronum!

Z końca jego różdżki wystrzeliła srebrna łania. Wylądowała na podłodze, przebiegła przez pokój i wyskoczyła przez okno. Dumbledore patrzył, aż jej srebrna poświata zniknęła w ciemności, a potem odwrócił się do Snape'a. Oczy miał pełne łez.

- Przez te wszystkie lata?

- Zawsze.

+++

Nawet nie zauważyła, kiedy znów zaczęła płakać. Opadała na zimny śnieg, twarz przykrywając dłońmi. Zaszlochała. To bolało, tak cholernie bolało. Udawał, że ją nienawidzi, że jej nie zna, że się nią brzydzi, a w głębi duszy kochał ją i zrobiłby dla niej dosłownie wszystko. Gdzie tu była sprawiedliwość? Gdzie?

- Lily? Lily nie płacz – usłyszała za sobą Jamesa.

- Idź sobie. Chcę być sama – powiedziała z trudem.

Poczuła, jak podnosi ją z ziemi i stawia na nogach. Jego czekoladowe oczy patrzyły na nią z wielkim bólem.

- Nie płacz, Lily, proszę. Nie lubię, nie chcę patrzeć, jak płaczesz, bo i ja chcę wtedy płakać.

- James...

- Nie. Ja wiem, że ostatnie dni były bardzo emocjonujące i rozumiem twoją reakcję i proszę cię, że jeżeli chciałabyś się wyżalić, to przyjdź do mnie. Wiem, że nigdy mnie nie lubiłaś i może cię denerwowałem...

- Nawet bardzo.

- ... jednak chciałbym... żebyś spróbowała się ze mną zaprzyjaźnić. Już nie mówię, żebyś była moją dziewczyną. Ja... po prostu chcę mieć w tobie chociaż przyjaciółkę. Zależy mi na tobie Lily Evans i zabiję każdego chłoptasia, który cię skrzywdzi, a jeżeli stałoby się tak, że... to ja nim będę... to... postaram się być najwspanialszym chłopakiem, jakiego mogłabyś mieć.

- James... to...nie wiedziałam, że stać cię na takie wyznanie.

- Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz – wyszeptał. - A teraz, proszę, chodź do zamku, bo się przeziębisz i Dorcas mnie zabije.

W odpowiedzi zaśmiała się cicho i potarła nos. W ciszy wrócili do zamku, gdzie czekali, aż wrócą ich przyjaciele.

Co z książkami? Na razie postanowili, że to będzie ich mały sekret i w miarę upływu czasu powiedzą o tym niektórym osobom.

Co z Regulusem? Jak znalazł się w zamku? Odpowiedź była prosta. Zwiał z domu, bo nie mógł już wytrzymać gadania matki o czystości krwi. Zaczął starać się o zmianę przydziału. W Slytherinie pewnie nie miałby życia. 

A Peter? Tak jak postanowili, tak zrobili. Zmodyfikowali mu pamięć i teraz nic nie pamięta oprócz tego, że w ferie przyjechał Reg pogodzić się z Syriuszem.

Jednak Lily na myśl nasuwało się jedno, bardzo poważne pytanie. Co teraz zrobią?

5 komentarzy:

  1. TYLKO BEZ UMIERANIA! Nie chcę mieć Ciebie na sumieniu. Rozdział faktycznia podobny do poprzedniego. Czekam na następne rozdziały. Mam nadzieję, że nie będziesz robić zbyt długich przerw. To naprawdę super opowiadanie i liczę, że za tydzień, góra dwa będę miała co czytać.
    Pozdrówka!
    RosePs

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie będę komentowała drugi raz właściwie identycznego rozdziału, bo to chyba nie ma sensu. Powiem tylko, że to dobrze, że pracujesz nad tekstem. Na pewno będę czytać, jak zawsze. Kibicuję bardzo, żebyś dokończyła, bo to świetny pomysł, ale to mówiłam Ci wielokrotnie. pracuj, pracuj, a naprawdę prędzej czy później osiągniesz cel :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisz szybko te nowe rozdziały Alex, bo jak nie to się na Ciebie obrażę, a ja się tak szybko złościć nie przestaję ;) I mam nadzieję, że go kiedyś dokończysz, bo w przeciwnym razie Cię znajdę :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałaś nominowana do nagrody Liebster Award. Więcej na moim blogu ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaki wspanialy pomysl! Jestem pod wrazeniem naprawdę, będę tu zagladac :) pisze dalej slonko <3

    OdpowiedzUsuń

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis