czwartek, 4 września 2014

Rozdział 7

W ciszy biegli przez szkolne korytarze. Tylko delikatne światło z różdżki Remusa oświetlało im drogę. Kątem oka widział on, jak ludzie z portretów gapią się na nich lub mamroczą pod nosami z niezadowolenia.

Pod Wielką Salę dotarli w rekordowym tempie, a stamtąd była już prosta droga na błonia. Uważając, by nikt ich nie dostrzegł, dotarli pod Bijącą Wierzbę. Tuż przed nią Syriusz zamienił się w czarnego psa i unieruchomił drzewo. Zrobiło to na Lily ogromne wrażenie, ale nie dała po sobie nic poznać.

Wślizgnęli się do tunelu. Chłód objął ciało Lily. Otrząsnęła się lekko i podążyła za Blackiem, za sobą słysząc ciężkie oddechy Jamesa i Remusa. Panująca ciemność nie pozwoliła jej przyjrzeć się dokładnie tunelowi.

W końcu Łapa się zatrzymał i powoli otworzył klapę nad swoją głową. Rozejrzał się wokół i wyszedł na powierzchnię, a reszta tuż za nim. Lily przebiegła wzorkiem po zniszczonym i zakurzonym miejscu. Na chwilę ogarnął nią zawód. Inaczej wyobrażała sobie tę słynną Wrzeszczącą Chatę.

Opamiętała się, dopiero gdy James otworzył usta z zamiarem odezwania się. Pośpiesznie zatkała mu usta dłonią, a placem wskazującym drugiej reki wskazała na piętro. Podłoga nad ich głowami skrzypiała.

Po cichu weszli na górę, dyskretnie przystając przy ledwo trzymających się w zawiasach drzwiach.

- Musimy wracać – powiedział męski, lekko ochrypły głos.

- Nie możemy jeszcze – syknęła kobieta. Jej delikatny głosik był bardzo piękny, ale i lekko przemądrzały. - Jeszcze nie, Harry.

- Hermiona, zrozum, oni wiedzą, że tu jesteśmy. Będą nas szukać.

- Albo i nie. Skąd wiesz? – zapytała. Zapanowała chwilowa cisza, a Remus począł się martwić, że ktoś dosłyszy ich przyśpieszone oddechy. - Dobra, masz rację, ale co z tego.

- To, że oni nie mogą z nami rozmawiać. Dobrze wiesz, że dziwne rzeczy się wtedy dzieją.

- Wiem, Harry, wiem – szepnęła. - Ale jeszcze nie możemy wracać. Jeszcze nie.

- Wiem. Musimy... zniknąć. - Niepewność w jego głosie była wyraźna.

- Chodźmy więc.

Panika ogarnęła Lily. Dłonie zaczęły jej drżeć, a serce łomotała w piersi. Była pewna, że za chwilę spojrzy własnemu synowi z przyszłości prosto w oczy i...

Delikatny, cienkiego i śliskiego materiał opadł na jej głowę, a ramę Jamesa objęło ją w pasie, przyciągając bliżej niego. Niewidka z trudnością objęła całą czwórkę. W ostatniej chwili zdążyli wycofać się parę kroków, gdy przed oczami ukazały im się dwie osoby.

James oniemiał. Był pewien, że patrzy na samego siebie, a później dostrzegł niesamowitą zieleń oczu chłopaka i ujrzał w nim Lily. Harry, pomyślał, to jest Harry. Towarzysząca mu dziewczyna była od niego wyższa, a jej grube, ciemnoblond kręcone włosy związane miała w rozleciały kok. Hermiona była przepiękna i Lily musiała jej to przyznać.

Dwójka bez słowa zeszła po schodach i tyle ich widzieli. James, Syriusz, Remus i Lily jeszcze chwilę stali pod peleryną, upewniając się, że na pewno są sami. Minęły długie minuty, zanim spojrzeli sobie w oczy. Głucha cisza zabrzęczała między nimi.

- To wszystko jest po prostu niemożliwe. – Syriusz postanowił się odezwać.

- Dzieją się dziwne rzeczy – stwierdził Remus bardzo cichym i przerażonym tonem głosu. - Nigdy nie słyszałem o kimś, kto podróżował tak daleko w czasie. To bardzo ryzykowne i... niebezpieczne.

- Dlaczego dali nam te książki? - zapytał James, przeczesując swoje włosy.

- Może myśleli, że się nie dowiemy, że tu są - za gdybała Lily.

- To dlaczego zostali? - zapytał Black.

- Chcieliśmy mieć pewność, że wszystko będzie dobrze. 

We czwórkę podskoczyli na dźwięk głosu Hermiony. Syriusz odruchowo sięgnął po swoją różdżkę, ale natychmiast ją schował. Cisza zrobiła się tak napięta, a powietrze tak gęste, że James miał wrażenie, że je widzi.

- Posłuchajcie - ciągnęła Hermiona. Wyraz jej twarzy był poważny. - Ta rozmowa będzie mnie i was dużo kosztować. Nie powinniście tutaj przychodzić ani tym bardziej nas szukać. Podróże w czasie są bardzo niebezpieczne, ale zrozumcie, że ja... my. - Pokręciła głową. - Wszystkiego było za dużo. Życie w świecie, gdzie nasza rodzina i przyjaciele nie żyją... - Do oczu naszły jej łzy. - To była nagła decyzja, ale postanowiliśmy spróbować odmienić losy czarodziejskiego świata. Czy słuszna, tego nie wiem, ale wiem natomiast, że jesteście rozsądnymi ludźmi i postaracie się zrobić wszystko, by nie dopuścić do rzeczy, o których dowiedzieliście się z książek. Pamiętajcie, po prostu pamiętajcie, że będą konsekwencje naszej rozmowy.

Kiedy nikt nic nie powiedział, Hermiona po prostu zniknęła. Teleportowała się, zostawiając ich samych z brzęcząca w uszach ciszą. Lily jako pierwsza odzyskała zdrowy rozsądek.

- Musimy iść po horkruksy – powiedziała stanowczo.

Bez zbędnych słów wrócili do zamku. Syriusz szedł przodem, sprawdzając na mapie, czy żadnego nauczyciela nie ma w pobliżu, gdy nagle zatrzymał się gwałtownie, co spowodowało, że Remus wpadł na niego, a Lily z Jamesem na nich.

- Łapo, co ty robisz? - zapytał z irytacją w głosie Rogacz.

- Patrzcie – pokazał na mapę. W następnym korytarzu znajdowały się dwie osoby tak ze sobą znienawidzone, że aż podejrzane było, że w ogóle mogą stać koło siebie. W ruch poszła niewidka i popędzili do przodu.

- Nic nie wiem. Możesz się już odpieprzyć? - warknęła Amelia Bones. Pięści miała tak mocno zaciśnięte, że aż knykcie jej zbielały.

- Mów, co wiesz – syknęła Caroline i złapała dziewczynę za szatę. Ta odepchnęła Ślizgonkę, która uderzyła plecami o ścianę.

- Posłuchaj no Danett. Nie mam pojęcia, co kombinują huncwoci i Lily. Jeżeli aż tak bardzo cię to interesuje, to może ich zapytaj, huh? Po twojej jakże wściekłej, minie wnioskuję, że pytałaś, ale nikt ci nie chce powiedzieć. Widzisz Caroline, na zaufanie ludzi trzeba sobie zasłużyć, najwidoczniej takiej suce jak ty nikt nie ufa i dobrze. Kto by chciał? 

Caroline zadrżała ze wściekłości. Każdy Ślizgon cenił sobie swoją godność, a Amelia przesadziła. Danett warknęła niczym wściekły pies i walnęła z pięści walnęła Puchonkę prosto w nos. Amelia zachwiała się i przewróciła ziemię.

- Idiotka – syknęła jeszcze Ślizgonka na odchodne. Kiedy zniknęła za zakrętem, Lily szybko wyskoczyła spod niewidki i podbiegła do Amelii.

- Nic ci nie jest? - zapytała, pomagając jej wstać.

- Nie, dziękuję – odpowiedziała, otrzepując swoją szatę z kurzu. Krew tryskała z jej nosa. Lily kilkoma zaklęciami pozbyła się problemu. - Dziękuję.

- Nie ma za co.

- Czego ona od ciebie chciała? - zapytał Syriusz.

- Chciała wiedzieć, co kombinujecie - prychnęła. - Nie wiem dlaczego przyszła do mnie. Owszem koleguję się z Lily, ale chyba nie jesteśmy ze sobą tak blisko, żeby mówiła mi o wszystkim.

- Właśnie. – Gryfonka niemal natychmiast poparła jej słowa. - Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo jej zależy na tym, aby wiedzieć...

- Na pewno nic ci nie jest? - przerwał jej Remus.

- Na pewno, a skoro tak ładnie złożyło, że stoimy tu razem, to chcę wam coś powiedzieć. Dużo osób w Hogwarcie widzi, że coś się dzieje. Chodzą różne plotki, każdy ma inną teorię, ale jedna jest naprawdę ciekawa. Ktoś powiedział, że chcecie zostać bohaterami i pokonać Sami- Wiecie-Kogo. Nie sądzę, żebyście byli aż tak głupi. Dobrze wiecie, że w pojedynkę go nie pokonacie. To jest wojna.

- Wiemy Amelio, wiemy – odparł James.

- Jest jeszcze coś. Ja, Dorcas, Alicja i Nina zgadałyśmy się kiedyś i doszłyśmy do paru wniosków. Pierwszy: coś kombinujecie. Drugi: prawdopodobnie wiecie więcej, dużo więcej niż wszyscy. Trzeci: nawet jeślibyście chcieli uratować czarodziejski świat, nie zrobicie tego w czwórkę czy piątkę. Potrzebujecie kogoś. Voldemort ma potężną armię, potrzebujemy więc ludzi. Popytałyśmy kogo trzeba i zrobiłyśmy listę osób, które gotowe są do ewentualnej walki. - Lily wymieniła z Remusem szybkie spojrzenie. - Na razie udawajcie, że nic o tym nie wiecie. A teraz lepiej się zmyjmy, zanim ktoś wlepi nam szlaban.

*

Caroline była wściekła. Mocno zaciskała pięści (paznokcie prawie przebiły jej dłoń) i oddychała gwałtownie. Chciała wiedzieć... musiała wiedzieć, co się dzieje. Była pewna, że ta banda Gryfonów jest jej kluczem do upragnionej przyszłości i niechcianego losu.

Skręciła w następny korytarz. W moment uśmiechnęła się z satysfakcją, widząc, z kim przyjdzie jej się teraz skonfrontować.

- Witaj Black – powiedziała, zagradzając Regulusowi drogę. Ten wywrócił wymownie oczami, spodziewając się tego.

- Idź sobie Caroline. Nic ci nie powiem.

- Dlaczego? Dlaczego wszyscy mnie olewają i zbywają? - zapytała, teraz już bardziej urażona z tego powodu niż zła.

- Jesteś Ślizgonką. Im się nie ufa.

- Mam ci przypomnieć, że sam byłeś wężem – warknęła.

- Dobrze, że użyłaś czasu przeszłego. Byłem Ślizgonem. A teraz przepraszam, jestem zmęczony.

Kiedy Regulus wyminął Caroline, ta postanowiła zaczerpnąć ostatniej deski ratunku.

- Wiem, gdzie jest dziennik! - zawołała.

Regulus zatrzymał się gwałtownie. Szok na chwilę nim wstrząsnął, ale kiedy odwrócił się do Ślizgonki, udał, że wcale go to nie ruszyło.

- Jaki dziennik? - zapytał głupio.

- Toma Riddle'a kretynie. Wiem, gdzie jest.

- Nie wiem, o czym mówisz – odparł i poszedł.

*

Tajemnicza lista nie potrafiła opuścić myśli Lily przez całą sobotę. Na niebie nie było ani jednej chmurki, słońce wesoło świeciło, zachęcając do wyjścia na dwór. Był to idealny dzień na wypad do Hogsmade i pierwszy raz od dawna Lily miała go spędzić razem z przyjaciółkami na chodzeniu po sklepach i gadaniu o wszystkim i niczym. Chciała, żeby było jak dawniej. Nie wyszło.

- Skąd mamy mieć pewność, że nas nie wrabia? - zapytał Syriusz podczas popołudniowej narady w Pokoju Życzeń. Regulus opowiedział im o spotkaniu z Caroline. - No właśnie, nie mamy – dodał, kiedy nikt się nie odezwał.

- Masz rację, ale skąd niby wiedziała o dzienniku – odezwał się Remus. - Wątpię, żeby Voldemort jej powiedział, wątpię, żeby on ufał takim młodzikom.

- Myślicie, że ona chce nam pomóc? - zapytał Regulus, na co James i Syriusz parsknęli śmiechem.

- Posłuchajcie. - Lily wtrąciła się do rozmowy. - Jestem za tym, żeby najpierw skupić się na reszcie horkruksów. Węża i dziennik zostawimy na sam koniec. Zaczniemy od pierścienia, pucharu, medalionu i czarki. O resztę pomartwimy się później.

Taki plan przypadł wszystkim do gustu, a kiedy wszystko zostało ustalone, rozeszli się. Lily i James zostali w Pokoju Życzeń, Regulus odszedł w swoją stronę, a Remus i Syriusz mieli pójść znaleźć Petra, by zahaczyć o Miodowe Królestwo. Mina Syriusza mówiła wszystko, kiedy wychodził. On naprawdę nie chciał mieć już z Glizdogonem nic do czynienia.

Pokój na prośbę Jamesa zmienił się z przestronnego salonu w piękną łąkę z mnóstwem kolorowych kwiatów. Na horyzoncie widać było góry o szczytach pokrytych śniegiem. Było pięknie i magicznie.

James przysiadł obok Lily, z fascynacją w oczach podziwiając rysy jej twarzy. Pragnął zapamiętać każdy szczegół tej uroczej buźki.

- Nie lubię, kiedy mi się tak przyglądasz.

- Co ja poradzę, że jesteś piękna i lubię na ciebie patrzeć – odparł z uśmiechem na twarzy. Lily pokręciła głową z niedowierzania, ukrywając rumieńce. W chwilę spoważniała.

- Boisz się? - zapytała, a James sapnął ciężko.

- Boję Lily. Jest tyle rzeczy, o które się boję – szepnął lekko. - Na czele z tobą i to jest najgorsze. Świadomość, że coś ci się stanie, że odejdziesz, że mnie zostawisz... kompletnie samego.

- Nigdzie się nie wybieram – zapewniła go, wtulając się w niego. Zapach piżmu i męskich perfum ukoił ją. Zaciągnęła się tym zapachem dyskretnie i bardzo głęboko, by w razie konieczności móc wrócić do niego myślami.

*

Niedziela była bardzo przyjemna. Lily spędziła cały dzień w towarzystwie przyjaciółek. Siedząc z nimi pod drzewem przy jeziorze, spostrzegła, jak bardzo brakowało jej ich wspólnych chwil. Brakowało jej śmiechu Dorcas, żartów Niny i wymądrzania się Alicji. Poczuła się jak parę lat temu, kiedy to Voldemort nie był aż tak straszny, kiedy wojna nie wisiała w powietrzu, kiedy nie musiała się martwić, że po raz ostatni widzi te trzy osóbki.

- Emm, dziewczyny...- zaczęła niepewnie Dorcas. - Ja muszę wam coś powiedzieć.

- Mów śmiało – odparła natychmiast Nina.

- Od kilku dni się z kimś spotykam - wyznała niepewnie z bardzo zakłopotaną miną.

Wesoły pisk rozniósł się wokół. Dorcas nie umawiała się z nikim od piątej klasy, więc ta wiadomość była przyjemnym zaskoczeniem.

- Kto to?

- Jest z naszego rocznika?

- Może młodszy?

- Gryfon?

- Albo Krukon?

- Tylko nie Ślizgon.

- Spokojnie – uspokoiła swoje przyjaciółki. - Znacie go. Jest z naszego rocznika z Gryffindoru.

- Powiedz kto, bo nie wytrzymam – nakazała Nina, podskakując lekko.

Dorcas odetchnęła głęboko i wyznała szeptem:

- Remus, to Remus.

- O w dupę! - skomentował Alicja, rozdziawiając usta w zaskoczeniu. Dziewczyny nie kryły swoich śmiechów. - Kurde, byłam święcie przekonana, że powiesz, że chodzisz z Syriuszem.

- Nic nie poradzę. Ja się naprawdę w nim zakochałam. Jest inny niż wszyscy, jest wyjątkowy.

Lily badawczo przyglądała się Dorcas. Pragnęła rozszyfrować z wyrazu jej twarzy, czy wie o wilkołactwie Lupina. Dwa szybkie mrugnięcia ze strony przyjaciółki utwierdziły Lily w przekonaniu, że tak.

- A ty? - Alicja zapytała Ninę, patrząc na nią przenikliwie.

- Co ja?

- Jak to co? - Alicja udawała zdziwioną. - Masz kogoś na oku? Na pewno masz. Musisz mieć.

Nina zarumieniła się lekko i kolejna fala pisków przetoczyła się przez błonia.

- Jest taki jeden, ale na razie wam nic nie powiem. Nie chcę zapeszać.

- Będziemy czekać cierpliwie.

To była wspaniała niedziela. Niestety poniedziałek sprowadził wszystkich do szarej rzeczywistości. Poranna poczta nie przyniosła dobrych nowin dla Jamesa. Z początku nie dał nic po sobie poznać. Po prostu wstał od stołu.

- Dokąd to? - zapytała Lily. Nawet na nią nie spojrzał. Pod nos podrzucił jej list i wyszedł.

Lily nie mogła uwierzyć, że matka Jamesa popełniła samobójstwo. Do oczu naszły jej niechciane łzy. Syriusz we wściekłości trzepnął dłonią w stół, zwracając na nich uwagę sporej liczby osób. 

Trudno jej było znaleźć Jamesa. Długo błądziła po korytarzach szkoły, z nadzieją zaglądając za kolejne zakręty. Z każdą minutą nadzieja w jej sercu spadła i wtedy go dostrzegła. James ostrożnie czmychnął do Pokoju Życzeń.

Jak szalona popędziła do drzwi i w ostatniej chwili wślizgnęła się do środka, znajdując się w korytarzu jakiegoś domu. Ściany pokryte były ładną beżową farbą, brązowe meble dodawały uroku. Na wprost niej wznosiły się schody. Zadbana kuchnia lśniła czystością, w salonie w kominku trzeszczał ogień. Zawieszone nad nim zdjęcia przedstawiały Jamesa. To na pierwszej miotle, to na pierwszym meczu. Na jednym piekł z matką ciastka, na drugim grał z ojcem w szachy.

Była w domu Potterów.

Niepewnie weszła na górę. Jamesa znalazła dopiero w ostatnim pokoju. Siedział oparty o łóżko i wpatrywał się tępo w ścianę. Z zawahaniem uklękła przed nim, chwytając jego ciepłe od emocji policzki w dłonie i zmuszając na spojrzenie na nią. Czysty ból w jego czekoladowych oczach boleśnie ukuł ją w serce.

- Kocham cię - powiedziała, bo uznała to za stosowne. - Kocham cię bardzo mocno i wiedz, że ja cię nie opuszczę, a przynajmniej nie teraz.

Z oczu Jamesa poleciały łzy. Zaszlochał i wtulił się w pierś swojej miłości. Dzisiaj nie potrafił udawać, że wszystko jest dobrze.

8 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Parę spraw zostało wyjaśnionych, co mi się bardzo podoba, już się nie czuję taka zagubiona :) Zostaje mi tylko czekać na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny!
    Czasami już nie mogę się doczekać, aż pojawiać się będą kolejne rozdziały! To opowiadanie uzależnia!
    Rozmowa z Hermioną świetna! Dlaczego oni nie mogą ze sobą rozmawiać? :O Dziwne..
    Szkoda mi Jamesa, mam nadzieję że Lily pomoże mu przez to wszystko przejść !
    I czy Caroline faktycznie wie coś o dzienniku? :O
    Czekam na dalszy rozwój wypadków!
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Karolina S

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooo, Stiles <3
    Rozdział wspaniały, choć smutny.
    Uwielbiam Lily i Jamesa, są wspaniali.

    Życzę weny,
    Lilka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczna część :D mam nadzieję że nie skończysz szybko pisać :* czekam na nasteną cześć :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Przykro mi z powodu Jamesa... ale ma Lily, która na pewno mu pomoże :D mam nadzieję że szybko dodasz kolejną część :D bo Twoje opowiadania są fenomenalne :D

    OdpowiedzUsuń
  6. kiedy następna część ? :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ok dzięki za wyjaśnienie :D Choć prawdę mówiąc zaczęłam sama do tego dochodzić jak to trochę przemyślałam... Niemniej jednak dziękuję, że to wyjaśniłaś.
    Co do rozpoczęcia... kiedy to było... ja już mam to wszystko za sobą i teraz niestety praca, praca i praca... A żeby sobie umilić życie to czytam blogi i sama coś skrobie.

    Jeśli chodzi o ten rozdział... Kurcze nie wpadło mi do głowy, że to Harry i Hermiona im podrzucili te książki, myślałam, że ta dwójka, no nie wiem, że to są ci którzy użyli zmieniacza czasu na trzecim roku i Hermionie coś nie wyszło i się za daleko przenieśli...

    Teraz biorę się za twój następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis