sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 4

- Za późno.

- Syriusz!

- Już nic nie możesz zrobić.

- Łapo, obudź się!

- On odszedł.

- Syriusz!

Obudził się zlany potem. Syriusz zdezorientowanym wzrokiem przeleciał po zatroskanych i przestraszonych twarzach Jamesa i Remusa i odetchnął głęboko, opadając na poduszkę. Jego sen, mimo iż nigdy się nie wydarzył, mimo iż był tylko wytworem jego wyobraźni, spowodowany przez emocje, wydawał się realistyczny jak dzisiejszy dzień.

- Wszystko gra? - zapytał James. Łapa skinął lekko głową na potwierdzenie, chociaż jego serce nadal waliło jak oszalałe.

- To tylko zły sen. Co jest?

- Sam zobacz – odparł Remus i pokazał mu kawałek pergaminu.


Lenicie się, a czas tyka. Tik-tak, tik-tak.


H

- Musimy zacząć działać – szepnął Syriusz bardziej do siebie niż do przyjaciół i wstając, posłał im krótkie, ale bardzo znaczące spojrzenie.

- Wiemy, dlatego chodź. Robimy zebranie.

Wybiegli z wieży, zwracając na siebie uwagę kilku uczniów i pognali do Pokoju Życzeń. W przytulnym saloniku w odcieniach ciepłej czerwieni i brązu, Lily i Regulus zacięcie rozmawiali przyciszonymi głosami. Gdy huncowci wpadli do środka, zamilkli.

- Dobrze, przeanalizowałam wszystko. Jest pięć horcruksów: pierścień, dziennik, diadem, puchar i medalion – powiedziała Lily powolnie.

- Aby je zniszczyć, potrzebujemy kła bazyliszka – dodał Regulus. - Problem tkwi w tym, że żadne z nas nie jest wężoustne.

- No tak, ale możemy się tego nauczyć, jak Ron. – Syriusz odezwał się niemal natychmiast. Pomysł nie wydawał mu się głupi.

- Niby tak, ale Ron przez parę lat słyszał, jak Harry syczy, my nie wiemy, jak to brzmi – odpowiedziała Lily lekko zmartwionym tonem głosu. - Dlatego jestem za tym, aby część uczyła... próbowała się nauczyć wężomowy, a część szukała informacji czy nie ma gdzieś jeszcze jednego wężoustnego.

- Jestem za – powiedział natychmiast James. Chociaż tego przed sobą nie przyznał, zrobił to, by podlizać się Lily choć odrobinę.

Syriusz też poparł słowa Evans, ale momentalnie zmienił zdanie, gdy ta oznajmiła, iż znajdzie się w grupie, która do tej nauki miała przystąpić. Tym sposobem on, James i Regulus zostali w Pokoju Życzeń, a Lily i Remus udali się do biblioteki w poszukiwaniu informacji.

- To... który pierwszy będzie syczał? - zapytał James i wyszczerzył się głupio.

- Ja – odparł dumnie starszy Black. Zamarł w poważnej pozie, budując wyczekujące napięcie i ku wielkiemu wybuchowi śmiechu Jamesa i Regulusa, wyginając się niczym wąż, zaczął wydawać z siebie dziwne i pozbawione wszelkiego sensu syki. Ich wesoły śmiechy rozbrzmiały dźwięcznie w saloniku.

***

- Ale wiesz, że źle zrobiliśmy, zostawiając ich samych. - Remus przerwał ciszę, która wtargnęła między nich podczas drogi do biblioteki. Nie było w niej nic złego, ale odkąd Lily dowiedziała się o przypadłości Remusa, ten miał niemiłe i niczym niepotwierdzone przeczucia, że Gryfonka się od niego oddaliła.

- Zdaję sobie z tego sprawę – odparła spokojnie Lily, starając się nie myśleć o tym, jakie głupoty i dziwactwa wyczyniają teraz chłopcy w Pokoju Życzeń.

Weszli do biblioteki. Oboje z przyzwyczajenia zaciągnęli się słodkim zapachem ksiąg i pergaminów i posławszy bibliotekarce krótki uśmiech, skierowali się w dział historyczny. Niewiele było pozycji z interesującymi ich wiadomościami. Dużo i tak naprawdę nic. Wiele informacji się powielało, część była niejasna lub niekompletna. Pierwszy raz od dawna Hogwardzka biblioteka okazała się dla Lily mało pomocna.

- Lily, patrz! – zawołał entuzjastycznie Remus. Gryfonka podbiegła do niego z czystym zaciekawieniem i nadzieją wymalowaną na twarzy. Kiedy spojrzała na książkę, którą trzymał Lupin, poczuła się lekko zawiedziona.

- Nic tu nie widzę, a poza tym, to tylko jeden z kilkudziesięciu egzemplarzy Historii Hogwartu.

- Wiem, ale popatrz. To wydanie jest jakieś inne i w zasadzie nigdy go nie widziałem, a poza tym brakuje tu paru stron. Widzisz?

Palcem przejechał po złączeniu stron. Lily musiała bardzo dokładnie wytężyć wzrok, by dostrzec resztki wyrwanych stronic. Zainteresowana zaczęła przeglądać książkę strona po stronie, a Remus zabrał się za sprzątanie bałaganu, który wokół siebie stworzyli. Wymachiwał różdżką, odstawiając poszczególne książki na swoje miejsca. Był przy tym dziwnie zamyślony, co nie umknęło bystremu oku Lily. Powolne ruchy jego ciała sprawiały, że Evans zachciało się spać. Ziewnęła głośno, szybko zatykając usta dłonią, ale Remus nawet tego nie dosłyszał. Rzetelnie odkładał książki na półki. Robił to coraz wolniej i wolniej, aż w końcu się zatrzymał.

Lily zamrugała szybko kilka razy.

- Remus! – zawołał, ale nie dostał odpowiedzi.

Zatrzymał się w jednej pozycji. Wszystko się zatrzymało oprócz niej. Przerażona rozejrzała się wokół. Jakiś pierwszoroczniak zepchnął łokciem kałamarz z atramentem. Czarna ciecz zawisła w powietrzu, podobnie jak srogi palec bibliotekarki nad głową skulonego ucznia.

- Dziwne uczucie, prawda?

Lily podskoczyła w miejscu, słysząc w oddali głos. Ponownie rozejrzała się na boki, ale nikogo nie zobaczyła.

- Kim jesteś? - zapytał lekko drżącym głosem.

- To nie jest ważne. Ważna jest rada, którą chcę ci udzielić. Nie zawsze wszystko nam się udaje, ale warto wierzyć w cuda. Nie wszystko widoczne jest gołym okiem, ale jest.

Cisza zadźwięczała jej w uszach. Nie chciała się odezwać, oczekując dalszych słów, ale te nie nadeszły. To wszystko? Poczuła się zawiedziona i skołowana. Mrugnęła i wszystko wróciło do normy. Oprócz jej samej.

- Lily? Wszystko dobrze?

Remus przystanął obok niej.

- Tak. Po prostu... zamyśliłam się.

- Wymyśliłaś coś?

- Tak – odpowiedziała, chociaż żaden konkretny plan nie zawitał w jej głowie. Kierowana nieznaną jej siłą, sięgnęła po swoją różdżkę i rzuciła zaklęcie demaskujące na książkę. W miejscu wyrwanych stron pojawiła się samotna kartka.

- Sprytne – podsumował Remus, drapiąc się po czole.  - Skąd wiedziałaś?

- Nie mam pojęcia.

Pochłonięci przez tekst, stali w miejscu zafascynowani informacjami w nim zawartymi. Pośpiesznie opuścili bibliotekę, biegnąc do Pokoju Życzeń. Widok wygłupiających się chłopców wcale ich nie zaskoczył.

- Wy już? - zdziwił się James, przy okazji ocierając łzę, którą uronił pod wpływem śmiechu.

- Tak. Zobaczcie – odparł Remus.

- Wow! Książka – zadrwił Syriusz, wyrywając ją Remusowi z dłoni.

- Historia Hogwartu – dodała Lily.

- Bleee … weź to ode mnie. - Łapa, krzywiąc się z obrzydzenia, odrzucił książkę do Regulusa. Ten bez zbędnych wygłupów zaczął czytać tekst na zaznaczonej stronie.

- Niepotwierdzona legenda. - Napisane było u góry. - Każdy założyciel Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart chwalił coś innego. Dla Godryka Gryffindora to była odwaga, postanowienie i moc płynąca z serca. Helga Huffelpuff ceniła lojalność, uczciwość, fair play i ciężką pracę. Pomysłowość, mądrość i kreatywność – te cechy szanowała wspaniała Rowena Ravenclaw. Nikt jednak nie ma wątpliwości, że to właśnie Salazar Slytherin był chodzącą zagadką. Cenił on przebiegłość, ambicję i czystość krwi i to właśnie ta ostatnia rzecz poróżniła dwóch przyjaciół – Salazara i Godryka. Czystość krwi była tym, co wywołało kłótnię między przyjaciółmi, a oliwy do ognia dolała urocza Rowena, w której to podkochiwali się obaj czarodzieje. Na nieszczęście Salazara, Ravenclaw zapałała miłością do Godryka. Slytherin nie mogąc znieść widoku tej dwójki, opuścił szkołę. Helga, której to skromność nie potrafiła wyznać uczuć do tajemniczego i groźnego Salazara, ruszyła za nim.

- Szukała go wiele miesięcy. Ich żywota skrzyżowały się na krótko w przelotnym romansie, który zaowocował w życie. Huffelpuff urodziła bliźniaki – syna i córkę – jednak dziewczynka umarła w parę dni po porodzie, a Salazar odszedł. Po roku wrócił do szkoły i zbudował słynną Komnatę Tajemnic.

- Przeczytaj dopisek na dole - poleciła mu Lily.

- Pewne źródła mówią, że Slytherin miał jeszcze jeden romans, ale niestety nie są to potwierdzone informacje. Sama plotka, że prawdopodobnie miał on dzieci z Heglą Huffelpuff, również jest niepotwierdzoną informacją. Przeszukałem wiele źródeł i miejsc w poszukiwaniu informacji na ten temat, ale nie znalazłem nic godnego uwagi. Pozostaje mi wierzyć, że plotka jest po prostu plotką, zwykłą opowiastką, by upikantnić nam jeszcze bardziej historię czwórki wspaniałych czarodziejów.

- A to ci Slytherin – podsumował Syriusz.

- Ta strona była ukryta - powiedziała Lily niezwykle podekscytowanym głosem. - A to może tylko oznaczać, że ta plotka nie jest plotką. Ktoś specjalnie ukrył tę stronę, chcąc zachować tak wielki news w tajemnicy.

- Musimy znaleźć tego potomka Helgi i Salazara – powiedział Regulus. - I wiecie co? Chyba wiem, gdzie zacząć.

- Oh, doprawdy?

- Tak. Jest taki jeden Puchon, który odróżnia się trochę od innych. Myślę, że to o niego chodzi.

- Świetnie. O kim myślisz? - zapytał Remus.

- Louis Kabert.

*

Cały następny dzień, a był to dość deszczowy czwartek, dyskretnie obserwowali Louisa na przerwach między lekcjami. Szybko zaobserwowali, że chłopak nie miał zbyt wielu przyjaciół. Zazwyczaj wszystko robił sam. Jego rozmowy z rówieśnikami były krótkie i prawdopodobnie nie za ciekawe.

Był dosyć niski. Czarne włosy miał proste, lekko zaczesane na bok. Blada cera uwydatniała czerwone, wąskie usta i niebieskie oczy. Mundurek miał schludny, czysty, wyprasowany i dopasowany idealnie do jego kościstej sylwetki. Wydawało się, że chodzi z głową zawieszoną w chmurach, a jednocześnie stąpa też twardo po ziemi.

Lily obserwowała go właśnie między półkami biblioteki. Louis sięgał po książki związane z eliksirami, czytał ich opis, a gdy przypadły mu do gustu, zabierał ze sobą. Powoli podążał wzdłuż regałów, nieświadomy, że jest obserwowany.

Louis zebrał ostatnią książkę i skręcił w inny rząd, gdy... Czołowe zderzenie z Lily nie było dla niego zbyt przyjemne. Książki wypadły mu z dłoni i głuchym trzaskiem upadły na podłogę. Tępy ból wdarł się na jego czoło, które pośpiesznie masował.

- O Merlinie, przepraszam, zamyśliłam się - powiedziała Lily przepraszającym tonem głosu i szybko kucnęła, by pozbierać książki.

- Nic się nie stało – zapewnił ją Louis. Przez jego twarz nie przelał się nawet drobny cień złości.

Lily oddała mu pozbierane książki.

- Głupio się z tym czuję. - W zakłopotaniu podrapała się po głowie. - Może mogę ci jakoś pomóc?

- W sumie... poszukuję jakiejś fajnej księgi o eliksirach. Pomogłabyś mi poszukać?

- Pewnie – odpowiedziała z entuzjazmem. - A tak a propos to jestem Lily.

- Louis - przedstawił się.

Zabrali się za szukanie. Lily większość tytułów znała. Jeszcze nie tak dawno sumiennie czytała książki o eliksirach wraz z Severusem, później wymieniając się spostrzeżeniami na ich temat. Co najdziwniejsze, Louis również zdawał się znać każdy podawany przez nią tytuł. Ewidentnie był już zmęczony ciągłym czytaniem tego samego.

- Chyba nic tu po mnie, skoro wszystko czytałeś – stwierdziła po dłuższej chwili. Chłopak westchnął ciężko. - Wiesz, może powinieneś załatwić sobie zgodę na wejście do Działu Ksiąg Zakazanych.

- Chciałem, ale żaden nauczyciel nie chciał mi dać.

- Co? Dlaczego?

- Nie mam pojęcia - westchnął ponownie, wzruszając przy tym ramionami. - Zawsze mnie odprawiali z kwitkiem albo mówili, że jestem za młody.

Przez ciało Lily przeszedł dreszcz. Była pewna, że nauczyciele wiedzą.

- A gdybym ci załatwiła takie wejście, to pomógłbyś mi w czymś?

Oczy Louisa zaświeciły się z ciekawości, a twarz przybrała nienaturalne rysy twarzy, sprawiające, że Lily zadrżała. Wyglądał dostojnie i groźnie.

- Mów dalej.

- Wiem, że jesteś wężoustny, a ja takiego potrzebuję.

- Skąd? - Nie krył swojego zaskoczenia.

- Nie ważne. Pomożesz?

Louis po dłuższej chwili namysłu, rzekł:

- Niech będzie. – I wziąwszy książki, zniknął jej z oczu.

Lily opuściła bibliotekę dziesięć minut później. Pędząc do Wieży Gryffindoru myślała tylko o tym, by podzielić się rewelacjami z chłopakami.

sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 3

Luty minął bardzo szybko i nim uczniowie Hogwartu się obejrzeli, była już połowa marca.

Jamesa całkowicie pochłonął Quidditch, tak samo, jak Syriusza. Chłopcy latali na treningi, by dokopać przeciwnikom w następnych meczach. Remus żył swoim własnym wilczym życiem, a Peter od czasu do czasu znikał z oczu, ale na szczęście nie było to aż tak często. Regulusowi dobrze było w Ravenclavie. Czuł się wolniejszy.

Lily dręczyły obawy, że jej przyjaciółki zaczynają coś podejrzewać, a zwłaszcza Nina, która posyłała ku swojej przyjaciółce dziwne spojrzenia zbyt często. Lily poważnie rozważała powiedzenie im o książkach. Kłamstwo ma krótkie nogi i zawsze wyjdzie na jaw. Chociaż jakby głębiej się temu przyjrzeć to, to nie jet kłamstwo, tylko tajemnica, o której im mniej osób wie tym lepiej.

A co, jeśli Lily nie będzie w stanie ich ochronić? Zginą? Nie mogła do tego dopuścić. Wymyśli coś. Może usunie im pamięć i wywiezie do Australii jak Hermiona swoich rodziców? Zrobi wszystko, by chronić swoje przyjaciółki, tak samo, jak rodziców i (Merlinie, niech straci) siostrę też.

Pani Dibet – nauczycielka numerologi – oznajmiła koniec lekcji i klasa powoli zaczęła pustoszeć. Opuściła klasę, ale nie dane jej było daleko pójść. Została przepchnięta do ściany przez zgrabną Ślizgonkę o czarnych włosach i lekko niebieskich oczach. Caroline Danett była dla niej jedną z chodzących zagadek Hogwartu. Zawsze cicha i opanowana. Chyba nigdy nie widziała jej rozwścieczonej.

- Słuchaj no Evans – warknęła lekko, ale nie złowrogo. - Nie wiem, co kombinujesz z Potterem, Blackami i Lupinem, ale to ci nie wyjdzie na dobre. Dlaczego ty w ogóle z nimi gadasz? Myślałam, że ich nienawidzisz.

- Bo tak było, ale niektóre sytuacje życiowe zbliżają do siebie ludzi – odpowiedziała opanowanym głosem. Nie zadrżał, jej z czego była dumna.

- Dowiem się, co kombinujecie, chyba że ułatwisz mi tę sprawę i powiesz mi z łaski swojej. - Jad w jej spokojnym głosie była tak wyczuwalny, że aż przeszły ją ciarki.

- Przykro mi, ale nie.

Caroline przybliżyła swoje usta bliżej ucha Lily i delikatnie wyszeptała:

- Uważaj na siebie, Evans.

Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Caroline szybkim krokiem oddaliła się od Gryfonki, zostawiając ją przerażoną przyciśniętą do ściany.

Strach ten towarzyszył jej aż do Łazienki Jęczącej Marty, gdzie się schowała. Jedno z najmniej odwiedzanych pomieszczeń w szkole dało Lily chwilę spokoju. Opłukała twarz zimną wodą, co skończyło się tym, że zmyłam sobie tusz do rzęs i lekki make up, który trochę ukrywał liczne piegi. Szybko poprawiła to, co się zepsuło. Spojrzała po umywalkach.

Jedna rzeczywiście nie działała, a nad nią był mały wężyk. Gdzieś tam, kilkadziesiąt metrów pod nią spał bazyliszek. Otrząsnęła się na tę myśl i zaczęła się bliżej przyglądać temu znakowi, jednak zamarła w bezruchu, kiedy usłyszała, że drzwi otworzyły się z charakterystycznym skrzypnięciem. Powoli się odwróciła, przy okazji sięgając po różdżkę. Jednak gdy spojrzała na drzwi, nikogo tam nie było.

- Dobra, ja wiem, że to wy. Wyłazić spod niewidki – nakazała i momentalnie przed nią pojawiły się cztery dobrze znane postacie.

- Skąd wiedziałaś? - zapytał piskliwie Peter, ale Lily od razu rzuciła na niego zaklęcie ogłuszające. Zachwiał się lekko i upadł na zimną posadzkę. Ups, będzie go boleć głowa.

- Nie musiałaś tego robić – skomentował James.

- Musiałam – sapnęła i opowiedziała im o pogawędce, jaką odbyła z panną Danett. Pokazała im również symbol nad umywalką.

- Kilkudziesięciu metrowy wąż jest gdzieś pod nami i tylko czeka na znak, żeby zabijać. Chyba mi niedobrze – powiedział Syriusz i oparł się o ścianę.

- Myślałam, że Blackowie niczego się nie boją – odparła, na co Łapa uniósł się dumnie.

- Bo tak jest. Nie boje się tego węża.

- Jak tam uważasz – bąknęła i podniosła swoją torbę z podłogi i wyszła na korytarz. Nie chciała im przeszkadzać, bo po cokolwiek tam przyszli, z całą pewnością chcieli być sami.

Szła kawałek, kiedy ktoś chwycił ją za rękę. W pierwszej chwili pomyślała, że to znowu Danett, ale na szczęście to był tylko James. Co za ironia. Cieszyła się, e widzi Pottera.

- Nie martw się. Będzie dobrze – powiedział, kiedy spojrzała w jego czekoladowe oczy. Było widać w nich troskę.

- Wiem, James, wiem – szepnęła.

- Dzisiaj pełnia. Nie wychodź na dwór, dobrze? I z dormitorium najlepiej też.

- Na błonia nie wyjdę, obiecuję, a z tym drugim to taki mały kłopot, bo mam dzisiaj dyżur.

- Z kim?

- Nie mam pojęcia – odpowiedziała zgodnie z prawdą.

Wtedy stało się coś, czego nigdy by nie przewidziała. James przyciągnął Lily do siebie i ostrożnie pocałował. Nie trwało to długo, bo zaledwie parę sekund. On chyba też nie miał tego w planach, bo jak się skapnął, co robi, to natychmiast się odsunął.

- Merlinie, Lily, przepraszam, ja nie wiem, co we mnie wstąpiło – zaczął się tłumaczyć i przepraszać dziewczynę. Mieli być tylko przyjaciółmi, a on ją całuje. Przywalił sobie w myślach za ten ruch.

- Uważaj na siebie, James – przerwała mu spokojnie i poszła w stronę wieży Gryffindoru, zostawiając chłopaka samego i zdezorientowanego. Nie miała wyrzutów sumienia, że go tak zostawiła.

Wszedłszy do pokoju, od razu pokierowałam się do dormitorium, gdzie spotkała Dorcas malująca paznokcie.

- Hej – powiedziała niepewnie i położyłam się na łóżku. - Gdzie dziewczyny?

- Chyba w bibliotece, a co?

- Tak się pytam -- odpowiedziała smętnie.

- Dobra, co się stało? - zapytała, odstawiając buteleczkę z lakierem na nocny stolik. Ona zawsze umiała przejrzeć swoje przyjaciółki i wyłapać, że coś jest nie tak.

- Nic.

- Mów – nakazała trochę ostro.

- James mnie pocałował.

Z gardła Dorcas wydarł się pisk radości. Szybko przeskoczyła na łóżko przyjaciółki i usiadła na jego brzegu. Dzika radość w jej oczach była wręcz boleśnie nie do zniesienia.

- Jak było? - zapytała podniecona. - Jak to się w ogóle stało?

- Po prostu przyciągnął mnie do siebie i pocałował, a kiedy się skapnął, co robi to zaczął mnie przepraszać.

- Uuu - skrzywiła się lekko – Może pomyślał, że go jeszcze bardziej odtrącisz i dlatego przestał.

- Może – szepnęła.

- Powinnaś dać mu szansę, wiesz.

Lily wywróciła oczami. Odkąd James zaprosił ją na randkę w czwartej klasie, dziewczyny upierały się, że powinna jednak się z nim umówić i chociaż spróbować. Zawsze odtrącała ten pomysł i chyba nadal będzie. Mimo że James strasznie się zmienił, Lily nie wiedziała, czy jest gotowa na bycie jego dziewczyną, zwłaszcza po tym, co przeczytała w książkach.

Wieczór nastał strasznie szybko i nim Lily się obejrzała, musiałam zejść pod pokój nauczycielski i zobaczyć z kim będzie patrolować korytarze, a gorzej trafić nie mogła. Dlaczego to musiała być osoba, którą z całego serca próbowała unikać?

- Hej, Lily – przywitał się spokojnie Severus.

- No, tak, cześć. Idziemy?

Skinął tylko głową i poszli przed siebie. Jedynym źródłem światła były promienie z ich różdżek i wielki księżyc na niebie. Lily zrobiło się żal Remusa, że musi przechodzić takie męczarnie co miesiąc.

Szli w ciszy, niezręcznej ciszy, która pomału stawała się męcząca, jednak dziewczyna nie miała zamiaru rozpoczynać rozmowy. Pomimo że się pogodzili, to już nie były te same relacje jak sprzed piątej klasy. Coś ich blokowało.

- Umm... to jak minęły ci ferie? - zaczął rozmowę Severus.

- Mogły być. A tobie?

- Cały tydzień byłem u Malfoyów.

- I... i jak było?

- Tak szczerze to wolałbym zostać w zamku.

- Aha. - Nie było jej stać na nic innego. Znów zapanowała cisza i znów zrobiło się niezręcznie. - Nie wiesz może... jak zareagowała matka Regulusa na to, że uciekł? - spytała po chwili.

- Niezbyt dobrze. Była załamana. Dlaczego pytasz?

- Z ciekawości – odpowiedziała szybko, by chłopak nie nabrał podejrzeń.

- Lily, jesteś jakaś dziwna ostatnio. Unikasz mnie, nie patrzysz na mnie, nie chcesz ze mną rozmawiać. Coś się stało?

Przełknęła głośno ślinę. Lily nie potrafi kłamać.

- Nie. Dlaczego?

- Widzę, Lily. Zadajesz się z Potterem i Blackami, a przecież ich nienawidziłaś. Lupina jeszcze rozumiem, ale ich.

- Porozmawialiśmy i zgodnie stwierdziliśmy, że możemy spróbować się zaprzyjaźnić. Koniec.

Naprawdę miała nadzieję, że to koniec, bo jak Severus zacznie drążyć temat, to jest źle, bardzo źle. Na szczęście nie pytał już o nic. Resztę patrolu spędzili w ciszy lub wymieniając jakieś drobne uwagi.

*

- Moi drodzy, dzisiaj zajmiemy się przyrządzeniem antidotum na odpadanie kończyn i zanik kości – oznajmił Slughorn, uśmiechając się przy tym promiennie. - Wszystkie potrzebne informacje są w waszych książkach na stronie dwieście pięć. Macie czas do końca lekcji.

Syriusz niechętnie otworzył książkę i po przeczytaniu listy składników, poszedł po nie. Nie umiał pojąć, po co ma się uczuć o tym durnym antidotum i go robić. Przecież i tak nie będzie uzdrowicielem, ale jak trzeba, to trzeba. Remus zacięcie siekał nogę jaszczurki, James też coś tam kroił, ale widać było, że myślami jest gdzieś daleko, a Peter jak to Peter obijał się.

Łapa, zapoznawszy się z rozpiską, stwierdził, że powinien wrzucić korzeń imbiru do swojego wywaru. Ale co to jest ten imbir? No tak, wiedział, że niekiedy dodaje się go do piwa, ale jak on wygląda?

- Remus? - szepnął.

- Co tam?

- Jak wygląda imbir?

- Merlinie, Łapo. Siedem lat chodzisz na eliksiry i nie wiesz?

- Nie każdy jest takim geniuszem jak ty – odparł, no co James się zaśmiał. Lunatyk pokazał mu imbir, więc go wrzucił do kociołka. Godzinę męczył się nad wywarem, a kiedy nastał już koniec, z żalem stwierdził, że nie przybrał on takiego koloru, jak powinien.

- Wszystko byłoby dobrze panie Black, ale trzeba było dodać posiekany imbir, a nie cały.

- Ups.

Pieprzony imbir. Po co on komu?

Eliksiry były ich ostatnią lekcją. Syriusz szedł sam, w stronę pustej klasy, gdzie umówił się z jakąś Krukonką. Chyba miała na imię Kornelia z tego, co kojarzył. W każdym razie szedł tak, kiedy drogę zagrodziła mu Caroline Danett.

- Witaj Black.

- Witaj Danett. Jeżeli chcesz się ze mną umówić, to musisz ustawić się w kolejce.

- Oh, Black, ależ ty dowcipny – zaśmiała się sarkastycznie. - Co się dzieje?

- Dzieje gdzie?

- Nie bądź idiotą! Dobrze wiesz, o czym mówię. Evans nie zakolegowałaby się z wami bez powodu – syknęła.

- Uznaliśmy, że warto dać sobie szansę. W końcu nie jesteśmy już dziećmi – odparł. Caroline przysunęła się bliżej niego i spojrzała mu w oczy. Syriusz nie miał pojęcia, dlaczego naszła go ochota na pocałowanie Ślizgonki.

- I tak się dowiem – wyszeptała i już chciała się odsunąć, ale Łapa uniemożliwił jej to, chwytając jej twarz w swoje dłonie i całując. Sam nie wiedział, co w niego wstąpiło. Oszalał i tyle. Nie oczekiwał od niej odwzajemnienia i tak też się nie stało, ale zamiast tego dostał prosto w twarz z otwartej dłoni.

- Nigdy. Więcej. Tak. Nie. Rób - warknęła i pośpiesznie zniknęła mu z oczu.

Syriusz nie mógł jej tego obiecać. Już od dłuższego czasu zwracał na nią większą uwagę. Jest inna, pewna siebie, stanowcza, piękna. Black zrezygnował z randki z Kornelią i poszedł do dormitorium, gdzie usnął.

+++

Nie wiadomo skąd pojawił się Syriusz i staranował ramieniem Dołohowa, który odleciał w bok. Kulka z przepowiednią znowu wyśliznęła się Harry'emu z dłoni, ale w ostatniej chwili zdołał ją chwycić końcami palców. Teraz rozgorzał pojedynek między Syriuszem i Dołohowem. Ich różdżki błyskały w powietrzu jak miecze, iskry strzelały w obie strony...

- Syriusz! Syriusz! Syriusz! - krzyczeli entuzjastycznie James, Remus i Regulus, podczas gdy Lily próbowała czytać rozdział.

Dołohow cofnął różdżkę, by wykonać nią ten sam ruch, co przedtem, gdy powalił Hermionę i Harry'ego. Harry zerwał się na nogi i ryknął:

- Petrificustotalus!

I znowu ramiona i nogi Dołohowa zwarły się razem, on sam runął do tyłu, waląc się z łoskotem na posadzkę.

- Brawo Harry! - zawołał James, dumny ze swojego syna.

- Nieźle! - krzyknął Syriusz, przyginając głowę Harry'ego, bo mknęły ku nim dwa oszałamiacze. - A teraz zmykajcie z...

Obaj zrobili unik. Strumień zielonego światła prawie musnął Syriusza. Harry zobaczył, jak stojąca w połowie amfiteatralnego zagłębienia Tonks stacza się w dół ze stopnia na stopień, a Bellatriks biegnie ku walczącym z triumfalnym uśmiechem na twarzy.

- Ona chyba nigdy się nie zmieni – podsumował Reg. Miał rację, ale Syriusz nie przyznałby mu racji publicznie. Nie ufał mu.

- Harry, trzymaj przepowiednię, łap Neville'a i uciekaj! - ryknął Syriusz, biegnąc na spotkanie Bellatriks.

Harry nie zobaczył, co działo się dalej, bo widok zasłonił mu Kingsley, pojedynkujący się z dziobatym Rookwoodem, który też już był bez maski. Jeszcze jeden zielony promień przeleciał tuż nad głową Harry'ego, gdy rzucił się w stronę Neville'a.

- Dasz radę wstać? - krzyknął mu w ucho. - Zarzuć mi rękę na szyję...

- Dobrze, uciekajcie – mruknęła Lily, która zaczytała się i nawet nie zwróciła uwagi na to, że coś powiedziała.

Neville zrobił to. Harry aż się ugiął, bo nogi Neville'a wciąż pląsały we wszystkie strony, więc nie mógł na nich ustać. A potem ktoś się na nich rzucił. Obaj upadli; Neville wymachiwał dziko nogami jak żuk przewrócony na grzbiet, Harry legł z lewą ręką uniesioną do góry, by uchronić szklaną kulkę przed roztrzaskaniem się.

- Przepowiednia! Oddaj mi przepowiednię, Potter! - warknął mu w ucho Lucjusz Malfoy i Harry poczuł, jak jego różdżka wbija mu się między żebra.

- Odwal się od mojego syna, Malfoy – warknął James. Łapa uśmiechnął się lekko. James wczuwa się w role ojca, nawet jeśli jeszcze nim nie jest. Czy to niedziwne?

- Nie... Odwal... się... ode... mnie! Neville... łap!

I rzucił kulkę po podłodze. Neville okręcił się na plecach, chwycił kulkę i przycisnął do piersi. Teraz Malfoy skierował różdżkę w niego, ale Harry sięgnął swoją przez ramię i krzyknął:

- Impedimento!

Zaklęcie zrzuciło Malfoya z jego pleców. Podniósł się, obejrzał i zobaczył, jak Malfoy wpada na podest, na którym Syriusz walczył teraz z Bellatriks. Malfoy znowu skierował różdżkę na Harry'ego i Neville'a, ale zanim zdążył zaczerpnąć powietrza, by rzucić zaklęcie, skoczył między nich Lupin.

- Harry, zabieraj ich i UCIEKAJ!

- Merlinie, całkiem zapomniałam, że tam jesteś – znów odezwała się Lily.

- Dzięki, wiesz – bąknął Lunatyk, na co Syriusz poklepał go po plecach.

Harry chwycił Neville'a za rękaw i wciągnął na pierwszy stopień. Nogi Neville'a ciągle pląsały dziko, więc nie mógł się na nich wesprzeć. Harry zebrał siły i wciągnął go na drugi stopień...

Zaklęcie trafiło w kamienną ławkę tuż przy jego pięcie i spadł o stopień niżej. Neville przywarł do kamiennej płyty, wciąż wierzgając dziko nogami, i wsunął szklaną kulkę do kieszeni.

- Neville! - krzyknął z rozpaczą Harry, ciągnąc go za szatę. - Spróbuj odepchnąć się nogami...

Szarpnął jeszcze raz i szata Neville'a rozdarła się wzdłuż szwu od góry do dołu... szklana kulka wypadła mu z kieszeni i zanim któryś z nich zdążył ją złapać, trafiła ją jedna z wierzgających stóp Neville'a. Kulka poleciała w prawo i roztrzaskała się o stopień poniżej. Obaj wlepili oczy w to miejsce, czekając na to, co się stanie, i oto w powietrze wzbiła się perłowobiała postać z olbrzymimi oczami, niezauważona przez nikogo prócz nich. Harry widział, jak porusza wargami, ale wśród otaczających ich huków, krzyków i jęków nie dosłyszał ani słowa przepowiedni. A potem widmo skończyło mówić i rozpłynęło się w nicość.

- Merlinie, nie – Wszyscy razem jęknęli z rozpaczy. Może nie wszystko było stracone. Może jest gdzieś druga? Może Dumbledore ma kopię albo cokolwiek? Przecież to Dumbledore!

- Harry, bżebaszam! - krzyknął Neville z przerażoną miną, podczas gdy jego nogi wciąż miotały się we wszystkie strony. - Bżebaszam, Harry, nie chdziałeb...

- Nie przejmuj się! - odkrzyknął Harry. - Spróbuj wstać, wydostańmy się z tej...

- Dubbledore! - wysapał Neville, a na jego spoconej twarzy nagle pojawiła się ulga.

- Co?

- DUBBLEDORE!

Harry odwrócił się. Nad nimi, w otwartych drzwiach do Sali Mózgów, stał Albus Dumbledore z uniesioną różdżką, pobladły i groźny. Harry poczuł się tak, jakby prąd przebiegł mu przez całe ciało - byli uratowani.

Dumbledore zbiegł po kamiennych stopniach i minął Neville'a i Harry'ego, którzy już zapomnieli, że mają uciekać. Był już na samym dole, gdy śmierciożercy zdali sobie sprawę z jego obecności. Rozległy się wrzaski, jeden z nich rzucił się do ucieczki, wspinając się po stopniach jak małpa. Zaklęcie Dumbledore'a zrzuciło go na sam dół z taką łatwością, jakby go schwytał niewidzialnym lassem...

- Myślicie, że powiedziałby nam co to za zaklęcie? - przerwał czytanie James.

- Ja wiem co to za zaklęcie – uprzedziła mnie Lily.

- Na prawdę? Jakie? - spytał zaciekawiony Łapa.

- Idź do biblioteki Syriuszu i poszukaj – odgryzła się i zaczęła czytać dalej. Mały, rudowłosy potworek.

Tylko jedna para wciąż walczyła, najwidoczniej nieświadoma, że pojawiła się nowa postać. Harry zobaczył, jak Syriusz uchyla się przed strumieniem czerwonego światła i śmieje się szyderczo z Bellatriks.

- No, dalej, postaraj się, przecież potrafisz! - ryknął, a jego głos potoczył się echem po kamiennej sali.

- Pokaż jej Syriusz! - krzyknął James.

Regulus i Remus zawtórowali głośnymi okrzykami. Kiedy ucichli, wiedzieli, że coś jest nie tak. Lily płakała.

- Lily, wszystko okej? - zapytał ją James.

Drugi promień trafił go prosto w pierś.

Śmiech jeszcze nie spełzł z jego twarzy, ale oczy rozwarły się szeroko.

Harry, nie zdając sobie z tego sprawy, puścił Neville'a i zbiegał już na dół, wyciągając różdżkę. Dumbledore też się odwrócił w stronę podestu.

Zdawało mu się, że Syriusz upada jak na zwolnionym filmie. Jego ciało wygięło się w łuk i osunęło do tyłu przez postrzępioną zasłonę zwisającą spod łuku...I Harry zobaczył, jak na zniszczonej, niegdyś przystojnej twarzy jego ojca chrzestnego pojawia się mieszanina strachu i zaskoczenia, gdy przeleciał pod starożytnym łukiem i zniknął za zasłoną, która falowała jeszcze przez chwilę, jakby uderzył w nią silny wiatr, po czym znieruchomiała.

Usłyszał triumfalny krzyk Bellatriks. Nie przejął się nim - przecież Syriusz tylko wpadł za zasłonę, zaraz się pojawi po drugiej stronie...

Ale Syriusz się nie pojawił.

Z trudem przeczytała ten fragment, tak samo, jak Syriusz z trudem uwierzyłem w jej słowa.

- Nie – jęknął cicho. - Ja nie mogę nie żyć! NIE MOGĘ!

- Ej, uspokój się – powiedział do niego Remus i położył rękę na ramieniu przyjaciela, ale szybko ją strącił. To nie może być prawda. Jest tam potrzebny. Harry nie ma nikogo oprócz jego.

- Lily, błagam, powiedz, że to żart.

- Przykro mi – szepnęła. James pobladł na twarzy i od razu rzucił się Syriuszowi w ramiona.

- Pamiętaj, że do tego nie dopuścimy – powiedział opanowanym głosem Rogacz. Nawet nie poczuł, kiedy dołączył się do nich Remus.

- Nigdy – dodał.

I w tym momencie, gdyby Syriusz był frajerem, to by się rozpłakał jak małe dziecko, ale nie był, a mimo to i tak zapiekły go oczy. Czy on się zepsuł?

- SYRIUSZ! - ryknął Harry. - SYRIUSZ!

Zbiegł na samo dno, dysząc szybko. Syriusz musi leżeć tam, za zasłoną, a on, Harry, zaraz go stamtąd wyciągnie...Ale gdy rzucił się w stronę podestu, Lupin złapał go w biegu i objął ramieniem.

- Nic już nie możesz zrobić, Harry...

- Muszę go stamtąd wyciągnąć, on tylko wpadł za zasłonę!

- Za późno, Harry...

- Możemy go wyciągnąć...

Harry szarpał się z nim rozpaczliwie, ale Lupin go nie puszczał.

- Już nic nie możesz zrobić, Harry... nic... On odszedł... 

czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział 2

A niby jak mógłbyś nim nie być, skoro moja przeklęta siostra była tym, kim była? Ona też kiedyś dostała taki list i zniknęła, żeby pójść do tego... do tej szkoły... i wracała w każde wakacje do domu z kieszeniami pełnymi żabiego skrzeku, zamieniając filiżanki w szczury. I tylko ja wiedziałam, kim ona jest naprawdę! A była potworem... potworem! Ale moja matka i mój ojciec... nic, tylko Lily to, Lily tamto...

- Lily, Lily

...bezczelny...bezczelny, arogancki...arogancki...

- Lily, wstawaj!

Przez te wszystkie lata?

Zawsze...zawsze

- Lily, bo się spóźnimy!

Lily otwarła szeroko oczy i pierwsze co ujrzała to jej najlepsza przyjaciółka Dorcas.

Dorcas była wysoką, zgrabną brunetką o czekoladowych oczach. Czasami pozytywnie jej odbijało, ale potrafiła tym naprawić humor nie jednej z licznych osób, którymi się otacza. Była modową maniaczką i często ganiała swoje przyjaciółki za to, że źle coś dopasowały.

- Już wstaję – mruknęła Lily i owinąwszy się ciaśniej kołdrą, przewróciła na drugi bok. Dorcas jednak nie dała jej pospać, bo szybkim ruchem ściągnęła z niej kołdrę, kładąc na ziemi.

- Ferie się skończyły. Miałaś czas, żeby się wyspać. Chyba nie chcesz zaspać, co? - spytała poważnie Dorcas.

Lily mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem i powolnym krokiem skierowała się do łazienki. Kątem oka zobaczyła, jak Dora budzi pozostałe dwie lokatorki, a mianowicie Alicję Smith i Ninę Summer.

Lily szybko wykonała poranną toaletę. Nigdy nie spędzała zbyt dużo czasu w łazience. Nie widziała potrzeby, by nakładać tonę makijażu czy robić jakieś wymyślne fryzury. Kiedy opuściła łazienkę, pozostałe współlokatorki, czekały już na swoją kolej.

Alicja to wspaniała koleżanka, Lily doskonale o tym wiedziała. Zawsze spokojna i opanowana. Umie doradzić i pomóc. Zakochana w o rok starszym Krukonie - Franku Longbottomie. Lily uśmiechnęła się pod nosem na myśl o tej parze, ale szybko ten słodki uśmieszek zniknął jej z twarzy, kiedy pomyślała, co się z nimi stanie.

Czemu dobrych ludzi spotyka tyle złego?

- Co tak myślisz Lily? - usłyszała Ninę.

Podniosła na nią wzrok i lekko się uśmiechnęła. Evans znała Ninę od pierwszej klasy i obie dziewczyny były ze sobą bardzo blisko. Panna Summer to promienna dziewczyna i bardzo mądra. W jej wydaniu stereotyp, że blondynki są głupie, ginie w przestworzach. Niebieskie oczy potrafią dostrzec wiele rzeczy, ale nie to było jej w głowie. W żadnej z książek nie było nawet zdania o Ninie, żadnego krótkiego wspomnienia i to najbardziej dręczyło Gryfonkę.

- Tak sobie. A co?

- Nic. Może chcesz pogadać?

- Tu nie ma nic do gadania – wtrąciła Dorcas. - Sprawa jest prosta. Lily się zakochała!

- Jeszcze mi powiedz, że w Potterze, a będę w raju – powiedziała Alicja, wychodząc z łazienki. Lily szybko pokiwała głową, by odpędzić od siebie tę bzdurną myśl.

- W nikim się nie zakochałam! - oburzyła się. - A jeśli chodzi o Jamesa, to... tak jakby zawarliśmy kompromis, albo coś w tym stylu.

- Do zakochania, tylko jeden, oj jeden krok – zaśpiewała Dorcas, za co została spiorunowana wzrokiem.

- Chodzi o to, że on da sobie spokój z zaproszeniem mnie na randkę, a ja spróbuję się z nim zaprzyjaźnić – powiedziała Lily, ignorując swoją koleżankę.

- Nie, to świetne wiadomości – podsumowała Nina i poszła do łazienki.

Po piętnastu minutach wszystkie były już gotowe i powolnym krokiem, kierowały się do Wielkiej Sali, po drodze mijając uczniów pędzących na śniadanie, wlekących się na śniadanie lub z niego wracających. Postacie z obrazów przyglądały się temu z lekkimi uśmieszkami na twarzy.

- Lily! Lily!

Dziewczyna instynktownie się obróciła, słysząc znajomy głos. W jej stronę biegł nie kto inny jak Regulus Black. Jego szata była pognieciona, a koszula wystawała ze spodni, włosy były w nieładzie, a buty miał niezasznurowane.

- Patrz! - powiedział wesoło, pokazując szaro-niebieski krawat i uśmiechając się przy tym promiennie.

- Gratulacje! Jednak wydaje mi się, że uczniowie domu orła są bardziej schludni – powiedziała i machnęła różdżką. Buty się zawiązały, a koszula wpuściła w spodnie. Szata wyglądała niczym nowa.

- Dzięki. Idę poszukać Syriusza! - zawołał i pobiegł w głąb korytarza.

- Czekaj no chwila moment. To był Regulus? Regulus Black jako Krukon, a nie Ślizgon? Lily co się stało przez ten tydzień? – zapytała Alicja.

- No właśnie. Czego na nie mówisz? - dodała Nina.

Lily wywróciła oczami i westchnęłam głośno.

- Regulus uciekł z domu i pojawił się tutaj w ferie. Nie chciał już dłużej być pod nadzorem matki.

- A ta zmiana przydziału? - dopytywała Dorcas.

- Myślisz, że miałby po tym życie w Slytherinie?

Już miała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. Zaczęła się dyskusja na temat tego, że Regulus równie dobrze mógłby być w Gryffondorze, bo przecież jest waleczny i dużo odwagi musiało nim kierować, żeby wyrwać się spod presji rodziców.

W tym samym czasie, gdy weszły do Wielkiej Sali, Lily ogarnęła wielka chęć spojrzenia na stół Ślizgonów. Powstrzymała się w ostatniej chwili, wiedząc, że pewnie by się rozpłakała, gdyby zobaczyła Severusa.

Alicja pobiegła do swojego chłopaka, a pozostałe dziewczyny usiadły przy swoim stole. Plotkując na wszelkie możliwe tematy, jadły śniadanie, dopóki nie przerwał im szum wlatujących do sali sów. Jedna przyniosła im proroka, druga zaś wylądowała obok Lily, która rozpoznała charakter pisma swojej matki. Z marudnym wyrazem twarzy, roztwarła kopertę.

Lily,

mam nadzieję, że ferie spędziłaś w miłej atmosferze i dałaś sobie trochę odpocząć. Ciężko się uczysz i mam nadzieję, że osiągniesz w życiu coś wielkiego. Jesteś już duża, ale dlaczego właściwie straszysz własną siostrę? Dobrze wiesz, że boi się myszy, a ty jej je wysyłasz w strasznie dużej ilości (czyt. Cały dom w myszach przez pięć minut), później zniknęły, dzięki Bogu. Nie wiem, co chciałaś przez to osiągnąć, ale powiem Ci tyle, że twoja siostra przez całe ferie nie wychodziła z pokoju i praktycznie nic nie jadła. Strach ją sparaliżował na dobre parę godzin. Oczekuję, że ją przeprosisz, jak wrócisz na wakacje. Nie będę wnikać, o co chodziło.

Nie przemęczaj się i ciesz się ostatnim rokiem w tej szkole.

Całuję,

mama

Lily zrobiło się trochę żal siostry i sama sobie przyznała, że ją poniosło podczas czytania pierwszej książki. Traktowała jej syna jak popychadło, nie jej wina, że się rozzłościła. Z perspektywy czasu stwierdziła, że mogła dać sobie spokój, bo przecież takie zdarzenia nie miały jeszcze miejsca i Lily miała nadzieję, że mieć nie będą.

Kończąc jeść swoje płatki, Lily dokładnie czytała gazetę. Widząc nagłówek z pierwszej strony pobladła, ciężko przełykając ślinę.

Śmierciożercy atakują!

Wczoraj, w godzinach wieczornych, Śmierciożercy zaatakowali wioskę mugoli. Ktoś dał znać aurrorom, którzy natychmiast wyruszyli na miejsce. Złapaliśmy kilku przestępców, ale nie obyło się bez ofiar. Zginęli wybitni aurrorzy: Michael Dimt, Louis Bennet, Daniel Ramingt i Charlus Potter.

Więcej na str. 3

- Dziewczyny, widziałyście, nie żyje... - Lily zawahała się, widząc przed sobą huncwotów.

- To, kto zginął tym razem? - zapytał James. Evans popatrzyła na niego smutno. James przez dłuższą chwilę nie rozumiał, o co chodzi. - Nie.

- James, tak mi przykro – wyszeptała.

- Pokaż. Mnie. Tę. Gazet. - nakazał przez zaciśnięte zęby.

Drżącymi rękoma podała mu proroka, którego brutalnie wyrwał. Nie minęła chwila, a James wybiegł z sali, robiąc przy tym nie małe zamieszanie. Reszta huncwotów wybiegła za nim, wołając go. Lily ogarnął żal.

- To się narobiło – podsumowała Dorcas.

- A co się jeszcze może narobić – dodała Nina.

W grobowej ciszy dokończyły posiłek, a potem udały się na transmutację. Tuż pod salą zderzyły się z huncwotami. Lily ze smutkiem stwierdziła, że nie ma z nimi Jamesa. Martwiła się. Tak, ona, Lily Evans martwiła się o Jamesa Pottera.

- Błagam, powiedzcie, że go widziałyście – zaskomlał Syriusz.

- Niestety nie – odpowiedziała Nina.

Cała trója jęknęła cicho z bezradności. Weszli do klasy, gdzie siedziało już parę osób. Lily zaczepiła jeszcze Remusa.

- Nie ma go na mapie?

- No właśnie nie. Pewnie zamknął się w Pokoju Życzeń.

Skinęła głową i usiadła w swojej ławce. Na miejscu Jamesa też wolałaby przeżywać tak bolesną stratę w samotności, unikać nieszczerych pocieszeń i smutnych spojrzeń.

Nie minęła chwila, a do klasy weszła profesor McGonagall z resztą uczniów.

- Witajcie moi mili. Zanim przejdziemy do lekcji, chciałabym porozmawiać z panem Potterem – oznajmiła spokojnym głosem i popatrzyła po klasie. - Gdzie jest pan Potter?

- Nie widzieliśmy go, odkąd dowiedział się o swoim ojcu – odpowiedział Syriusz.

- Szukaliście go?

- Tak, ale nigdzie go nie ma – tym razem odezwał się Remus.

- Weźmiesz Lily i pójdziecie go szukać. Teraz.

- A ja też mogę? - zapytał z nadzieją w głosie Syriusz. Chciałaby być w tak okropnej chwili przy najlepszym przyjacielu.

- Tobie, Black, nie zaszkodzi, jak raz posłuchasz mojej lekcji. No idźcie już – nakazała.

Lily i Remus posłusznie wyszli z klasy.

- Idź do Pokoju. Ja poszwendam się trochę i wrócę do klasy - oznajmił Remus. Wydawał się przygaszony i zmęczony. Zbliżała się pełnia.

Lunatyk jeszcze raz przejrzał mapę i ku ich uciesze okazało się, że James jest w łazience Jęczącej Marty.

- Idź sama – poradził Remus. - Myślę, że on by wolał zobaczyć ciebie niż mnie, a poza tym ciebie nie wygoni. Za mocno cię kocha.

- Przyjaciela też by nie wygonił.

- Lily, nie dyskutuj, idź.

Nie chciała się z nim kłócić, bo ewidentnie nie miał do tego humoru. Coś się musiało dziać i Lily obiecała sobie, że dowie się co, by pomóc, jak tylko będzie mogła. Teraz jednak liczył się James. Bez przeszkód dotarła na drugie piętro i po cichu weszła do łazienki. Był tam. Siedział oparty o ścianę i wpatrywał się w okrąg umywalek.

- James

Przestraszony, zerwał się jak wariat, celując w Lily różdżką, którą szybko opuścił.

- Idź, Lily, proszę. Nie chcę z nikim gadać. Jak mnie w ogóle znalazłaś?

- Remus mi pomógł – odpowiedziała zgodnie z prawdą. - A poza tym McGonagall cię szuka.

- W dupie mam teraz McGonagall – burknął i wrócił do poprzedniej pozycji. Lily nie wiedziała co bardzo zrobić, więc po prostu stała w miejscu jak idiotka i się gapiła na Jamesa. - Nie zamierzasz pójść?

Pokręciła przecząco głową.

- W takich sytuacjach najlepiej jest się wygadać – powiedziała.

- Ale ja nie chcę z nikim gadać! - krzyknął, na co podskoczyła w miejscu. – Nie chcę.

James ukrył twarz w dłoniach, a Lily zrobiło się go jeszcze bardziej żal. Ostrożnie podeszła do niego i czule objęła ramieniem. James wtulił się w nią momentalnie. Nie ukrywał, że bliskość dziewczyny, go uspokoiła. Zaciągnął się jej zapachem.

- Bardzo ładnie pachniesz – podsumował, na co wywróciła oczami.

- To tylko perfumy.

- Ładne.

- Dałeś mi je na gwiazdkę – odparła, ale on nic nie odpowiedział.

Siedzieli w tej pozycji przez większość lekcji, dopóki James nie zadecydował, że ma odwagę stanąć oko w oko ze światem.

Reszta dnia była nie do zniesienia. James co chwila odpływał myślami i czasami nawet nie zauważał głupich zaczepek Ślizgonów. Syriusz, Remus i Peter cały czas za nim chodzili i próbowali nawiązać z nim jakikolwiek kontakt, ale on ich zbywał. Nawet głupie żarty Łapy nie sprawiały, żeby chociaż na chwilę przestałby rozpamiętywać.

Lily unikała Snape'a jak ognia. Nie miała pojęcia, jak mu teraz spojrzy w oczy. To wszystko było dla niej bezsensowne i do tego zaczęła chodzić za nią jakaś Krukonka. Chodziła za Lily cały dzień jak cień i prawdę mówiąc Gryfonka byłą coraz bardziej zirytowana tym faktem. Lily stwierdziła, że dziewczyna nie jest z jej rocznika i nawet nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek ją widziała.

Lily skręciła właśnie w jeden z licznych korytarzy i dostrzegłszy z prawej strony zbroję, schowała się za nią. Po chwili ujrzała całkiem niską dziewczynę o nieuczesanych blond włosach. Stanęła zdziwiona, nie zobaczywszy osoby, którą śledzi.

- Mogę wiedzieć, dlaczego mnie śledzisz cały dzień? - Podskoczyła lekko, gdy usłyszała zirytowany głos za sobą. Jej niebieskie oczy przyjrzały się Lily badawczo. - Kim ty w ogóle jesteś?

- Nic dziwnego, że mnie nie kojarzysz. Niewiele osób zwraca na mnie uwagę. Nazywam się Sybilla Trewalny – oznajmiła swoim melodyjnym głosem. Lily zamrugała kilkakrotnie, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. - Teraz się wszystko wyjaśniło?

- T-tak, ale – zająknęła się.

- Wiem, wiem o wszystkim, wiem więcej, niż niektórym się może wydawać.

- Wiesz o...

- Tak, wiem. Wiedziałam to już rok temu.

- Merlinie – szepnęła – Dlaczego nic nie powiedziałaś?

- Uwierzyłabyś mi, gdybym ci powiedziała, że będziesz czytać książki o synu twoim i Jamesa? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Evans pokręciła przecząco głową. Z całą pewnością by ją wyśmiała i do tego by się zdenerwowała. - Widzisz.

- To i tak nie tłumaczy, dlaczego mnie śledzisz.

- Po prostu jestem ciekawa, co zrobisz z tymi informacjami.

- Ohh... odpowiedź brzmi: nie wiem. Ja naprawdę nie wiem. To wszystko jest takie...

- Nieprawdopodobne, dziwne, głupie – dokończyła za nią.

Skinęła lekko głową. Lily zastanawiała się, dlaczego ta rozmowa wymagała od niej takiego wysiłku? Dlaczego się nią męczy? Czemu oddycha coraz szybciej?

- Nie denerwuj się tak – próbowała ją uspokoić Sybilla. - Jestem pewna, że dobrze to wykorzystasz, a teraz przepraszam, ale za chwilę będziemy mieć gości. Odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem poszła w głąb korytarza, by po chwili zniknąć za zakrętem. Nie minęła chwila, a Lily usłyszała za sobą kilka osób o czymś rozmawiających. Bezmyślnie wpatrywała się w miejsce, gdzie zniknęła Sybilla.

- Lily, wszystko gra? - usłyszała Jamesa. Potrząsnęła lekko głowa, by wyrwać się z otępienia i spojrzała na niego. Towarzyszyli mu Remus i Syriusz.

- Tak, tylko. Nie uwierzycie, kogo spotkałam.

Pokrótce zrelacjonowała im moją rozmowę z Trewalny i jej odczucia co do niej.

- To ona jest od nas młodsza? Myślałem, że już dawno skończyła szkołę – powiedział Syriusz lekko zdziwiony.

- No właśnie i skoro ona naprawdę widzi przyszłość to dlaczego nam nie powie czy coś się zmieni – dodał Remus.

- Dziwne – mruknęła.

- Co jest dziwne?

Aż podskoczyła, słysząc za sobą Regulusa.

- Kojarzę ją. Widziałem ją wczoraj w pokoju wspólnym. Wygląda trochę jak wariatka – stwierdził Reg, na co chłopcy się zaśmiali. - No, co? Stwierdzam tylko fakty.

- A skoro o faktach mowa. Amelia Bones idzie w naszą stronę – odparł James.

Była to wysoka, zgrabna kobieta o pięknych, puszystych kasztanowych włosach i szarych oczach. Minęła ich z gracją i chyba nawet nie spostrzegła, że się na nią gapili.

- Ładna – stwierdził Łapa.

- Żartujesz, że jeszcze z nią nie chodziłeś? - spytała ironicznie.

- Nie mam pojęcia, jak to się stało – odparł starszy Black i pobiegł w kierunku, w którym szła dziewczyna. Wrócił po chwili, trzymając się za obolały policzek. Zaśmiali się z niego. - Powiedziała, że jestem palantem i nie umówi się ze mną za to, jak potraktowałem jej przyjaciółkę, a kiedy spytałem się którą, walnęła mnie z liścia.

Zaśmiali się jeszcze głośniej.

- Gdzie jest Peter? - zapytała Lily podejrzliwie, gdy zdołała przestać się śmiać.

Momentalnie zapadła cisza. James wyciągnął ze swojej torby mapę i już po chwili szukali na niej Petera. Był w lochach ze Snapem, Malfoyem, Nottem i Bellatrix.

- Jakim cudem ona weszła do szkoły? - wyrwało się Remusowi.

- Musi być jeszcze jedno tajne przejście, o którym nie wiemy – odpowiedział James.

- Albo bariery szkoły słabną – dodał Regulus.

Szybko odsunęli od siebie tę myśl. To wszystko stawało się coraz trudniejsze.

sobota, 5 lipca 2014

Rozdział 1

Był luty tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego, a mróz delikatnie szczypał w policzki rudowłosą dziewczynę, kiedy przechadzała się po błoniach. Słońce dawno już oświetlało cały tern. Za parę godzin Hogwart ponownie miał zapełnić się uczniami. Wróci monotonność, zacznie się normalne życie. Ale czy dla niej też? Nigdy nie przypuszczała, że w ciągu siedmiu dni jej życie wywróci się do góry nogami. Nie na co dzień dostaje się przecież książki, które opisują życie twojego syna.

To, co się działo podczas czytania ich zdobyczy, było porównywalne do wojny. Zwłaszcza kiedy dowiedzieli się, że osoba, którą uważali za przyjaciela, okazała się zdrajcą.

+++

- A teraz chcesz go wykończyć!

- Tak, chcę - powiedział Black, patrząc złowrogo na Parszywka.

- Trzymajcie mnie, bo go uduszę! - krzyknął ponownie James i już się zerwał w stronę Syriusza, ale Lily stanęła mu na drodze. Potter chciał coś powiedzieć, ale Lily  warknęła cicho i pokazała palcem, żeby wrócił na swoje miejsce. James niepewnie przysiadł na brzegu czerwonej kanapy.

- Więc powinienem pozwolić Snape'owi pojmać cię i oddać dementorom! - krzyknął Harry.

- Harry - wtrącił szybko Lupin - Czy ty nie rozumiesz? Przez cały czas myśleliśmy, że to Syriusz zdradził twoich rodziców, a Peter go wytropił... a tymczasem było zupełnie inaczej, nie rozumiesz? To Peter zdradził twojego ojca i twoją matkę... a Syriusz wytropił Petera...

- A miałem was za przyjaciół – warknął James.

Lunatyk i Łapa spojrzeli po sobie smutno. Nie mogli uwierzyć w to, co czytała Lily. Nigdy nie zdradziliby Jamesa. Huncwoci trzymają się razem. Czyż tak nie jest?

Kątem oka zauważyła, jak Peter nerwowo wiercił się w fotelu, nie wiedząc, czy ma się bać, czy uciekać. Jego wzrok co chwila przenosił się na wyjście z pokoju.

- TO NIEPRAWDA! - krzyknął Harry. - ON BYŁ ICH STRAŻNIKIEM TAJEMNICY! POWIEDZIAŁ TO, ZANIM PAN SIĘ POJAWIŁ, POWIEDZIAŁ, ŻE ICH ZABIŁ!

Wskazywał na Blacka, który kręcił powoli głową, a w oczach lśniły mu łzy.

- Tak, Harry... jakbym ich zabił - wychrypiał. - Namówiłem Lily i Jamesa, żeby swoim Strażnikiem Tajemnicy uczynili Petera zamiast mnie... Tak, to moja wina, wiem o tym... Tej nocy, kiedy zginęli, chciałem sprawdzić Petera, upewnić się, że jest bezpieczny, ale kiedy przyszedłem do jego kryjówki, już go tam nie było. Ani śladu walki. Coś mnie tknęło. Od razu wyruszyłem do domu twoich rodziców. A kiedy zobaczyłem ich dom... rozwalony... i ich ciała... zrozumiałem, co się stało... co zrobił Peter. Co ja zrobiłem.

Głos mu się załamał. Odwrócił się.

- Nie udawaj, zdrajco! - wykrzyknął Rogacz.

- Opanuj się albo rzucę na ciebie zaklęcie wyciszające – ostrzegła go cichym warknięciem Lily. James skinął niepewnie głową na znak zgody i przytulił się mocno do czerwonej poduszki.

- Dość tego - rzekł Lupin, a w jego głosie zabrzmiała twarda nuta, jakiej Harry nigdy jeszcze nie słyszał. - Jest jeden sposób, żeby udowodnić, co naprawdę się wydarzyło. Ron, daj mi tego szczura.

- A co zamierza pan z nim zrobić, jak go panu dam? - zapytał Ron.

- Zmuszę go do ujawnienia, kim jest. Jeśli jest naprawdę szczurem, nic mu się nie stanie.

Ron zawahał się, a potem wyciągnął rękę z Parszywkiem w stronę Lupina. Lupin wziął go, a Parszywek zaczął rozpaczliwie piszczeć, wić się, wyrywać i wytrzeszczać maleńkie czarne oczka.

- Gotów jesteś, Syriuszu? - zapytał Lupin. Black już wziął z łóżka różdżkę Snape'a. Zbliżył się do Lupina, a jego wilgotne oczy zapłonęły blaskiem.

James posyłał im spojrzenia pełne avad i cruciatusów, a oni patrzyli na niego błagalnie. Regulus zerkał na Lily, to na swojego brata, to na Petera, marszcząc przy tym nos.

- Razem? - powiedział cicho.

- Razem - rzekł Lupin, trzymając mocno w jednej ręce Parszywka, a w drugiej różdżkę. - Policzę do trzech. Raz... dwa... TRZY!

Z obu różdżek trysnęło niebiesko-białe światło. Przez chwilę Parszywek zawisł w powietrzu, miotając się dziko... Ron wrzasnął przeraźliwie... szczur upadł na podłogę. Jeszcze raz rozbłysło oślepiające światło, a potem...

Przypominało to film ukazujący w wielkim przyspieszeniu rośniecie drzewa. Tuż nad podłogą wystrzeliła głowa, członki wyrosły jak pędy i po chwili tam, gdzie był Parszywek, stał już mężczyzna, kuląc się ze strachu i nerwowo zaciskając ręce. Krzywołap zaczął prychać i syczeć, zjeżony jak szczotka.

Był to bardzo niski mężczyzna, niewiele wyższy od Harry'ego czy Hermiony. Miał rzadkie, bezbarwne, potargane włosy, a na czubku głowy łysinę. Był jakby zapadnięty w sobie, sflaczały, jakby schudł znacznie w krótkim czasie. Skórę miał szarą, brudnawą jak futerko Parszywka i coś ze szczura czaiło się w jego długim nosie i bardzo małych, wodnistych oczach. Rozejrzał się po wszystkich, oddech miał przyspieszony i płytki. Harry zauważył, że rzucił szybkie spojrzenie na drzwi.

- Cześć, Peter - powiedział Lupin beztroskim tonem, jakby często widywał szczury zamieniające się w dawnych szkolnych przyjaciół. - Kupa lat.

- S-syriusz... R-remus... - Nawet głos miał piskliwy. Znowu spojrzał szybko na drzwi. - Moi przyjaciele... moi starzy przyjaciele...

Black uniósł różdżkę, ale Lupin złapał go za przegub i spojrzał na niego ostrzegawczo, a potem zwrócił się do Petera Pettigrew.

- Ucięliśmy sobie małą pogawędkę, Peter - powiedział beztroskim tonem - na temat tego, co się stało w tę noc, kiedy zginęli Lily i James. Mogłeś nie usłyszeć najlepszych momentów, kiedy miotałeś się po łóżku, piszcząc przeraźliwie...

- Nie poznaję cię Remusie. Jak możesz! JAK! - znów odezwał się James.

- Remusie - wyszeptał Pettigrew, a Harry dostrzegł krople potu spływające po jego ziemistej twarzy - chyba mu nie wierzysz, co?... Próbował mnie zabić...

- Tak mówiono - rzekł Lupin, tym razem nieco chłodniejszym tonem. - Chciałbym z tobą wyjaśnić parę drobnych spraw, Peter...

- Chce mnie zabić... po raz drugi! - krzyknął nagle Pettigrew, wskazując na Blacka, a Harry spostrzegł, że zrobił to środkowym palcem, bo wskazującego mu brakowało. - Zabił Lily i Jamesa, a teraz chce zabić mnie... musisz mi pomóc, Remusie...

- Dalej Remus, pomóż mi. Jesteśmy przyjaciółmi – odezwał się Peter.

- A co ja teraz mogę!

Black wpatrywał się w niego swoimi przepastnymi oczami; teraz jego twarz do złudzenia przypominała trupią czaszkę.

- Nikt cię nie zabije, dopóki nie ustalimy kilku faktów - powiedział Lupin.

- Co tu jest do ustalenia? - zapiszczał Pettigrew, rozglądając się gorączkowo po pokoju i zatrzymując dłużej wzrok na drzwiach i zabitych oknach. - Wiedziałem, że ucieknie, żeby mnie zabić! Wiedziałem o tym od dawna! Spodziewałem się tego od dwunastu lat!

Z gardła Jamesa wydarło się ciche warknięcie. Jego pięści niebezpiecznie się zacisnęły, a ciało napięło. Lily trzymałam różdżkę w pogotowiu na wypadek nagłego ataku z jego strony. Delikatnie pokazała ją Regulusowi. Skinął głową na znak, że mnie zrozumiał.

- Wiedziałeś, że Syriusz ucieknie z Azkabanu? - zdziwił się Lupin, marszcząc brwi. - Choć nikt tego wcześniej nie dokonał?

- Posiadł moce, o jakich reszta nas może tylko marzyć! Nie wierzysz? A jak zdołałby stamtąd uciec, gdyby się nie sprzymierzył z siłami Ciemności? Myślę, że to Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać nauczył go paru sztuczek!

Black zaczął się śmiać. Straszny, mrożący krew w żyłach śmiech wypełnił cały pokój.

- Nawet śmiejesz się jak opętany!

- Kurde, James, zrozum, że ja bym tego nigdy nie zrobił! - tłumaczył się Black.

- A jednak zrobiłeś!

- Voldemort nauczył mnie sztuczek? - zapytał w końcu.

Pettigrew wzdrygnął się, jakby Black chlasnął go w twarz.

- Co, boisz się samego imienia swojego dawnego pana? Nie dziwię się, Peter. Jego banda nie pała do ciebie miłością, co?

- Nie wiem... o co ci chodzi, Syriuszu... - mruknął Pettigrew, oddychając jeszcze szybciej. Twarz lśniła mu od potu.

- Nie przede mną ukrywałeś się przez dwanaście lat. Ukrywałeś się przed starymi poplecznikami Voldemorta. Dowiedziałem się różnych rzeczy w Azkabanie, Peter... Oni wszyscy myślą, że umarłeś, bo inaczej musiałbyś przed nimi odpowiedzieć... Różne rzeczy wykrzykiwali przez sen. Wynikałoby z tego, że sprytny oszust ich przechytrzył. Voldemort dotarł do Potterów dzięki twojej informacji... i Voldemorta spotkała tam klęska. I nie wszyscy jego zwolennicy skończyli w Azkabanie, prawda? Nadal są wśród nas, chcą zyskać na czasie, udają, że zrozumieli swoje błędy... Jeśli się dowiedzą, że ty wciąż żyjesz, Peter...

- Mogę mu już przyłożyć? - zapytał James Lily. Spojrzała na niego z lekką dezorientacją. - Proszę.

Lily nie wiedząc, co mam zrobić, delikatnie ścisnęła jego rękę. Musiało go to zdziwić, ale i jednocześnie rozluźnić, bo poczuła, jak jego mięśnie przestają się napinać.

- Nie wiem... o czym mówisz... - powtórzył Pettigrew, jeszcze bardziej piskliwym głosem. Otarł twarz rękawem i spojrzał na Lupina. - Chyba w to nie wierzysz... to czyste szaleństwo...

- Muszę dodać, Peter, że trudno mi pojąć, dlaczego niewinny człowiek godzi się na to, by przez dwanaście lat być szczurem - powiedział spokojnie Lupin.

- Niewinny, ale przerażony! - zapiszczał Pettigrew. - Jeśli zwolennicy Voldemorta przysięgli mi zemstę, to dlatego, że dzięki mnie jeden z ich najlepszych ludzi trafił do Azkabanu... jego szpieg, Syriusz Black!

Na twarzy Blacka pojawił się grymas wściekłości.

- Jak śmiesz! - warknął, a jego głos przypomniał nagle Harry'emu warczenie czarnego psa, w którego zmieniał się Black. - Ja szpiegiem Voldemorta? A niby kiedy miałbym szpiegować ludzi o wiele ode mnie potężniejszych? Ale ty, Peter... Nigdy nie zrozumiem, dlaczego nie przejrzałem cię od samego początku. To ty byłeś szpiegiem. Zawsze lubiłeś przebywać w towarzystwie silniejszych od siebie, zawsze szukałeś w nich oparcia... Kiedyś byliśmy nimi my trzej... ja, Remus... i James...

- Jak możesz! - oburzył się James, a Peter pisnął przeraźliwie.

- To ty jak możesz. Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie jak brat! - wykrzyczał. - Nie zrobiłbym ci tego – wyszeptał, ale Rogacz mu nie uwierzył. Warknął cicho i oparł się oparcia kanapy.

Pettigrew ponownie otarł sobie pot z twarzy; teraz z trudem łapał oddech.

- Ja szpiegiem?... Chyba oszalałeś... Ja nigdy... Jak możesz coś takiego mówić...

- Lily i James uczynili cię swoim Strażnikiem Tajemnicy tylko dlatego, że ja ich do tego namówiłem - syknął Black tak jadowicie, że Pettigrew cofnął się o krok. - Myślałem, że to doskonały plan... że Voldemort mnie będzie szukał, a nie ciebie, bo nigdy mu nie przyjdzie do głowy, że mogliby wybrać na swojego tajnego powiernika takiego słabeusza... takie beztalencie jak ty... To musiała być najwspanialsza chwila w twoim żałosnym życiu, kiedy powiedziałeś Voldemortowi, że możesz mu wydać Potterów.

Pettigrew mruczał coś pod nosem niezbyt przytomnie. Harry dosłyszał słowa: „naciągane" i „wariactwo", ale jego uwagę bardziej przykuwała szara twarz Petera i jego ukradkowe spojrzenia, rzucane w stronę okien i drzwi.

- Na Merlina, Peter, uciekaj stamtąd – powiedział James tym razem już spokojniejszym tonem głosu. Pettigrew mocno przycisnął do siebie czerwoną poduszkę, przecierając pot z czoła. Regulus uważnie obserwował ich ruchy.

- Panie profesorze... - odezwała się nieśmiało Hermiona. - Czy... czy mogę coś powiedzieć?

- Oczywiście, Hermiono - odpowiedział uprzejmie Lupin.

- Nagle taki uprzejmy – mruknął do siebie Potter.

- No bo... Parszywek... to znaczy... ten... ten człowiek... przez trzy lata spał w dormitorium Harry'ego. Gdyby pracował dla Sami-Wiecie-Kogo, to dlaczego nigdy nie próbował zrobić Harry'emu krzywdy?

- Właśnie! - ucieszył się Pettigrew, wskazując na Hermionę swoją okaleczoną ręką. - Dziękuję ci! Widzisz, Remusie? Przy mnie Harry'emu włos nie spadł z głowy! Bo niby dlaczego miałbym zrobić mu krzywdę?

- Powiem ci dlaczego - rzekł Black. - Dlatego, że nigdy nie zrobiłeś dla nikogo niczego, jeśli nie widziałeś w tym swojej korzyści. Voldemort ukrywa się od dwunastu lat, mówią, że jest półżywy. Nie chciałeś dokonać mordu pod nosem Albusa Dumbledore'a dla jakiegoś wraka czarodzieja, który utracił swą moc, prawda? Chciałeś mieć pewność, że nadal jest najsilniejszym graczem na boisku, zanim byś do niego wrócił, prawda? Bo niby dlaczego znalazłeś sobie rodzinę czarodziejów, żeby cię przyjęła pod swój dach? Chciałeś wiedzieć, co w trawie piszczy, tak, Peter? Mieć wgląd we wszystko, co się dzieje, czy nie tak? Na wypadek, gdyby twój dawny protektor odzyskał moc, bo wtedy chętnie byś się do niego przyłączył...

Lily w ostatnich chwili wyczuła, że James próbuje rzucić się na Blacka, więc złapała go za rękę i ścisnęła mocno.

Pettigrew kilka razy otwierał usta i ponownie je zamykał. Sprawiał wrażenie, jakby stracił mowę.

- Ee... panie Black... Syriuszu... - odezwała się nieśmiało Hermiona.

Black aż podskoczył, słysząc te słowa, i spojrzał na Hermionę tak, jakby już dawno zapomniał, że można się do niego zwracać w tak uprzejmy sposób.

- Proszę mi wybaczyć... ale jak... jak ci się udało uciec z Azkabanu, skoro twierdzisz, że nie korzystałeś z czarnej magii?

- Dziękuję ci! - wydyszał Pettigrew, kiwając gorliwie głową. - Właśnie! Dokładnie to, co chciałem...

Ale Lupin uciszył go jednym spojrzeniem. Black zmarszczył lekko czoło i spojrzał ponuro na Hermionę, jakby rozważał jej pytanie.

- Nie wiem, jak tego dokonałem - powiedział powoli. - Myślę, że jedynym powodem, dla którego nie oszalałem, była moja niewinność. Wiedziałem, że jestem niewinny. To nie była szczęśliwa myśl, więc dementorzy nie mogli mnie jej pozbawić... nie mogli jej wyssać... utrzymywała mnie przy zdrowych zmysłach. Dzięki temu nie zapomniałem, kim jestem. Więc kiedy to wszystko stało się... nie do zniesienia... zdołałem się w celi przemienić... w psa. Dementorzy nie widzą... - Przełknął ślinę. - Wyczuwają ludzi po ich emocjach, którymi się żywią... Wyczuwali, że moje uczucia stały się mniej... mniej ludzkie, mniej złożone, kiedy stałem się psem... ale na pewno pomyśleli, że tracę rozum jak wszyscy, którzy tam się znaleźli, więc nie zwracali na to uwagi. Byłem jednak słaby, bardzo słaby i nie miałem nadziei na wyrwanie się stamtąd bez różdżki

[...]

- Uwierzcie mi - wychrypiał Black. - Uwierzcie. Nigdy nie zdradziłem Jamesa i Lily. Wolałbym umrzeć, niż ich zdradzić.

I w końcu Harry mu uwierzył. Gardło miał tak ściśnięte, że tylko skinął głową.

Jęk rozpaczy wydarł się z gardła Jamesa, a Syriusz uśmiechnął się lekko z satysfakcji.

- Nie!

Pettigrew padł na kolana, jakby kiwnięcie głową Harry'ego było dla niego wyrokiem śmierci. Powlókł się na kolanach do Blacka, ze złożonymi rękami, jakby się modlił.

- Syriuszu... to ja... Peter... twój przyjaciel... przecież nie możesz....

Black odtrącił go nogą.

- I tak szatę mam już dość brudną, nie musisz mnie dotykać - powiedział.

- Remusie! - jęknął Pettigrew, odwracając się do Lupina i wijąc się przed nim błagalnie. - Chyba w to nie wierzysz... Czy Syriusz nie powiedziałby ci, że zmienili plan?

- Nie, gdyby myślał, że to ja jestem szpiegiem, Peterze - odrzekł Lupin. - Dlatego mi nie powiedzieliście, prawda, Syriuszu?

- Przebacz mi, Remusie - powiedział Black.

- Ależ przebaczam ci, Łapo, stary druhu - rzekł Lupin, podwijając rękawy. - A ty przebaczysz mi w zamian, iż uwierzyłem, że to ty jesteś szpiegiem?

- Oczywiście - powiedział Black, a na jego wychudłej twarzy pojawił się cień uśmiechu. On też zaczął podwijać rękawy. - Zabijemy go razem?

- Do reszty wam odbiło! - wykrzyknął James.

- Masz w tej chwili się zamknąć! - krzyknęła Lily zdenerwowana już jego zachowaniem, na co niechętnie usiadł. 

- Tak - zgodził się ponuro Lupin.

- Nie zrobicie tego... nie zrobicie... - wydyszał Pettigrew i podczołgał się do Rona.

- Ron... czy nie byłem twoim przyjacielem... twoim ulubionym zwierzątkiem? Nie pozwolisz, żeby mnie zabili, prawda? Jesteś po mojej stronie, tak?

Ale Ron wpatrywał się w niego z głębokim obrzydzeniem.

- A ja ci pozwoliłem spać w moim łóżku!

- Dobry chłopiec... dobry pan... - popiskiwał Pettigrew - nie pozwolisz im... byłem twoim szczurkiem... twoim zwierzątkiem...

- Jeśli byłeś lepszym szczurem niż człowiekiem, to nie masz się czym chwalić, Peter - powiedział Black ochrypłym głosem.

Ron, coraz bledszy z bólu, odsunął złamaną nogę z zasięgu rąk Pettigrew, który obrócił się na kolanach, powlókł do Hermiony i chwycił brzeg jej szaty.

- Dobra dziewczynko... mądra dziewczynko... nie pozwól im... pomóż mi...

Hermiona wyrwała szatę z jego ręki i cofnęła się aż pod ścianę z przerażoną miną. Pettigrew, wciąż na kolanach, dygotał na całym ciele. Teraz zwrócił się do Harry'ego.

- Harry... Harry... taki jesteś podobny do swojego ojca... taki podobny...

- JAK ŚMIESZ ODZYWAĆ SIĘ DO HARRY'EGO? - ryknął Black. - JAK ŚMIESZ SPOJRZEĆ MU W OCZY? JAK ŚMIESZ WSPOMINAĆ PRZY NIM JAMESA?

- Harry... - wyszeptał Pettigrew, idąc ku niemu z wyciągniętymi rękami. - Harry, James nie pragnąłby mojej śmierci... James by zrozumiał... ulitowałby się nade mną...

James niebezpiecznie przestał się na chwilę ruszać. Jego wzrok zawisł na Blacku, a oddech stał się bardzo szybki i płytki. W jego głowie musiało panować tornado, które nie dawało mu spokoju i powracało z coraz większą siłą.

Black i Lupin podeszli do niego szybko, schwycili za ramiona i cisnęli z powrotem na podłogę. Siedział tam, drżąc ze strachu i wpatrując się w nich szeroko otwartymi oczami.

- Sprzedałeś Lily i Jamesa Voldemortowi - rzekł Black, który również cały się trząsł. - Zaprzeczysz temu?

Pettigrew zalał się łzami. Trudno było na to patrzeć: wyglądał jak wyrośnięte, łysiejące niemowlę, czołgające się po podłodze.

- Syriuszu, Syriuszu, co mogłem na to poradzić? Czarny Pan... ty nie masz pojęcia... miał broń, której nie potrafisz sobie nawet wyobrazić... Bałem się, Syriuszu, nigdy nie byłem tak odważny jak ty, Remus czy James. Nie chciałem tego... Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, zmusił mnie...

- NIE KŁAM! - krzyknął Black. - PRZEKAZYWAŁEŚ MU INFORMACJE PRZEZ CAŁY ROK, ZANIM LILY I JAMES ZGINĘLI! BYŁEŚ JEGO SZPIEGIEM!

- On... on wszędzie zwyciężał... wszyscy mi ulegali! Co by to dało, gdybym ja mu odmówił?

- A co miało dać zwycięstwo nad najpodlejszym czarnoksiężnikiem świata? - zapytał Black, kipiąc z wściekłości. - Miało ocalić życie niewinnych ludzi, Peter!

- Nic nie rozumiesz! - zaskomlał Pettigrew. - Przecież on by mnie zabił!

- WIĘC POWINIENEŚ UMRZEĆ! LEPIEJ UMRZEĆ, NIŻ ZDRADZIĆ SWOICH PRZYJACIÓŁ! MY BYŚMY TO SAMO ZROBILI DLA CIEBIE!

James pękł jak bańka mydlana, w przenośni oczywiście. To musiało być dla niego za dużo. Powoli wstał z fotela, a jego wzrok przeniósł się na Petera.

- Uspokój się, James – powiedziała łagodnie Lily i złapałaa go za ramię, ale on się wyrwał.

- Ty! - Pokazał na Pettigrew. - Przez ciebie ja i Lily nie żyjemy! Przez ciebie Syriusz spędził dwanaście lat w AZKABANIE! - Black i Lupin podnieśli się z siedzeń i stanęli obok Rogacza. Chwyciła za swoją różdżkę i stanęłam za nimi. To samo zrobił Regulus, ale nie atakowali. - Przez ciebie posądziłem najlepszych kumpli o zdradę! - kontynuował. - Miałem cię za przyjaciela! Za przyjaciela, rozumiesz, a ty to wszystko przepuściłeś dla ratowania własnego tyłka!

- Jestem za tym, aby wrzucić go do jeziora – zaproponował Syriusz i już sięgał po różdżkę, ale Lily powiedziała:

- Nie radzę.

Obrócili się w ichstronę.

- Liluś, co ty robisz? Przez niego nie żyjemy!

- Wiem, ale mam inny pomysł. Rzucę na niego zaklęcie, które spowoduje, że nikomu nie będzie mógł powiedzieć, ani napisać o tych książkach. Kiedy skończymy czytać, zmodyfikuje mu pamięć tak, że nie będzie wiedział o tym, co czytamy, tylko że ferie spędził, rozwalając się na kanapie i robiąc parę prac domowych.

-To najlepsze wyjście z tej sytuacji – potwierdził jej pomysł Regulus.

Chłopcy niechętnie się odsunęli. Z różdżki Lily wyleciał delikatny niebieski promień i wniknął w Petera. A później Lily rzuciła na niego jeszcze jedno zaklęcie, tym razem usypiające.

- Już.

- Wspaniale. Żądam przeprosin – zapowiedział Black i założył ręce na piersi.

James rzucił się do przeprosin.

- Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Poniosło mnie, przepraszam, że w was zwątpiłem. W tym momencie to ja zawiodłem. Przepraszam. 

Ręce miał wyciągnięte przed siebie jak do modlitwy, a kolana lekko ugięte jakby w każdym momencie był gotów uklęknąć i błagać ich na kolanach.

- Dobra, daj spokój – powiedział Remus i poklepał przyjaciela po plecach.

- Łapo?

- Ostatni raz – powiedział i mocno przytulił Jamesa. Lily głośno wpuściła powietrze z płuc.

+++

W tamtym momencie zazdrościła Jamesowi, że ma takich przyjaciół, a nawet braci. Jednak nie ten moment najbardziej utknął mi w pamięci.

Nigdy nie przypuszczałam, że TA osoba, że ona...

+++

Harry'emu zdawało się, że patrzy na nich z oddali, jakby z drugiego końca długiego tunelu, a ich głosy nienaturalnie dźwięczały mu w uszach.

- Więc chłopiec... musi umrzeć, tak? - zapytał całkiem spokojnie Snape.

- A życie musi mu odebrać sam Voldemort. Tak, Severusie. To warunek podstawowy.

Znowu zapadło milczenie, które przerwał Snape.

- A ja myślałem... przez te wszystkie lata, że robimy to dla niej. Że chronimy go dla Lily.

- Nagle taki dobroduszny – podsumował James.

Lily warknęła na niego cicho i wróciła do czytania tekstu. W jej oczach zebrały się już łzy, ale żadna na razie nie chciała ich opuścić.

- Chroniliśmy go, ponieważ trzeba go było wszystkiego nauczyć, ponieważ trzeba było go wychować, ponieważ trzeba było pozwolić mu odczuć i wypróbować jego własną moc - rzekł Dumbledore, wciąż zaciskając powieki. - A tymczasem umacniał się ów tajemniczy związek między nimi, rosła pasożytnicza zażyłość między ich umysłami. Czasami podejrzewałem, że on sam zdaje sobie z tego sprawę. Jeśli dobrze go znam, to tak pokieruje sprawami, że kiedy już wyruszy na spotkanie ze śmiercią, będzie to oznaczało ostateczny koniec Voldemorta.

Otworzył oczy. Snape patrzył na niego z przerażeniem.

- Chroniłeś go, utrzymywałeś tak długo przy życiu tylko po to, by umarł we właściwym momencie?

- Dumbledore? Ten Dumbledore? Ja w to nie wierzę – wyszeptał Syriusz. Lily ledwo czyta. Głos jej się urywał.

- To cię tak szokuje, Severusie? A ilu ludzi umarło na twoich oczach?

- Ostatnio tylko ci, których nie byłem w stanie ocalić - odparł Snape, wstając. - Wykorzystałeś mnie.

- To znaczy?

- Szpiegowałem dla ciebie, kłamałem dla ciebie, narażałem dla ciebie życie, a wszystko to robiłem, by zapewnić bezpieczeństwo synowi Lily. A teraz mówisz mi, że hodowałeś go jak prosiaka na rzeź...

Głos uwiązł jej w gardle, a po policzkach zaczęły spływać łzy. Silne ramiona James objęły ją w pasie, przyciągając bliżej niego.

- Czytać dalej? - spytał cicho.

Pokiwała przecząco głową. Szybko starła łzy z myślą, że musi byś silna.

- To bardzo wzruszające, Severusie - powiedział z powagą Dumbledore. - A więc w końcu dojrzałeś do tego, by przejmować się losem tego chłopca?

- Jego losem? - wykrzyknął Snape. - Expecto patronum!

Z końca jego różdżki wystrzeliła srebrna łania. Wylądowała na podłodze, przebiegła przez pokój i wyskoczyła przez okno. Dumbledore patrzył, aż jej srebrna poświata zniknęła w ciemności, a potem odwrócił się do Snape'a. Oczy miał pełne łez.

- Przez te wszystkie lata?

- Zawsze.

+++

Nawet nie zauważyła, kiedy znów zaczęła płakać. Opadała na zimny śnieg, twarz przykrywając dłońmi. Zaszlochała. To bolało, tak cholernie bolało. Udawał, że ją nienawidzi, że jej nie zna, że się nią brzydzi, a w głębi duszy kochał ją i zrobiłby dla niej dosłownie wszystko. Gdzie tu była sprawiedliwość? Gdzie?

- Lily? Lily nie płacz – usłyszała za sobą Jamesa.

- Idź sobie. Chcę być sama – powiedziała z trudem.

Poczuła, jak podnosi ją z ziemi i stawia na nogach. Jego czekoladowe oczy patrzyły na nią z wielkim bólem.

- Nie płacz, Lily, proszę. Nie lubię, nie chcę patrzeć, jak płaczesz, bo i ja chcę wtedy płakać.

- James...

- Nie. Ja wiem, że ostatnie dni były bardzo emocjonujące i rozumiem twoją reakcję i proszę cię, że jeżeli chciałabyś się wyżalić, to przyjdź do mnie. Wiem, że nigdy mnie nie lubiłaś i może cię denerwowałem...

- Nawet bardzo.

- ... jednak chciałbym... żebyś spróbowała się ze mną zaprzyjaźnić. Już nie mówię, żebyś była moją dziewczyną. Ja... po prostu chcę mieć w tobie chociaż przyjaciółkę. Zależy mi na tobie Lily Evans i zabiję każdego chłoptasia, który cię skrzywdzi, a jeżeli stałoby się tak, że... to ja nim będę... to... postaram się być najwspanialszym chłopakiem, jakiego mogłabyś mieć.

- James... to...nie wiedziałam, że stać cię na takie wyznanie.

- Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz – wyszeptał. - A teraz, proszę, chodź do zamku, bo się przeziębisz i Dorcas mnie zabije.

W odpowiedzi zaśmiała się cicho i potarła nos. W ciszy wrócili do zamku, gdzie czekali, aż wrócą ich przyjaciele.

Co z książkami? Na razie postanowili, że to będzie ich mały sekret i w miarę upływu czasu powiedzą o tym niektórym osobom.

Co z Regulusem? Jak znalazł się w zamku? Odpowiedź była prosta. Zwiał z domu, bo nie mógł już wytrzymać gadania matki o czystości krwi. Zaczął starać się o zmianę przydziału. W Slytherinie pewnie nie miałby życia. 

A Peter? Tak jak postanowili, tak zrobili. Zmodyfikowali mu pamięć i teraz nic nie pamięta oprócz tego, że w ferie przyjechał Reg pogodzić się z Syriuszem.

Jednak Lily na myśl nasuwało się jedno, bardzo poważne pytanie. Co teraz zrobią?

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis