sobota, 26 września 2015

Rozdział 12

- Drużyno! - zawołał James, wskakując na jedną z ławek w szatni. Ubrany już w strój do quidditcha, uważnie przyjrzał się każdemu zawodnikowi. - Ostatni mecz w tym sezonie. Ostatni mecz w szkole dla niektórych z nas, aż się łezka w oku kręci, jak o tym pomyślę. - Zamilkł na chwilę, budując napięcie. - Jesteśmy najlepszą drużyną, jaką Gryffindor miał od dziesiątek lat. Jestem dumny, że mogłem z wami grać, że tyle wygranych, ale i też przegranych meczów z wami przeżyłem! Dzisiaj jest jednak dzień, kiedy odniesiemy tryumf nad głupimi wężami! Skopiemy im te zapyziałe tyłki i zdobędziemy ten puchar, który od pięciu lat należy do nas i niech tak zostanie i na kolejny rok! Pokażemy im!

- Pokażemy! - zawtórowała mu cała drużyna i wszyscy zaczęli klaskać. Dumnie wypinając piersi do przodu, pokierowali się w stronę wyjścia na boisko. Pewnymi siebie krokami i z szerokimi uśmiechami na twarz weszli na zieloną trawę. Uczniowie skandowali głośno, przekrzykując się nawzajem, która drużyna jest lepsza.

Pojawili się Ślizgoni.

- Kapitanowie! Podajcie sobie ręce – zarządziła pani Hooch. James mocno ścisnął rękę kapitana przeciwnej drużyny, ze wzajemnością oczywiście. - To ma być ładna i czysta gra. Nie chcę widzieć żadnych nieczystych zagrań.

Rozeszli się i chwilę później zaczęła się walka o wszystko. Tłuczki przecinały boisko wzdłuż i wszerz, szukający krążyli nad boiskiem, wypatrując znicza, bramkarze bronili ile mogli, by nie puszczać goli, a ścigający nawzajem walczyli o kafel, przepychając się i obijając.

Ryk wściekłości i wesołe śmiechy wymieszał się ze sobą, gdy Syriusz puścił gola. Zły na siebie oddał kafla Jamsowi, który posłał mu uśmiech, mówiący, że nic wielkiego się nie stało.

Pół godziny później na tablicy wyników zawitał remis pięćdziesiąt do pięćdziesięciu, a walka z każdą minutą stawała się coraz brutalniejsza. Żadna drużyna nie chciała dać za wygrane i przegrać finałowego meczu.

Syriusz rozejrzał się po boisku. James, Dorcas i Matt zręcznie podawali sobie nawzajem kafla, unikając Ślizgonów. Alicja siedziała wysoko na miotle i ze skupioną miną wypatrywała błyszczącego znicza. Jeremy i Michael z radością wymalowaną na twarzach wybijali tłuczki w stronę węży. Na trybunach dostrzegł wysoką sylwetkę Hagrida. Gdzieś w pobliżu niego zapewne znajdowali się Lily, Remus i Peter.

Skupiony na obserwacjach, w ostatniej chwili zauważył, lecącą ku niemu Caroline, która posłała ku niemu kafla. Tylko dzięki szybkiemu refleksowi zdołał obronić strzał, co większość publiczności przywitała oklaskami. Dziewczyna pokazała mu język, na co się zaśmiał i pasał jej całusa.

Profesor Hooch gwizdnęła mocno w gwizdek i gra została wznowiona. Lily chyba pierwszy raz w życiu z taką zaciętością na twarzy oglądała mecz. Co chwila szturchała Remus w ramię, pytając się o coś, czego nie do końca rozumiała. Lupin cierpliwie odpowiadał na każde jej pytanie, od czasu do czasu śmiejąc się cicho z dziewczyny. Quidditch nie był mocną stroną Lily.

Potężny huk wywołany przez krzyk uczniów wstrząsnął powietrzem. James zdobył kolejne punkty i tym samym wysunął Gryffindor na dwudziestopunktowe prowadzenie. Entuzjazm Gryfonów na trybunach szybko opadł, gdy Ślizogni zdobyli cztery gole z rzędu. Syriusz, wściekły na siebie, że tak łatwo daje się omotać urokowi Caroline, podczas następnego ataku nawet na nią nie spojrzał.

Kafel raz po raz przekraczał bramkowe słupki po obu stronach boiska. W pięćdziesiątej minucie meczu było sto osiemdziesiąt do stu pięćdziesięciu dla Slytherinu. W pięćdziesiątej pierwsze minucie Alicja dostrzegła znicza. Między nią a nowym szukającym węży rozpoczęła się zaciekła walka.

- Szukający właśnie rozpoczynają walkę o znicz - komentował Frank Longbottom. Trybuny zawrzały. - Oboje mają znicz prawie na wyciągnięcie ręki. Alicja kochanie pokaż mu!

- Panie Longbottom!

- Przepraszam profesor McGonagall... Szukający zaciekle walczą o swoje...

Uczniowie krzyczeli głośno, dopingując swoich faworytów. Gracze zatrzymali się w miejscu, obserwując tok wydarzeń, co James, który aktualnie trzymał kafla, wykorzystał do zdobycia następnego gola.

- James Potter zdobywa kolejne dziesięć punktów! - Gracze się pobudzili. -  Szukający się przepychają i... Au, to nie była ładna zagrywka... Są coraz bliżej znicza i... TAK! Alicja w ostatniej chwili pochwyciła złotą piłeczkę. Gryffindor wygrywa i tym samym zdobywa puchar! Gratulacje!

Trybuny wybuchnęły krzykami zadowolenia i jękami rozpaczy. Członkowie Gryfońskiej drużyny zlecieli się w jednym miejscu, krzycząc, piszcząc i ściskając się mocno. Momentalnie obrodzili ich uczniowie, pragnący pogratulować zwycięstwa. James w tłumie zobaczył Lily, która przeciskała się do przodu, a kiedy w końcu stanęła tuż przed nim, w chwili wielkiej radości, złapał ją w pasie i pochylił do tyłu.

- Kocham cię – powiedział w zaskoczone oczy dziewczyny i nie czekając na odpowiedź, pocałował, co wywołało głośne i może nawet zazdrosne „uuu" ze strony otaczających ich osób. Łapa zaśmiał się w głos.

*

Impreza w salonie wspólnym Gryffonów trwała w najlepsze. Puszczona z radia muzyka rozbrzmiewała głośno i umilała czas tańczącym uczniom. Inni, podpierając ściany lub zajmując wygodne fotele, popijali kremowe piwo i zjadali się smakołykami. Głośnym rozmowom i śmiechom nie było końca.

James okręcił Lily wokół jej własnej osi i mocno przyciągnął do siebie. Był lekko podpity, bo Syriusz wynalazł butelkę Ognistej Whisky, więc towarzysz mu dobry humor. Oboje śmiali się w głos, przykuwając spojrzenia zazdrosnych dziewczyn i chłopaków.

- Uwielbiam twój śmiech – powiedział James. - Uwielbiam całą ciebie. Proszę, obiecaj mi coś.

- Co? - zapytała. Jej oczy błyszczały.

- Obiecaj mi, że za mnie wyjdziesz.

Spojrzała na niego zdziwiona, ale w chwilę się uśmiechnęła promiennie.

- Obiecuję – zapewniła go i pocałowała mocno.

Dorcas uśmiechnęła się na ten widok, a potem spojrzała na Remusa, do którego przytulała się na kanapie. Kochała go bardzo mocno. Jego wilkołactwo nie odstraszało jej. Uważała, że to tylko nic niewarty szkopuł, który jedynie trochę koloryzował ich życie.

- Słodcy są. Nie sądzisz?

- Zakochani – odparł, spoglądając na uśmiechającą się parę.

- Dziwi mnie, że Syriusz sobie jeszcze nikogo nie znalazł. A tak właściwie to gdzie on jest?

- Nie wiem – odparł Remus, rozglądając się po pokoju. Nigdzie nie zauważył swojego przyjaciela, co trochę go zdziwiło, ale i zmartwiło. Łapa tak od sobie nie opuszczał imprez, gdzie swobodnie mógł zagadywać do dziewczyn i żartować przed publicznością.

Ale Syriusz miał się dobrze. Z butelką Ognistej w ręce siedział na szczycie Wieży Astronomicznej, nawijając na palec kosmyk włosów Caroline. Mruczała cicho w jego szyje na ten gest. Lubili swoje towarzystwo. Lubili siedzieć w ciszy, ciesząc się sobą nawzajem. Rozmowa wydawała im się niepotrzebna, nie tak interesująca, jak oni sami.

- Caro?

- Hmm?

- Muszę cię o coś zapytać, ale obiecaj, że nikomu nie powiesz. Dobra?

- Obiecuję – odparła. Syriusz upił porządny łyk whisky, prawie się przy tym nie krzywiąc.

- Słyszałem, że wiesz, gdzie jest dziennik Toma Riddle'a. Powiedziałbyś mi, gdzie to jest? Albo przyniosła, jeśli możesz?

Caroline usiadła, wpatrując się w Syriusza z niedowierzaniem. Dawno wyparła kwestię dziennika ze swojego umysłu, być może zbyt bardzo pochłonięta innymi sprawami. 

- Czy ty czasem nie zza dużo wypiłeś?

- Nie, dlaczego? - zaśmiał się. - Po prostu mi powiedz i po kłopocie.

- Planujecie pokonać Sam-Wiesz-Kogo? Czyli ten dziennik rzeczywiście jest bardzo cenny. - Ostatnie zdanie powiedziała bardziej do siebie podekscytowana. - Chcę wam pomóc – oświadczyła.

- Hola, hola! - zawołał Syriusz. - Odpowiedz mi na pytanie, kochanie.

- Moi rodzice są śmierciożercami - westchnęła ciężko. - Mi się nie widzi nim zostać, a ta chwila nadejdzie wraz z ukończeniem przeze mnie szkoły. On bardzo szanuje moich rodziców i dał im ten dziennik do przetrzymania. Byłam przy tym, wiem, gdzie on jest. Mogę go przynieść ze swojego domu.

- Rodzice nie zauważą jego zniknięcia?

- Zauważą i będą wiedzieć, że to ja. Będą mnie szukać, będą chcieli mnie zabić. Moich rodziców pewnie też zabiją - mówiła to bez przejęcia. - Nie mam z nimi dobrych kontaktów. W dzieciństwie wychowywała mnie niania, a nie oni. Woleli polecieć sobie do Paryża sami, a mnie zostawiać w domu.

- Rozumiem – odparł Syriusz, który przekonał się na własnej skórze, jak to jest, gdy rodzice mają cię gdzieś. - Jak ci powiem, to po niego pójdziesz. Do tego czasu coś wymyślę.

- Teraz ty mi odpowiedz na pytanie. Naprawdę wiecie jak go pokonać?

- Wiemy – odparł, upijając kolejny łyk alkoholu. - Stało się ostatnio dużo rzeczy, które wywróciły nasze życie do góry nogami. Gdyby nie one to, pewnie nadal stalibyśmy w miejscu. Jestem tylko ciekaw, czy nasz plan się powiedzie.

- Jakie rzeczy? - zapytała zaciekawiona.

- Nie denerwuj się ani nie obrażaj, ale na razie nie mogę ci powiedzieć. Nie chcę podejmować sam decyzji.

Zawiedzenie przemknęło przez twarz Caroline.

- Poczekam – odparła, przytulając się z powrotem do Blacka. - Jeszcze jedno. Kiedy w końcu powiesz swoim przyjaciołom o nas?

- Niedługo - odpowiedział po chwili. - Obiecuję, że niedługo.

Ucałował Caroline w czubek głowy. Obawiał się reakcji przyjaciół. Obawiał się, że coś pójdzie nie tak, że jego przyjaciele staną się mniej ufni w stosunku do niego. Miał tak wiele obaw, tak wiele pytań i żadnych odpowiedzi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis