sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 3

Luty minął bardzo szybko i nim uczniowie Hogwartu się obejrzeli, była już połowa marca.

Jamesa całkowicie pochłonął Quidditch, tak samo, jak Syriusza. Chłopcy latali na treningi, by dokopać przeciwnikom w następnych meczach. Remus żył swoim własnym wilczym życiem, a Peter od czasu do czasu znikał z oczu, ale na szczęście nie było to aż tak często. Regulusowi dobrze było w Ravenclavie. Czuł się wolniejszy.

Lily dręczyły obawy, że jej przyjaciółki zaczynają coś podejrzewać, a zwłaszcza Nina, która posyłała ku swojej przyjaciółce dziwne spojrzenia zbyt często. Lily poważnie rozważała powiedzenie im o książkach. Kłamstwo ma krótkie nogi i zawsze wyjdzie na jaw. Chociaż jakby głębiej się temu przyjrzeć to, to nie jet kłamstwo, tylko tajemnica, o której im mniej osób wie tym lepiej.

A co, jeśli Lily nie będzie w stanie ich ochronić? Zginą? Nie mogła do tego dopuścić. Wymyśli coś. Może usunie im pamięć i wywiezie do Australii jak Hermiona swoich rodziców? Zrobi wszystko, by chronić swoje przyjaciółki, tak samo, jak rodziców i (Merlinie, niech straci) siostrę też.

Pani Dibet – nauczycielka numerologi – oznajmiła koniec lekcji i klasa powoli zaczęła pustoszeć. Opuściła klasę, ale nie dane jej było daleko pójść. Została przepchnięta do ściany przez zgrabną Ślizgonkę o czarnych włosach i lekko niebieskich oczach. Caroline Danett była dla niej jedną z chodzących zagadek Hogwartu. Zawsze cicha i opanowana. Chyba nigdy nie widziała jej rozwścieczonej.

- Słuchaj no Evans – warknęła lekko, ale nie złowrogo. - Nie wiem, co kombinujesz z Potterem, Blackami i Lupinem, ale to ci nie wyjdzie na dobre. Dlaczego ty w ogóle z nimi gadasz? Myślałam, że ich nienawidzisz.

- Bo tak było, ale niektóre sytuacje życiowe zbliżają do siebie ludzi – odpowiedziała opanowanym głosem. Nie zadrżał, jej z czego była dumna.

- Dowiem się, co kombinujecie, chyba że ułatwisz mi tę sprawę i powiesz mi z łaski swojej. - Jad w jej spokojnym głosie była tak wyczuwalny, że aż przeszły ją ciarki.

- Przykro mi, ale nie.

Caroline przybliżyła swoje usta bliżej ucha Lily i delikatnie wyszeptała:

- Uważaj na siebie, Evans.

Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Caroline szybkim krokiem oddaliła się od Gryfonki, zostawiając ją przerażoną przyciśniętą do ściany.

Strach ten towarzyszył jej aż do Łazienki Jęczącej Marty, gdzie się schowała. Jedno z najmniej odwiedzanych pomieszczeń w szkole dało Lily chwilę spokoju. Opłukała twarz zimną wodą, co skończyło się tym, że zmyłam sobie tusz do rzęs i lekki make up, który trochę ukrywał liczne piegi. Szybko poprawiła to, co się zepsuło. Spojrzała po umywalkach.

Jedna rzeczywiście nie działała, a nad nią był mały wężyk. Gdzieś tam, kilkadziesiąt metrów pod nią spał bazyliszek. Otrząsnęła się na tę myśl i zaczęła się bliżej przyglądać temu znakowi, jednak zamarła w bezruchu, kiedy usłyszała, że drzwi otworzyły się z charakterystycznym skrzypnięciem. Powoli się odwróciła, przy okazji sięgając po różdżkę. Jednak gdy spojrzała na drzwi, nikogo tam nie było.

- Dobra, ja wiem, że to wy. Wyłazić spod niewidki – nakazała i momentalnie przed nią pojawiły się cztery dobrze znane postacie.

- Skąd wiedziałaś? - zapytał piskliwie Peter, ale Lily od razu rzuciła na niego zaklęcie ogłuszające. Zachwiał się lekko i upadł na zimną posadzkę. Ups, będzie go boleć głowa.

- Nie musiałaś tego robić – skomentował James.

- Musiałam – sapnęła i opowiedziała im o pogawędce, jaką odbyła z panną Danett. Pokazała im również symbol nad umywalką.

- Kilkudziesięciu metrowy wąż jest gdzieś pod nami i tylko czeka na znak, żeby zabijać. Chyba mi niedobrze – powiedział Syriusz i oparł się o ścianę.

- Myślałam, że Blackowie niczego się nie boją – odparła, na co Łapa uniósł się dumnie.

- Bo tak jest. Nie boje się tego węża.

- Jak tam uważasz – bąknęła i podniosła swoją torbę z podłogi i wyszła na korytarz. Nie chciała im przeszkadzać, bo po cokolwiek tam przyszli, z całą pewnością chcieli być sami.

Szła kawałek, kiedy ktoś chwycił ją za rękę. W pierwszej chwili pomyślała, że to znowu Danett, ale na szczęście to był tylko James. Co za ironia. Cieszyła się, e widzi Pottera.

- Nie martw się. Będzie dobrze – powiedział, kiedy spojrzała w jego czekoladowe oczy. Było widać w nich troskę.

- Wiem, James, wiem – szepnęła.

- Dzisiaj pełnia. Nie wychodź na dwór, dobrze? I z dormitorium najlepiej też.

- Na błonia nie wyjdę, obiecuję, a z tym drugim to taki mały kłopot, bo mam dzisiaj dyżur.

- Z kim?

- Nie mam pojęcia – odpowiedziała zgodnie z prawdą.

Wtedy stało się coś, czego nigdy by nie przewidziała. James przyciągnął Lily do siebie i ostrożnie pocałował. Nie trwało to długo, bo zaledwie parę sekund. On chyba też nie miał tego w planach, bo jak się skapnął, co robi, to natychmiast się odsunął.

- Merlinie, Lily, przepraszam, ja nie wiem, co we mnie wstąpiło – zaczął się tłumaczyć i przepraszać dziewczynę. Mieli być tylko przyjaciółmi, a on ją całuje. Przywalił sobie w myślach za ten ruch.

- Uważaj na siebie, James – przerwała mu spokojnie i poszła w stronę wieży Gryffindoru, zostawiając chłopaka samego i zdezorientowanego. Nie miała wyrzutów sumienia, że go tak zostawiła.

Wszedłszy do pokoju, od razu pokierowałam się do dormitorium, gdzie spotkała Dorcas malująca paznokcie.

- Hej – powiedziała niepewnie i położyłam się na łóżku. - Gdzie dziewczyny?

- Chyba w bibliotece, a co?

- Tak się pytam -- odpowiedziała smętnie.

- Dobra, co się stało? - zapytała, odstawiając buteleczkę z lakierem na nocny stolik. Ona zawsze umiała przejrzeć swoje przyjaciółki i wyłapać, że coś jest nie tak.

- Nic.

- Mów – nakazała trochę ostro.

- James mnie pocałował.

Z gardła Dorcas wydarł się pisk radości. Szybko przeskoczyła na łóżko przyjaciółki i usiadła na jego brzegu. Dzika radość w jej oczach była wręcz boleśnie nie do zniesienia.

- Jak było? - zapytała podniecona. - Jak to się w ogóle stało?

- Po prostu przyciągnął mnie do siebie i pocałował, a kiedy się skapnął, co robi to zaczął mnie przepraszać.

- Uuu - skrzywiła się lekko – Może pomyślał, że go jeszcze bardziej odtrącisz i dlatego przestał.

- Może – szepnęła.

- Powinnaś dać mu szansę, wiesz.

Lily wywróciła oczami. Odkąd James zaprosił ją na randkę w czwartej klasie, dziewczyny upierały się, że powinna jednak się z nim umówić i chociaż spróbować. Zawsze odtrącała ten pomysł i chyba nadal będzie. Mimo że James strasznie się zmienił, Lily nie wiedziała, czy jest gotowa na bycie jego dziewczyną, zwłaszcza po tym, co przeczytała w książkach.

Wieczór nastał strasznie szybko i nim Lily się obejrzała, musiałam zejść pod pokój nauczycielski i zobaczyć z kim będzie patrolować korytarze, a gorzej trafić nie mogła. Dlaczego to musiała być osoba, którą z całego serca próbowała unikać?

- Hej, Lily – przywitał się spokojnie Severus.

- No, tak, cześć. Idziemy?

Skinął tylko głową i poszli przed siebie. Jedynym źródłem światła były promienie z ich różdżek i wielki księżyc na niebie. Lily zrobiło się żal Remusa, że musi przechodzić takie męczarnie co miesiąc.

Szli w ciszy, niezręcznej ciszy, która pomału stawała się męcząca, jednak dziewczyna nie miała zamiaru rozpoczynać rozmowy. Pomimo że się pogodzili, to już nie były te same relacje jak sprzed piątej klasy. Coś ich blokowało.

- Umm... to jak minęły ci ferie? - zaczął rozmowę Severus.

- Mogły być. A tobie?

- Cały tydzień byłem u Malfoyów.

- I... i jak było?

- Tak szczerze to wolałbym zostać w zamku.

- Aha. - Nie było jej stać na nic innego. Znów zapanowała cisza i znów zrobiło się niezręcznie. - Nie wiesz może... jak zareagowała matka Regulusa na to, że uciekł? - spytała po chwili.

- Niezbyt dobrze. Była załamana. Dlaczego pytasz?

- Z ciekawości – odpowiedziała szybko, by chłopak nie nabrał podejrzeń.

- Lily, jesteś jakaś dziwna ostatnio. Unikasz mnie, nie patrzysz na mnie, nie chcesz ze mną rozmawiać. Coś się stało?

Przełknęła głośno ślinę. Lily nie potrafi kłamać.

- Nie. Dlaczego?

- Widzę, Lily. Zadajesz się z Potterem i Blackami, a przecież ich nienawidziłaś. Lupina jeszcze rozumiem, ale ich.

- Porozmawialiśmy i zgodnie stwierdziliśmy, że możemy spróbować się zaprzyjaźnić. Koniec.

Naprawdę miała nadzieję, że to koniec, bo jak Severus zacznie drążyć temat, to jest źle, bardzo źle. Na szczęście nie pytał już o nic. Resztę patrolu spędzili w ciszy lub wymieniając jakieś drobne uwagi.

*

- Moi drodzy, dzisiaj zajmiemy się przyrządzeniem antidotum na odpadanie kończyn i zanik kości – oznajmił Slughorn, uśmiechając się przy tym promiennie. - Wszystkie potrzebne informacje są w waszych książkach na stronie dwieście pięć. Macie czas do końca lekcji.

Syriusz niechętnie otworzył książkę i po przeczytaniu listy składników, poszedł po nie. Nie umiał pojąć, po co ma się uczuć o tym durnym antidotum i go robić. Przecież i tak nie będzie uzdrowicielem, ale jak trzeba, to trzeba. Remus zacięcie siekał nogę jaszczurki, James też coś tam kroił, ale widać było, że myślami jest gdzieś daleko, a Peter jak to Peter obijał się.

Łapa, zapoznawszy się z rozpiską, stwierdził, że powinien wrzucić korzeń imbiru do swojego wywaru. Ale co to jest ten imbir? No tak, wiedział, że niekiedy dodaje się go do piwa, ale jak on wygląda?

- Remus? - szepnął.

- Co tam?

- Jak wygląda imbir?

- Merlinie, Łapo. Siedem lat chodzisz na eliksiry i nie wiesz?

- Nie każdy jest takim geniuszem jak ty – odparł, no co James się zaśmiał. Lunatyk pokazał mu imbir, więc go wrzucił do kociołka. Godzinę męczył się nad wywarem, a kiedy nastał już koniec, z żalem stwierdził, że nie przybrał on takiego koloru, jak powinien.

- Wszystko byłoby dobrze panie Black, ale trzeba było dodać posiekany imbir, a nie cały.

- Ups.

Pieprzony imbir. Po co on komu?

Eliksiry były ich ostatnią lekcją. Syriusz szedł sam, w stronę pustej klasy, gdzie umówił się z jakąś Krukonką. Chyba miała na imię Kornelia z tego, co kojarzył. W każdym razie szedł tak, kiedy drogę zagrodziła mu Caroline Danett.

- Witaj Black.

- Witaj Danett. Jeżeli chcesz się ze mną umówić, to musisz ustawić się w kolejce.

- Oh, Black, ależ ty dowcipny – zaśmiała się sarkastycznie. - Co się dzieje?

- Dzieje gdzie?

- Nie bądź idiotą! Dobrze wiesz, o czym mówię. Evans nie zakolegowałaby się z wami bez powodu – syknęła.

- Uznaliśmy, że warto dać sobie szansę. W końcu nie jesteśmy już dziećmi – odparł. Caroline przysunęła się bliżej niego i spojrzała mu w oczy. Syriusz nie miał pojęcia, dlaczego naszła go ochota na pocałowanie Ślizgonki.

- I tak się dowiem – wyszeptała i już chciała się odsunąć, ale Łapa uniemożliwił jej to, chwytając jej twarz w swoje dłonie i całując. Sam nie wiedział, co w niego wstąpiło. Oszalał i tyle. Nie oczekiwał od niej odwzajemnienia i tak też się nie stało, ale zamiast tego dostał prosto w twarz z otwartej dłoni.

- Nigdy. Więcej. Tak. Nie. Rób - warknęła i pośpiesznie zniknęła mu z oczu.

Syriusz nie mógł jej tego obiecać. Już od dłuższego czasu zwracał na nią większą uwagę. Jest inna, pewna siebie, stanowcza, piękna. Black zrezygnował z randki z Kornelią i poszedł do dormitorium, gdzie usnął.

+++

Nie wiadomo skąd pojawił się Syriusz i staranował ramieniem Dołohowa, który odleciał w bok. Kulka z przepowiednią znowu wyśliznęła się Harry'emu z dłoni, ale w ostatniej chwili zdołał ją chwycić końcami palców. Teraz rozgorzał pojedynek między Syriuszem i Dołohowem. Ich różdżki błyskały w powietrzu jak miecze, iskry strzelały w obie strony...

- Syriusz! Syriusz! Syriusz! - krzyczeli entuzjastycznie James, Remus i Regulus, podczas gdy Lily próbowała czytać rozdział.

Dołohow cofnął różdżkę, by wykonać nią ten sam ruch, co przedtem, gdy powalił Hermionę i Harry'ego. Harry zerwał się na nogi i ryknął:

- Petrificustotalus!

I znowu ramiona i nogi Dołohowa zwarły się razem, on sam runął do tyłu, waląc się z łoskotem na posadzkę.

- Brawo Harry! - zawołał James, dumny ze swojego syna.

- Nieźle! - krzyknął Syriusz, przyginając głowę Harry'ego, bo mknęły ku nim dwa oszałamiacze. - A teraz zmykajcie z...

Obaj zrobili unik. Strumień zielonego światła prawie musnął Syriusza. Harry zobaczył, jak stojąca w połowie amfiteatralnego zagłębienia Tonks stacza się w dół ze stopnia na stopień, a Bellatriks biegnie ku walczącym z triumfalnym uśmiechem na twarzy.

- Ona chyba nigdy się nie zmieni – podsumował Reg. Miał rację, ale Syriusz nie przyznałby mu racji publicznie. Nie ufał mu.

- Harry, trzymaj przepowiednię, łap Neville'a i uciekaj! - ryknął Syriusz, biegnąc na spotkanie Bellatriks.

Harry nie zobaczył, co działo się dalej, bo widok zasłonił mu Kingsley, pojedynkujący się z dziobatym Rookwoodem, który też już był bez maski. Jeszcze jeden zielony promień przeleciał tuż nad głową Harry'ego, gdy rzucił się w stronę Neville'a.

- Dasz radę wstać? - krzyknął mu w ucho. - Zarzuć mi rękę na szyję...

- Dobrze, uciekajcie – mruknęła Lily, która zaczytała się i nawet nie zwróciła uwagi na to, że coś powiedziała.

Neville zrobił to. Harry aż się ugiął, bo nogi Neville'a wciąż pląsały we wszystkie strony, więc nie mógł na nich ustać. A potem ktoś się na nich rzucił. Obaj upadli; Neville wymachiwał dziko nogami jak żuk przewrócony na grzbiet, Harry legł z lewą ręką uniesioną do góry, by uchronić szklaną kulkę przed roztrzaskaniem się.

- Przepowiednia! Oddaj mi przepowiednię, Potter! - warknął mu w ucho Lucjusz Malfoy i Harry poczuł, jak jego różdżka wbija mu się między żebra.

- Odwal się od mojego syna, Malfoy – warknął James. Łapa uśmiechnął się lekko. James wczuwa się w role ojca, nawet jeśli jeszcze nim nie jest. Czy to niedziwne?

- Nie... Odwal... się... ode... mnie! Neville... łap!

I rzucił kulkę po podłodze. Neville okręcił się na plecach, chwycił kulkę i przycisnął do piersi. Teraz Malfoy skierował różdżkę w niego, ale Harry sięgnął swoją przez ramię i krzyknął:

- Impedimento!

Zaklęcie zrzuciło Malfoya z jego pleców. Podniósł się, obejrzał i zobaczył, jak Malfoy wpada na podest, na którym Syriusz walczył teraz z Bellatriks. Malfoy znowu skierował różdżkę na Harry'ego i Neville'a, ale zanim zdążył zaczerpnąć powietrza, by rzucić zaklęcie, skoczył między nich Lupin.

- Harry, zabieraj ich i UCIEKAJ!

- Merlinie, całkiem zapomniałam, że tam jesteś – znów odezwała się Lily.

- Dzięki, wiesz – bąknął Lunatyk, na co Syriusz poklepał go po plecach.

Harry chwycił Neville'a za rękaw i wciągnął na pierwszy stopień. Nogi Neville'a ciągle pląsały dziko, więc nie mógł się na nich wesprzeć. Harry zebrał siły i wciągnął go na drugi stopień...

Zaklęcie trafiło w kamienną ławkę tuż przy jego pięcie i spadł o stopień niżej. Neville przywarł do kamiennej płyty, wciąż wierzgając dziko nogami, i wsunął szklaną kulkę do kieszeni.

- Neville! - krzyknął z rozpaczą Harry, ciągnąc go za szatę. - Spróbuj odepchnąć się nogami...

Szarpnął jeszcze raz i szata Neville'a rozdarła się wzdłuż szwu od góry do dołu... szklana kulka wypadła mu z kieszeni i zanim któryś z nich zdążył ją złapać, trafiła ją jedna z wierzgających stóp Neville'a. Kulka poleciała w prawo i roztrzaskała się o stopień poniżej. Obaj wlepili oczy w to miejsce, czekając na to, co się stanie, i oto w powietrze wzbiła się perłowobiała postać z olbrzymimi oczami, niezauważona przez nikogo prócz nich. Harry widział, jak porusza wargami, ale wśród otaczających ich huków, krzyków i jęków nie dosłyszał ani słowa przepowiedni. A potem widmo skończyło mówić i rozpłynęło się w nicość.

- Merlinie, nie – Wszyscy razem jęknęli z rozpaczy. Może nie wszystko było stracone. Może jest gdzieś druga? Może Dumbledore ma kopię albo cokolwiek? Przecież to Dumbledore!

- Harry, bżebaszam! - krzyknął Neville z przerażoną miną, podczas gdy jego nogi wciąż miotały się we wszystkie strony. - Bżebaszam, Harry, nie chdziałeb...

- Nie przejmuj się! - odkrzyknął Harry. - Spróbuj wstać, wydostańmy się z tej...

- Dubbledore! - wysapał Neville, a na jego spoconej twarzy nagle pojawiła się ulga.

- Co?

- DUBBLEDORE!

Harry odwrócił się. Nad nimi, w otwartych drzwiach do Sali Mózgów, stał Albus Dumbledore z uniesioną różdżką, pobladły i groźny. Harry poczuł się tak, jakby prąd przebiegł mu przez całe ciało - byli uratowani.

Dumbledore zbiegł po kamiennych stopniach i minął Neville'a i Harry'ego, którzy już zapomnieli, że mają uciekać. Był już na samym dole, gdy śmierciożercy zdali sobie sprawę z jego obecności. Rozległy się wrzaski, jeden z nich rzucił się do ucieczki, wspinając się po stopniach jak małpa. Zaklęcie Dumbledore'a zrzuciło go na sam dół z taką łatwością, jakby go schwytał niewidzialnym lassem...

- Myślicie, że powiedziałby nam co to za zaklęcie? - przerwał czytanie James.

- Ja wiem co to za zaklęcie – uprzedziła mnie Lily.

- Na prawdę? Jakie? - spytał zaciekawiony Łapa.

- Idź do biblioteki Syriuszu i poszukaj – odgryzła się i zaczęła czytać dalej. Mały, rudowłosy potworek.

Tylko jedna para wciąż walczyła, najwidoczniej nieświadoma, że pojawiła się nowa postać. Harry zobaczył, jak Syriusz uchyla się przed strumieniem czerwonego światła i śmieje się szyderczo z Bellatriks.

- No, dalej, postaraj się, przecież potrafisz! - ryknął, a jego głos potoczył się echem po kamiennej sali.

- Pokaż jej Syriusz! - krzyknął James.

Regulus i Remus zawtórowali głośnymi okrzykami. Kiedy ucichli, wiedzieli, że coś jest nie tak. Lily płakała.

- Lily, wszystko okej? - zapytał ją James.

Drugi promień trafił go prosto w pierś.

Śmiech jeszcze nie spełzł z jego twarzy, ale oczy rozwarły się szeroko.

Harry, nie zdając sobie z tego sprawy, puścił Neville'a i zbiegał już na dół, wyciągając różdżkę. Dumbledore też się odwrócił w stronę podestu.

Zdawało mu się, że Syriusz upada jak na zwolnionym filmie. Jego ciało wygięło się w łuk i osunęło do tyłu przez postrzępioną zasłonę zwisającą spod łuku...I Harry zobaczył, jak na zniszczonej, niegdyś przystojnej twarzy jego ojca chrzestnego pojawia się mieszanina strachu i zaskoczenia, gdy przeleciał pod starożytnym łukiem i zniknął za zasłoną, która falowała jeszcze przez chwilę, jakby uderzył w nią silny wiatr, po czym znieruchomiała.

Usłyszał triumfalny krzyk Bellatriks. Nie przejął się nim - przecież Syriusz tylko wpadł za zasłonę, zaraz się pojawi po drugiej stronie...

Ale Syriusz się nie pojawił.

Z trudem przeczytała ten fragment, tak samo, jak Syriusz z trudem uwierzyłem w jej słowa.

- Nie – jęknął cicho. - Ja nie mogę nie żyć! NIE MOGĘ!

- Ej, uspokój się – powiedział do niego Remus i położył rękę na ramieniu przyjaciela, ale szybko ją strącił. To nie może być prawda. Jest tam potrzebny. Harry nie ma nikogo oprócz jego.

- Lily, błagam, powiedz, że to żart.

- Przykro mi – szepnęła. James pobladł na twarzy i od razu rzucił się Syriuszowi w ramiona.

- Pamiętaj, że do tego nie dopuścimy – powiedział opanowanym głosem Rogacz. Nawet nie poczuł, kiedy dołączył się do nich Remus.

- Nigdy – dodał.

I w tym momencie, gdyby Syriusz był frajerem, to by się rozpłakał jak małe dziecko, ale nie był, a mimo to i tak zapiekły go oczy. Czy on się zepsuł?

- SYRIUSZ! - ryknął Harry. - SYRIUSZ!

Zbiegł na samo dno, dysząc szybko. Syriusz musi leżeć tam, za zasłoną, a on, Harry, zaraz go stamtąd wyciągnie...Ale gdy rzucił się w stronę podestu, Lupin złapał go w biegu i objął ramieniem.

- Nic już nie możesz zrobić, Harry...

- Muszę go stamtąd wyciągnąć, on tylko wpadł za zasłonę!

- Za późno, Harry...

- Możemy go wyciągnąć...

Harry szarpał się z nim rozpaczliwie, ale Lupin go nie puszczał.

- Już nic nie możesz zrobić, Harry... nic... On odszedł... 

9 komentarzy:

  1. Dlaczego ten rozdział jest taki krótki ? Halo ja chce dłuższeeeeeeee !!! Mam nadzieje, że kolejny pojawi się BARDZO szybko ! Pozdrawiam Mela

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział! Jak zawsze zresztą. :) Szkoda mi Syriusza... To musiało być straszne uczucie, dowiedzieć się jak zginie.. Lily i James są po prostu słodcy. Przynajmniej dla mnie. Już nie mogę się doczekać kolejnego. :)
    Życzę weny xx
    Lucky

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne. Cudowne. Brak mi słów. Pisz proszę jak najszybcie drugi rozdział, bo się doczekać nie mogę nexta.
    Pozdrówka!
    RosePs

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam, jestem w szoku, że ktoś wymyślił coś tak fajnego! Fabuła jest świetna, rozdziały mogłyby być dłuższe :) Czekam z niecierpliwością na kolejne części, chociaż jak dla mnie za mało dzieje się między L i J, ale ja mam fioła na ich punkcie i chciałabym żeby byli od razu razem ;p
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Tyle razy czytałam o śmierci Syriusza i za każdym razem płacze, teraz nie było wyjątku :( Uwielbiam Lily i Jamesa i chce ich więcej. Twój blog jest... po prostu nie mam słów na to jaki jest cudowny *_*
    Życzę weny i z niecierpliwością czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny blog :DD Jesteś świetna <33 Powodzenia w dalszym pisaniu i dużo duuuużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam. Popraw błąd w tytule :)

    OdpowiedzUsuń
  8. przeczytałam i nie mogę doczekać się nastepnego rozdziału!!! aaaaah!

    OdpowiedzUsuń
  9. nie moge przeczytać rozdziału?! :c wyświetla mi sie wszystko poza treścią -.- co mam zrobić?

    OdpowiedzUsuń

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis