piątek, 25 września 2015

Rozdział 11

Do egzaminów został niecały tydzień, dlatego Lily nie podobał się fakt, że musi gdzieś wychodzić w środku nocy. Jutro zapewne będzie zmęczona, a skupienie się na lekcji i powtórkach będzie cięższe niż zazwyczaj.

Kiedy przemierzali błonia, towarzyszyła im głucha i niepewna cisza. Z Zakazanego Lasu dochodziły dziwne odgłosy i wycia, wywołujące ciarki na całym ciele. Lily nie wiedziała, jak to się dzieje, że już drugi raz się wymykają i nikt nic nie zauważył. Być może towarzyszyło im huncwockie szczęście lub osłona nocy i trochę sprytu pozwalały im na te wypady.

Teleportowali się wprost na jeden z licznych bloków skalnych, które umiejscowione były tuż przed dużym i tajemniczym klifem. Zapach morza drażnił ich nosy, ale ciepły wiatr co jakiś czas rozwiewał włosy. Fale raz po raz rozbijały się o klif, ochlapując ich wodą.

Zeszli trochę niżej, po serii poszarpanych wgłębień, a potem przez do połowy zanurzone w wodzie głazy. Podeszli tak blisko, jak mogli, by potem zanurzyć się w zimnej wodzie i powoli płynąć ku ciemnej szczelinie w klifie, gdzie piętrzyła się woda. Szczelina przemieniła się w tunel. Jedyni źródłami światła, były ich różdżki. Płynęli ostrożnie.

Lily dyszała ciężko, ostrożnie posuwając się do przodu. Tylko płynący na przedzie Syriusz czuł się jak ryba w wodzie i nie zwracał uwagi na otoczenie, nie wyszukiwał zagrożeń.

W końcu dopłynęli do miejsca, gdzie pod nogami wyczuli stopnie. Wspięli się po nich, ociekając wodą i dysząc ze zmęczenia. Używając odpowiednich czarów, Lily osuszyła wszystkich z lodowatej wody. Ich ubrania znów były suche i ciepłe.

Dokładnie rozejrzeli się po jaskini, w której stali. Syriusz przejeżdżał ręką po skałach, a kiedy poczuł dosyć dziwne i niewytłumaczalne mrowienie w jednym miejscu, spojrzał na nie ze zdziwieniem.

- Tutaj – powiedział i nie zwracając uwagi na swoich przyjaciół, rozciął sobie dłoń i przyłożył ją do skały. Ukazał im się srebrzysty zarys drzwi, a potem czarny otwór. Lily podeszła do Łapy, uleczając jego skaleczenie na dłoni. - Dzięki. Pójdę pierwszy.

Wszyscy ruszyli za nim. James trzymał się Lily, uważając, by przypadkiem coś jej się nie stało. Remus i Regulus szli na samym końcu, szepcząc o czymś cicho. Wyglądali przy tym, jakby się kłócili.

Stali na skraju czarnego jeziora, którego drugiego końca nie było widać, a jej sklepienie ginęło gdzieś w mroku. Pośrodku jeziora, daleko przed nimi, jarzyła się zielonkawa poświata. Tak jak w książce Harry z Dumbledorem, tak i oni, ruszyli brzegiem jeziora. Miejsce było niepokojące i przytłaczające, a cisza jaka panowała między piątką, wcale nie dodawała otuchy.

Regulus wybiegł na przód. Stanął na krawędzi jeziora, machając ręką w powietrzu, którą po chwili zacisnął na czymś niewidzialnym. Tuż obok niego pojawił się Remus, który stuknął swoją różdżką w jego pięść, w której pojawił się gruby łańcuch. Zaczął prześlizgiwać się przez rękę młodszego Blacka, zwijając się na ziemi z brzękiem. Z jeziora wyłoniło się małe czółenko, które dobiło do brzegu.

- Voila! - powiedział Regulus, wsiadając do łódeczki, a kiedy wszyscy już w niej siedzieli, ruszyli przed siebie. Łódka płynęła sama, rozcinając swoim dziobem powierzchnię wody. Oni sami stali na nogach, nie widząc miejsca, by gdziekolwiek usiąść. Lily naprawdę dziwiła się, że nie toną.

Uporczywie wpatrywali się w zielonkawą poświatę, ku której zmierzali i która była coraz bliżej nich. Po kilku następnych minutach łódka dopłynęła do małej, skalnej wysepki pośrodku jeziora, na którą wyszli. Na środku stało postumentu, na którym stała kamienna misa przypominająca myślodosiewnię - to od niej biła ów zielonkawa poświata. Podeszli bliżej, otaczając to miejsce. Każde z nich doskonale wiedziało, co trzeba teraz zrobić. Żadne jednak nie chciało powiedzieć tego głośno. Patrzyli się to na siebie, to na misę.

Remus machnął swoją różdżką w powietrzu i chwycił mały puchar w dłoń.

- Ja to wypiję – powiedział pewny siebie.

- O nie! - zaprzeczyła mu Lily. - Dumbledore jest potężnym czarodziejem. Jego to nie zabił,o a nas może!

- Jestem najmniej wart z naszej piątki, więc jak ktoś ma umrzeć to tylko ja.

- Weź się ogarnij i daj mi to! - warknął Syriusz, wyrywając z jego ręki wyczarowany puchar. - Ja to wypiję i koniec – odparł i już chciał zanurzyć puchar w cieczy, ale James się na niego rzucił. Wylądowali na ziemi, a puchar z brzdękiem potoczył się po skale, niebezpiecznie zwisając z jej końca.

- I co?! Zostawisz mnie! To może ja to wypiję, huh?!

- James! - oburzyła się Lily, podchodząc do swojego chłopaka i łapiąc jego twarz w dłonie. - A co ze mną?

- No właśnie – wtrącił się Remus. - Ty masz zbyt wiele do stracenia, dlatego najlepiej będzie, jeśli ja...

- Przysięgam, że ci za chwile przywalę – warknął Syriusz, podchodząc do Lunatyka i patrząc mu prosto w oczy. - Huncwoci bez ciebie nie będą huncwotami, więc lepiej przestań gadać bzdety, że masz niewiele do stracenia. Prawda jest taka, że każdy z nas dużo ryzykuje.

Pochłonięci swoją rozmową nawet nie zwrócili uwagi na osamotnionego Regulusa. Stawiając cicho kroki, podszedł do pucharu i chwycił go w swoje dłonie, a potem stanął przed kamienną misą i zanurzył w cieczy puchar. Powąchał ciecz, która właściwie nie pachniała niczym, a potem robiąc gest jak do toastu w stronę kłócących się Gryfonów, duszkiem wypił jego zawartość.

Mocno zacisnął swoje dłonie na krawędzi misy. Czuł, że traci świadomość umysłu. Zdążył wypić jeszcze jeden pełny puchar, a potem upuścił go na podłogę. Głuchy brzdęk sprawił, że Gryfoni przestali się kłócić. Widząc Regulusa, który siedział na skale i trząsł się nieopamiętanie oraz ze wzrokiem szaleńca rozglądał się wokół, podbiegli do niego.

- Merlinie, Regulus, ależ tyś głupi. Bohatera ci się zachciało grać – powiedział Syriusz, potrząsając swoim bratem.

- Nie chcę... ja nie chcę...

Uporczywie wbijali wzrok w jego pobladłą twarz. Żal ścisnął serce Lily, kiedy sięgała po puchar i znów go napełniała. Podstawiła go do ust młodszego Blacka.

- Lily! - oburzył się Syriusz. - Kpisz sobie?

- Nie – odparła spokojnie. - Trzeba to skończyć, a myślę, że Regulus nie chciałby, by jego poświęcenie poszło na marne. Bierz więc ten głupi puchar i każ mu to pić.

Po dosyć długiej chwili, która mogła trwać nie więcej niż pięć sekund, Syriusz niechętnie przejął puchar i podsunął go Regulusowi do ust.

- Błagam... nie chcę...

- Musisz – powiedział spokojnie. - Będzie dobrze – dodał i wlał mu zawartość pucharku do ust.

Żal ścisnął serce Syriusza. Ledwo odzyskał brata, a już miał go stracić? Nie. To nie mogło tak wyglądać. Mocno zacisnął dłoń na jego ramieniu.

- ...nie chcę... przestań... proszę...

Z każdą mijającą sekundą i z każdym opróżnionym pucharem, stan Regulusa pogarszał się. Robił cię coraz bledszy, eliksir wpływał na jego mózg, przez co mówił dziwne i niezrozumiałe rzeczy. Jego drgawki nasilały się jeszcze bardziej, a rozbiegany wzrok przerażał.

- Wszystko dobrze. Wszystko będzie dobrze – mówił spokojnie Syriusz, wlewając kolejną porcję eliksiru do ust brata. Sam trząsł się równie mocno. Świadomość, że czuje na swoich ramionach dwie ciepłe dłonie swoich przyjaciół, dodawała mu jako takiej siły.

- Ostatni – powiedziała Lily.

- Słyszysz. Ostatni i koniec. To ci pomoże.

- Nie chcę... proszę... błagam... ja już nie chcę – jąkał się.

- Regulus, proszę.

Ale Regulus pochłonięty był przez wyobrażenia, które podsuwał mu mózg. Błagał o śmierć. Chciał umrzeć. Nie mógł już dłużej znieść bólu, który odczuwał. Pragnął odpoczywać, przez wieczność.

Ostatnia porcja wylądowała w jego żołądku.

- Nie! - wrzasnął. - Zabij mnie! ZABIJ!

- Już koniec – mówił spokojnie Syriusz. - Już koniec. Nic więcej już nie musisz pić.

Regulus zaczął kaszleć niemiłosiernie, jakby się dusząc, a potem osunął się z ramion brata, padając na twarz.

- NIE! - zawołał Syriusz, klepiąc swojego brata w twarz. Lily zatkała sobie usta dłonią, z przerażeniem wpatrując się w scenkę. James objął ją ramieniem, przyciągając bliżej siebie. - Nie! Regulus błagam, obudź się, obudź... Rennervate! - zawołał, celując różdżką w jego klatkę piersiową. Nic się nie stało. - Reg, kurwa no. Obudź się!

Młodszemu Blackowi drgnęły powieki, a wszystkim bez wyjątku mocniej zabiły serca.

- Regulus?

- Wody – wychrypiał.

- Wody – powtórzył Syriusz tępo. - Wody!

Lily wyciągnęła z małego plecaczka butelkę wody. Była przygotowana na wszystko w tym i na ewentualne pragnienie. Drżącą ręką podała butelkę Syriuszowi, a on szybko przyłożył ją do ust brata. Regulus z ulgą wpił kilka dużych łyków. Leżąc na skale, dyszał ciężko.

- Syriusz... – wychrypiał cicho.

- Co jest? Chcesz jeszcze wody czy...

- Nie – przerwał mu. To, co widział jeszcze parę minut temu, nie dawało mu spokoju. - Obiecaj, że nie dasz się zabić. Dobra?

- Obiecuję – odpowiedział, uśmiechając się słabo.

W ciszy czekali, aż Regulus będzie miał na tyle siły, by się podnieść. W tym czasie Remus dokładnie oglądał medalion, który spoczywał na dnie misy. Czuł złą moc, jaka od niego emanowała. Trzymał w swoich dłoniach, cząstkę duszy samego Voldemorta.

Piętnaście minut później łódka przewiozła ich na drugi brzeg. Ostrożnie z niej wyszli, by nie dotknąć wody, a potem powoli skierowali się ku wyjściu.

Z ulgą przywitali widok zamku. Zmęczeni i przestraszeni kroczyli po błonach. Upewnili się, że Regulus bezpiecznie trafił do swojego dormitorium, a potem sami popędzili do swojej wieży. Każde z nich z ulgą przywitało swoje łóżko, ale Remus, zanim się położył, ze smutkiem spojrzał na łóżko z zaciągniętymi kotarami, gdzie spał Peter. Dali mu babeczkę z eliksirem słodkiego snu, dlatego mieli pewność, że Glizdogon nie obudzi się w środku nocy i nie zauważy, że jego współlokatorzy zniknęli.

Lunatyk jeszcze nie mógł się pogodzić z myślą, że ktoś, kogo uważał za przyjaciela, okazał się nikim innym jak fałszywym zdrajcą. Nie umiał zrozumieć, co kierowało niewinnym Peterem, by zrobić coś takiego podłego i bezdusznego. Nie rozumiał i wiedział, że chyba nigdy nie zrozumie.

Zmęczony w końcu usnął i po raz pierwszy od kilku dni nic konkretnego mu się nie śniło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis