piątek, 25 września 2015

Rozdział 10

Państwo Dursleyowie spod numeru czwartego przy Privet Drive mogli z dumą twierdzić, że są całkowicie normalni, chwała Bogu. 

- Wróć – zawołała Lily. – Dursleyowie? – Remus jej przytknął.

- Coś nie tak? - zapytał James.

- Moja siostra umawia się z takim jednym Dursleyem.

Byli ostatnimi ludźmi, których można by posądzić o udział w czymś dziwnym lub tajemniczym, bo po prostu nie wierzyli w takie bzdury.

- Jakie bzdury? – zapytał Syriusz.

- Jak będziesz przerywał, to się nigdy nie dowiesz – warknął Lunatyk.

 Pan Dursley był dyrektorem firmy Grunnings produkującej świdry. 

- Co to świdry? – znów przerwał Łapa.

- Później Ci to wytłumaczę – oznajmiła Lily.

- A nam? – oburzyła się reszta.

- Wam też – westchnęła.

- Jeśli byłaby tak możliwość, to poprosiłbym o prywatne lekcje – oznajmił James, za co oberwał poduszką.

Był to rosły, otyły mężczyzna pozbawiony szyi, za to wyposażony w wielkie wąsy. Natomiast pani Dursley była drobną blondynką i miała szyję dwukrotnie dłuższą od normalnej, co bardzo jej pomagało w życiu, ponieważ większość dnia spędzała na podglądaniu sąsiadów.

- Tak. To z pewnością moja siostra i ten cały Dursley – mruknęła Lily.

Syn Dursleyów miał na imię Dudley, a rodzice uważali go za najwspanialszego chłopca na świecie. 

- Rozpieszczony bachor i tyle – wtrącił Syriusz, a Remus znów warknął.

Dursleyowie mieli wszystko, czego dusza zapragnie, ale mieli też swoją tajemnicę i nic nie budziło w nich większego przerażenia, jak myśl, że może zostać odkryta.

- Robi się ciekawie – powiedział Glizdogon.

Uważali, że znaleźliby się w sytuacji nie do zniesienia, gdyby ktoś dowiedział się o istnieniu Potterów. 

Po przeczytaniu zdania, James się trochę zdezorientował.

Pani Potter była siostrą pani Dursley, ale nie widziały się od wielu lat.

Na twarzy Rogacza pojawił się chytry uśmieszek.

- Słyszałaś Lily, będziesz moją żoną!

- Merlinie, za jakie grzechy – westchnęła.

- Ranisz mnie – powiedział James, zrobił smutną minę i ukrył twarz w dłoniach.

- No i co zrobiłaś – powiedział Syriusz, ewidentnie oburzony.

- Przeproś go – wtrącił Peter.

- Oni mają rację – dodał Remus. Lily wywróciła wymownie oczami, podeszła do Rogacza, przytuliła i powiedziała:

- Z pewnością byłbyś wspaniałym mężem.

- Cały czas jestem zraniony – odparł James.

- Będę siedzieć obok ciebie, dopóki nie skończymy czytać pierwszej książki – oznajmiła. Wtem Rogacz objął ją ramieniem i oparł się o fotel. Lily leżała przytulona do jego boku.

- Już mi lepiej – powiedział, na co reszta huncwotów zachichotała, a Lily nie mogła się powstrzymać od głośnego westchnięcia.

*

Misa była pełna szmaragdowego płynu emitującego blask fosforu.

- Co to? - zapytał James, bezczelnie wcinając się, po raz kolejny już, Łapie w czytaniu. Syriusz spiorunował go wzrokiem, bo pomału kończyła mu się cierpliwość.

- Rogasiu – powiedział miło Black.

- Tak Łapciu?

- ZAMKNIJ SIĘ!

- Co to jest? - zapytał Harry cicho.

- Nie jestem pewien – powiedział Dumbledore. - Aczkolwiek coś bardziej niepokojącego niż krew i ciała.

Dumbledore odsłonił swoją sczerniałą rękę i skierował wypalone palce w stronę powierzchni eliksiru.

- Nie dotykaj! - pisnęła Lily, tym samym sprawiając, że chłopcy jak na zawołanie podskoczyli na swoich miejscach. - Przepraszam – dodała szybko, widząc ich przerażone miny. - Poniosło mnie.

- Sir, nie, nie dotykaj...

- Nie mogę dotknąć – powiedział Dumbledore uśmiechając się blado. - Widzisz? Nie mogę już bardziej zbliżyć dłoni. Ty spróbuj.

Obserwując, Harry włożył rękę do misy i spróbował dotknąć eliksiru. Napotkał niewidzialną barierę, która nie pozwoliła zbliżyć mu się bardziej niż na cal. Nieważne, jak mocno naciskał, jego palce napotykały nic, ale było to bardzo twarde i elastyczne powietrze.

- Cóż... trzeba Voldkowi przyznać, że w pewnym senie geniuszem to on jest – odezwał się Regulus. Siedział na podłodze, oparty o brzeg fotela i ze szklanej miski wyjadał różnokolorowe żelki, które rozpływały się po dotknięciu z językiem.

- Szkoda tylko, że robi to, co robi – odparł Remus, popijając piwo kremowe. Był już późny wieczór, a oni jedli późną kolację.

- Odsuń się Harry, proszę – powiedział Dumbledore. Podniósł swoją różdżkę i zrobił skomplikowany ruch nad powierzchnią eliksiru, mamrocząc coś bezgłośnie. Nic się nie stało, może poza tym, że eliksir zabłysnął trochę jaśniej. Harry pozostał cicho, kiedy Dumbledore wykonywał tę czynność, ale kiedy po chwili wycofał swoją różdżkę, Harry poczuł, że może znowu coś powiedzieć.

- Czy myśli pan, że horkruks jest tutaj?

- Och, tak. - Dumbledore zbliżył się bardziej do misy. Harry zobaczył jego twarz odbijającą się w na zielonej powierzchni eliksiru. - Ale jak go zdobyć? Ten eliksir nie może zostać dotknięty przez dłoń, nie można się go pozbyć, podzielić, zaczerpnąć lub odessać, nie może zostać transmutowany ani zaklęty, ani w żaden sposób nie da się zmienić jego natury. - Prawie z roztargnieniem Dumbledore jeszcze raz podniósł swoją różdżkę, machnął nią w powietrzu i Harry zobaczył, jak znikąd pojawiła się kryształowa czara, którą Dumbledore złapał w rękę. - Mogę z tego wywnioskować, że ten eliksir może zostać tylko wypity.

- Oszalał – podsumował Syriusz, z niedowierzaniem patrząc w tekst. Kiwał przy tym głową na boki. Lily parsknęła śmiechem. - Co?

- Nie sądzę, żeby dyrektor oszalał.

- A jeśli to go zabije? - zapytał James, patrząc na Lily.

- Nah... Voldemort nie jest głupi. Nie zabiłby kogoś, kto dotarł tak daleko - odpowiedział Regulus.

- Niby czemu? Nie chce chronić swoich horkruków? - zapytał Syriusz, patrząc na brata. Starał się go ignorować, bo nadal nie do końca ufał jego osobie.

- Czytaj dalej Łapo – powiedział Remus, wiedząc, że ta kwestia raczej się wyjaśni za parę linijek.

Starszy Black wzruszył ramionami i ponownie spojrzał na tekst.

- Co? - powiedział Harry. - Nie!

- Tak, myślę że tak. Tylko wypijając to mogę opróżnić misę i zobaczyć to, co leży na jej dnie.

- Ale co jeśli... jeśli to cię zabije?

- Och, wątpię, żeby to tak działało. - powiedział Dumbledore z prostotą. - Lord Voldemort zabiłby osobę, która dotarła do tej wyspy.

Harry nie mógł w to uwierzyć. Czy to znowu szalona determinacja Dumbledore'a, żeby widzieć dobro w każdym?

- Proszę pana – powiedział Harry, starając się utrzymać umiarkowany ton głosu. - Proszę pana, chodzi przecież o Voldemorta...

- Przepraszam, Harry, powinienem powiedzieć, że on nie zabijałby od razu kogoś, kto dostał się na tę wyspę. - poprawił się Dumbledore. - Chciałby go zatrzymać przy życiu wystarczająco długo, aby się dowiedzieć jak mu udało się dostać tak daleko, mimo jego zabezpieczeń, i co najważniejsze, jaki miał cel opróżniając misę. Nie zapominaj, że Lord Voldemort wierzy, że tylko on wie o swoich horkruksach.

- AAAA! - James i Syriusz załapali, o co chodzi.

Harry chciał jeszcze coś powiedzieć, ale Dumbledore uciszył go gestem, wpatrując się w szmaragdowy płyn, widocznie myśląc intensywnie.

- Niewątpliwie – powiedział wreszcie – ten eliksir musi działać tak, żeby nie pozwolić mi na wzięcie Hocruxa. Może mnie sparaliżować, mogę zapomnieć, po co tu przyszedłem, może zadać mi tyle bólu, że się rozproszę, lub uniemożliwić mi to w jakikolwiek inny sposób. Twoim zadaniem, Harry, będzie upewnić się, że będę pił, nawet gdybyś musiał wlewać eliksir do moich protestujących ust. Rozumiesz?

Ich oczy spotkały się nad misą, dwie blade twarze oświetlone dziwnym, zielonym światłem. Harry nic nie mówił. Czy to tylko dlatego został tutaj zabrany – żeby móc zmusić Dumbledore'a, aby wypił eliksir, który wywoła u niego ból nie do zniesienia?

- Pamiętasz – powiedział Dumbledore – warunek, pod jakim wziąłem cię ze sobą?

Harry zawahał się, patrząc w niebieskie oczy, które odbijały się zielenią w zielonym świetle z misy.

- Gdybym miał być szczery – James znowu przerwał czytanie. - To też miałbym wątpliwości. A co jeśli on umrze? Miałbym samego Dumbledore'a na sumieniu!

Nikt tego nie skomentował.

- Ale co jeśli... ?

- Obiecałeś, że będziesz wypełniał moje polecenia, prawda?

- Tak, ale...

- Czy nie ostrzegałem cię, że może być niebezpiecznie?

- Tak – powiedział Harry – ale...

- W takim razie – powiedział Dumbledore, podwijając rękawy i podnosząc pustą czarę – dostałeś mój rozkaz. 

- Dlaczego ja nie mogę wypić tego eliksiru? - zapytał Harry desperacko.

- Litości – jęknęła Lily.

- Ponieważ jestem dużo starszy, dużo mądrzejszy i dużo mniej wart - powiedział Dumbledore. - Jeszcze raz, Harry, czy mogę trzymać cię za słowo, że zrobisz wszystko, co w twojej mocy, aby utrzymać mnie przy piciu?

- Czy nie można...

- Dajesz słowo?

- Ale...

- Daj słowo, Harry.

- Ja... w porządku, ale...

Zanim Harry zdążył zaprotestować, Dumbledore schylił czarę w stronę eliksiru. Przez krótką chwilę, Harry miał nadzieję, że nie będzie mógł dotknąć eliksiru za pomocą czary, ale kryształ zanurzył się w powierzchni, jakby nie było tam żadnej bariery. Kiedy czara była pełna, Dumbledore podniósł ją do swoich ust.

- Twoje zdrowie, Harry.

Następnie opróżnił czarę. Harry patrzył przerażony, jego ręce tak mocna ściskały brzeg misy, że jego czubki palców zdrętwiały.

- Umrze! On umrze! - wykrzyknął James. Wkurzony Syriusz uciszył go mocnym walnięciem poduszką.

- Jeszcze raz – warknął. - A przysięgam, że cię pogryzę.

- Poza tym – wtrącił Regulus. - Nie gadaj tak, bo jeszcze wykraczesz i się narobi.

- Profesorze? - powiedział z troską, kiedy Dumbledore pochylił pustą czarę. - Jak się czujesz?

Dumbledore potrząsnął głową, jego oczy były zamknięte. Harry zastanawiał się, czy czuł ból. Dumbledore zanurzył na ślepo czarę w misie, napełnił ją ponownie i jeszcze raz wypił.

W ciszy, Dumbledore wypił trzy pełne czary eliksiru. Wtedy, w połowie czwartej czary, zachwiał się i upadł obok misy. Jego oczy ciągle były zamknięte, oddychał ciężko.

- Profesorze Dumbledore? - powiedział Harry, wzmacniając głos. - Czy pan mnie słyszy?

Dumbledore nie odpowiedział. Jego twarz drgała, tak jakby był pogrążony w głębokim śnie, strasznym śnie. Jego chwyt na czarze rozluźniał się. Eliksir zaczął się z niej wylewać. Harry sięgnął w stronę czary i złapał pewnie kryształowe naczynie.

Lily palącym wzrokiem wpatrywała się w książkę, jakby miała nadzieję, że jakimś dziwnym cudem uda się jej dojrzeć dalsze strony. Napięcie i niepokój, jakie nią ogarnęło, było wręcz nie do zniesienia i w myślach błagała Syriusza, by czytał trochę szybciej.

- Profesorze, słyszy mnie pan? - powtórzył głośno, a jego głos odbił się echem po całej jaskini. Dumbledore zadyszał i powiedział głosem, którego Harry nigdy nie poznał. Jeszcze nigdy nie słyszał, żeby Dumbledore był tak przerażony.

- Nie chcę... nie zmuszaj mnie...

Harry popatrzył na bladą twarz, którą tak dobrze znał, w haczykowaty nos i okulary w kształcie połówek księżyca, i nie wiedział co robić.

- ... nie chcę... chcę przestać... - wyjęczał Dumbledore.

- Nie... nie możesz przestać, profesorze. - powiedział Harry. - Musisz pić dalej, pamiętasz? Powiedziałeś, że muszę pilnować, abyś pił dalej. Tutaj... - czując nienawiść do samego siebie, z powodu tego, co robił, Harry podniósł czarę z powrotem do ust Dumbledore'a i przechylił, tak że Dumbledore wypił resztę eliksiru.

- Nie wiem, jak to wyjaśnić, ale ja też w tym momencie czuję się okropnie – powiedział Syriusz lekko pobladły na twarzy. - Chce się ktoś zamienić?

- Oh, daj mi to! - zawołała z ulgą Lily.

*

Powieki Dumbledore'a zamrugały. Serce Harry'ego zabiło mocniej – Proszę pana, czy Ty...

- Wody – wy skrzeczał Dumbledore.

- Wody – wydyszał Harry. - Tak... - podniósł się i wcisnął czarę najgłębiej jak mógł do misy. Zauważył zwinięty złoty medalion leżący na dnie.

- Aguamenti! - krzyknął, szturchając czarę różdżką.

Czara wypełniła się czystą wodą. Harry uklęknął przy Dumbledorze, uniósł jego głowę i przyłożył czarę do jego ust... ale była pusta. Dumbledore jęknął i zaczął dyszeć.

- Ale przecież... czekaj... Aguamenti! - powiedział Harry ponownie, celując różdżką w czarę. Znowu, przez chwilę, czysta woda ją wypełniła, ale kiedy zbliżył czarę do ust Dumbledore'a, woda zniknęła.

- Proszę pana, próbuję, próbuję! - powiedział Harry rozpaczliwie, ale nie sądził, żeby Dumbledore go słyszał. Odwrócił się w swoją stronę i raz po raz brał wielkie, rzężące oddechy, które brzmiały jak bardzo bolesne.

- Aguamenti... Aguamenti... AQUAMENTI!

- To takie ślizgońskie – podsumował James.

Czara wypełniła się i opróżniła jeszcze raz. Oddech Dumbledore'a opadał. W mózgu Harry'ego kłębiła się panika. Wiedział, instynktownie, że jedynym sposobem zdobycia wody, ponieważ Voldemort tak to zaplanował, było...

Przechylił się nad brzegiem skały i zaczerpnął pełną czarę lodowatej wody, która nie zniknęła.

- Proszę pana, tutaj! - krzyknął Harry i nachylając się po czym ochlapał twarz Dumbledore'a wodą.

Tylko tyle mógł zrobić, ale zimne uczucie w jego ręce, która nie trzymała czary nie było spowodowane chłodną wodą.

- Moment – przerwał Remus. - Co?

Chuda biała ręka chwyciła jego nadgarstek i potwór, do którego należała powoli ściągała go ze skały. Powierzchnia jeziora nie była już gładka jak lustro, burzyła się, i wszędzie, gdzie Harry patrzył, białe głowy wyłaniały się z ciemnej wody. Mężczyźni, kobiety, dzieci, z utopionymi, niewidzącymi oczami poruszały się w stronę skały. Armia trupów wstawała z czarnej wody.

- Imferiusy – pisnęła Lily.

- Petrificus Totalus! - krzyknął Harry, szarpiąc się by przywrzeć do gładkiej, mokrej powierzchni wyspy, kiedy wycelował różdżką w zombi, który trzymał jego rękę. Zombi puściło go, spadając z powrotem do wody z pluskiem. Podniósł się, ale wiele kolejnych wspinało się już na skałę... ich kościste ręce wspinały się po śliskiej powierzchni, ich puste, mroźne oczy były utkwione w Harry'ego, za sobą ciągnęły przemoczone szmaty, zatopione twarze spoglądały chytrze.

- To jest straszne – wyszeptała Lily. W mig poczuła, jak James ją do siebie przytula. Spojrzała na niego pytająco.

- Jeśli będziesz mieć w nocy koszmary, to możesz przyjść do mnie i się przytulić – mruknął zalotnie, a ona prychnęła głośno, ale ku zdumieniu wszystkich nie odsunęła się od Jamesa, tylko pogrążyła się dalej w książce. James dyskretnie zaciągnął się jej zapachem.

- Petrificus Totalus! - krzyknął Harry ponownie, wycofując się i podnosząc różdżkę do góry. Sześć lub siedem z nich odpadło, ale więcej szło w jego stronę.

- Impedimenta! Incarcerous! - Kilka z nich spowolniło, jeden czy dwa zostały związane linami, ale te które wspinały się dalej jedynie omijały leżące ciała. Ciągle celując różdżką w powietrze, Harry krzyknął – Sectumsempra! SECTUMSEMPRA! - ale chociaż rany pojawiły się na ich rozmokłych szmatach i ich lodowej skórze, nie pojawiła się krew. Szli dalej, nieczułe, z wyciągniętymi rękami w jego stronę, kiedy cofał się coraz dalej. Czuł że są za nim, chwyciły go i zaczęły go nieść, wolno, ale pewnie, w stronę wody, nie widział ratunku, wiedział że go utopią, i stanie się kolejnym martwym strażnikiem rozdartej duszy Voldemorta...

- Stawiam pięć galeonów, że Dumbledore wkroczy do akcji – powiedział Syriusz, odstawiając pustą butelkę po piwie na stół.

- Przyjmuję – odparł Rogacz i uścisnęli sobie dłonie.

Ale wtedy, w ciemności, wystrzelił ogień: szkarłatny i zloty krąg ognia otoczył skałę tak, że Zombi trzymające Harry'ego zostały zatrzymane, nie chciały przejść przez ogień do wody. Rzuciły Harry'ego. Uderzył w ziemię, poślizgnął się na skale i upadł, rozkładając ręce. Podniósł się, uniósł różdżkę i rozejrzał się.

Dumbledore był z powrotem na nogach,

- HA! - zawołał starszy Black. James zrobił skwaszoną i obrażoną minę, po raz kolejny przytulając się do Lily, która znów nie odsunęła się od niego, co nie uszło uwadze chłopaków.

blady jak otaczające go Zombi, ale wyższy od nich, ogień tańczył w jego oczach. Jego różdżka była wzniesiona jak latarka, z jej końca strzelały płomienie, tak jak ogromne lasso, okrążając ich ciepłem. Zombi wpadały na siebie, na ślepo próbując uciec z ognia, w którym były uwięzione...

Dumbledore zaczerpnął medalion z dna kamiennej misy i schował go w szacie.

- No! I to rozumiem! - powiedział entuzjastycznie James, zadowolony, że wszystko poszło tak jak trzeba i że wszyscy żyją.

*

Nie mógł dłużej znieść tego leżenia w ciemności, z gorzkimi myślami jako jedynymi towarzyszami. Poczuł, że musi coś zrobić, choćby tylko po to, żeby przestać o tym wszystkim myśleć, więc wyśliznął się ze śpiwora, wziął różdżkę i na palcach wyszedł z pokoju. Na podeście schodów szepnął: „Lumos" i zaczął się wspinać na górę.

Na drugim piętrze była sypialnia, którą kiedyś zajmował z Ronem. Zajrzał do środka. Drzwi szafy były otwarte, pościel na łóżku odrzucona. Przypomniał sobie o przewróconej nodze trolla. Ktoś musiał przeszukiwać ten dom po opuszczeniu go przez członków Zakonu Feniksa. Snape? A może Mundungus, który przed śmiercią Syriusza i po jego śmierci wynosił z tego domu, co się dało?

- Weź, ktoś gdzieś zanotuj, żebym nie wpuszczał tego złodziej do domu – nakazał Syriusz gestem ręki. W głowie Lily przez chwilę pojawiła się myśl, że w tamtym momencie wyglądał jak prawdziwy arystokrata. Zachowała tę myśl dla siebie. Syriusz śmiertelnie by się na nią obraził, gdyby powiedziała to na głos.

Jego spojrzenie padło na ramy portretu, w których czasami gościł Fineas Nigellus Black, prapradziadek Syriusza. Teraz były puste. Fineas Nigellus najwidoczniej spędzał tę noc w gabinecie dyrektora Hogwartu.

Harry wspiął się po schodach na najwyższe piętro, gdzie było tylko dwoje drzwi. Na tych, przed którymi stanął, widniała tabliczka z napisem SYRIUSZ. Jeszcze nigdy nie był w pokoju swojego ojca chrzestnego. Pchnął drzwi, trzymając wysoko różdżkę, by rzucała jak najwięcej światła.

Pokój był przestronny i kiedyś musiał być piękny.

- Ktoś w końcu to docenił! - powiedział Łapa, wyrzucając ręce w górę. Jeszcze nikt nigdy, oprócz jego samego, nie powiedział, że jego pokój był piękny.

Regulus uśmiechnął się smutno bardziej do siebie. Niemiły krzyk jego matki na brata, niespodziewanie zawitał mu w głowie.

Stało tam wielkie łoże z drewnianymi, rzeźbionymi oparciami, wysokie okno przysłaniały długie aksamitne zasłony, z sufitu zwisał pokryty grubą warstwą kurzu żyrandol, w którym wciąż tkwiły ogarki świec ze zwieszającymi się z nich jęzorami zastygłego wosku. Obrazy na ścianach i łoże też pokrywał kurz, a między żyrandolem i szczytem dużej szafy pająk utkał pajęczynę. Kiedy Harry zrobił kilka kroków do przodu, usłyszał cichutki tupot przestraszonej myszy.

Młody Syriusz pokrył ściany taką liczbą plakatów i zdjęć, że prawie nie było widać srebrnoszarej jedwabnej tapety. Harry mógł tylko przypuszczać, że rodzice Syriusza nie potrafili usunąć Zaklęcia Trwałego Przylepca, którego użył, by przytwierdzić je do ściany, bo był pewny, iż nie podzielali artystycznego smaku swojego najstarszego syna.

W tym samym momencie bracia Black parsknęli śmiechem. Dokładnie pamiętali jak ojciec i matka stali w pokoju Syriusza rzucając przeróżne zaklęcia na zdjęcia i plakaty, jednak żadne z nich nie działało. Regulus stał na korytarzu, przyglądając się temu z poważną miną, jednak w głębi ducha śmiał się z głupoty swoich rodziców. Syriusz robił to otwarcie. Śmiał się w głos, nonszalancko oparty o framugę drzwi i obserwujący poczynania swoich rodziców.

Syriusz przeszedł samego siebie, by zrobić na złość rodzicom. Było tam kilkanaście wyblakłych proporczyków Gryffindoru - żeby podkreślić dystans mieszkańca tego pokoju do Ślizgonów.

- Głupie węże – syknął.

Było wiele zdjęć mugolskich motocyklów, a także (Harry podziwiał odwagę Syriusza) kilka plakatów z mugolskimi dziewczynami w bikini.

Lily spojrzała na szczerzącego się Łapę z niedowierzaniem, a potem przypomniało jej się, że to przecież Syriusz. Pokiwała więc głową na wyrzucenie niepotrzebnych myśli.

Od razu można było poznać, że to mugolki, bo nie poruszały się na zdjęciach: sztuczne uśmiechy i szklane spojrzenia zastygły na papierze. Kontrastowało to z jedyną czarodziejską fotografią wiszącą na ścianie, przedstawiającą czterech uczniów Hogwartu, stojących ramię w ramię i śmiejących się do obiektywu.

Trzech huncwotów uśmiechnęło się do siebie.

Ze wzruszeniem rozpoznał swojego ojca; jemu też rozczochrane czarne włosy sterczały z tyłu jak Harry'emu i podobnie jak on nosił okulary. Obok niego stał Syriusz, przystojny i nonszalancki, z nieco wyzywającą miną na twarzy o wiele młodszej i szczęśliwszej od tej, którą znał Harry. Po jego prawej stronie stał Pettigrew, ponad głowę niższy, pulchny, zarumieniony ze szczęścia, jakim była przynależność do najbardziej podziwianej szkolnej bandy, w której prym wiedli słynni buntownicy - James i Syriusz. Na lewo od Jamesa stał Lupin, już wówczas trochę zaniedbany i obszarpany, ale z tym samym wyrazem radosnej satysfakcji, jakby był mile zaskoczony, że znalazł się w tak doborowym towarzystwie...

- Pochlebiasz nam – powiedział James, patrząc na swojego przyjaciela. Remus uśmiechnął się do niego serdecznie.

Lily poczuła nieodpartą chęć rozpłakania się. Może to myśl, że są już tak blisko końca i ta fotografia za parę lat będzie miała zupełnie inne znaczenie dla Harry'ego? A może dlatego, że nie mogła uwierzyć, iż tak trzy... cztery różne osoby, tak bardzo do siebie pasują. Niczym cztery żywioły kontrastujące ze sobą i jednoczenie uzupełniające siebie nawzajem.

Ale czy to wszystko naprawdę można było odczytać z tej fotografii? Może Harry dostrzegał w niej to, co już wiedział o każdym z nich? Spróbował zdjąć fotografię ze ściany - w końcu należała do niego, bo Syriusz pozostawił mu cały dom - ale się nie dało. Syriusz dobrze zadbał o to, by rodzice nie przeszkodzili mu w dekorowaniu pokoju tak, jak sobie życzył.

Harry rozejrzał się po podłodze. Na zewnątrz robiło się coraz jaśniej: w strudze światła widać było kawałki papieru, książki i drobne przedmioty rozrzucone na dywanie. Sypialnię Syriusza też ktoś musiał przeszukać, ale najwidoczniej nie było tu nic wartościowego. Kilka książek potraktowano brutalnie, bo odpadły im okładki, a luźne kartki leżały tu i tam na podłodze.

Schylił się, zebrał kilka kartek i przyjrzał się im. Jedna musiała pochodzić ze starego wydania Dziejów magii Bathildy Bagshot, inna z instrukcji obsługi motocykla. Trzecia, zmięta, była zapisana ręcznie. Wygładził ją i przeczytał:

Drogi Łapo!

Wielkie dzięki za urodzinowy prezent dla Harry'ego! Żebyś widział, jak się ucieszył... Ma dopiero rok, a już śmiga na tej dziecinnej miotełce, i jaki z siebie zadowolony!

- Jak tatuś – skomentował Remus. James szczerzył się promiennie. Lily mimowolnie też to robiła, wyobrażając sobie taką scenę.

Zresztą sam zobacz, dołączyłam zdjęcie. Miotła unosi się zaledwie na dwie stopy, ale już o mało co nie zabił kota i rozbił ten okropny wazon, który Petunia przysłała mi na Boże Narodzenie (nie uskarżam się!).

- Oh, Lily, ty do mnie list napisałaś. Wzruszyłem się – powiedział Łapa, udając, że ociera łezkę wzruszenia. Evans patrzyła chwilę na niego spod przymrużonych oczu, by uśmiechnąć się delikatnie.

Oczywiście James uznał, że to bardzo zabawne,

- Jakżeby inaczej – skomentowała Lily.

twierdzi, że Harry będzie wspaniałym graczem w quidditcha,

- Co udowodnił w pierwszej książce – powiedział James z dumą.

ale musieliśmy pochować wszystkie salonowe ozdóbki, bo kiedy ten brzdąc dosiada miotły, trzeba go bardzo pilnować.

Herbatka urodzinowa była bardzo skromna, byliśmy tylko my i stara Bathilda, którą zawsze mile widzimy i; która ma bzika na punkcie Harry'ego. Żałowaliśmy, że nie mogłeś się pojawić, ale w końcu sprany Zakonu są najważniejsze, a zresztą Harry jest jeszcze za mały, żeby wiedzieć, że to jego urodziny. James zaczyna być zmęczony tym, że musi tu siedzieć, ale stara się tego nie okazywać. Dumbledore nadal ma jego pelerynę-niewidkę,

- To jest ciekawe – powiedział James. - Niby po jakie licho dyrektorowi moja niewidka.

- Ja myślę, że coś się za tym kryje – odparł spokojnie Remus.

więc nie ma mowy nawet o małych wypadach. Bardzo by go podniosło na duchu, gdybyś mógł do nas wpaść. Glizdek odwiedził nas w ostatni weekend, był jakiś przygaszony, pewnie z powodu McKinnonów.

Wszyscy, jednomyślnie prychnęli.

Ryczałam przez cały wieczór, kiedy się dowiedziałam.

Bathilda wpada do nas często, to fascynująca staruszka, opowiada zdumiewające historie o Dumbledorze, choć nie jestem pewna, czy by się ucieszył, gdyby o tym wiedział! Nie wiem, czy można wierzyć we wszystko, co ona opowiada, bo wydaje mi się nieprawdopodobne, żeby Dumbledore

- Żeby co? - zapytał Remus, zdziwiony, że Regulus tak nagle urwał czytanie.

- W tym miejscu jest urwane – odparł. - Dalej jest już normalny tekst.

- To czytaj! Czytaj! - ponaglił go Syriusz. Chcieli uzyskać odpowiedzi na dręczące ich pytania, a mogli to zrobić, tylko czytając dalsze kartki.

*

- Ale dobrze wiesz, ile było prawdy we wszystkim, co Rita pisała o tobie! Doge ma rację, jak możesz pozwolić takim ludziom szargać dobre imię Dumbledore'a, brukać pamięć o nim!

Nie patrzył na nią, nie chciał, by spostrzegła, jak bardzo jest urażony.

Lily się zaśmiała. - Typowe zachowanie Potterów.

Łapa jej zawtórował, James zrobił urażoną minę.

Nie było ucieczki od pytania, komu wierzyć. Chciał poznać prawdę. Dlaczego wszyscy tak się uwzięli, żeby tej prawdy nie poznał?

- Zejdźmy do kuchni, dobrze? - zaproponowała po chwili milczenia Hermiona. - Może znajdziemy coś do zjedzenia.

Zgodził się, wciąż nachmurzony, i wyszedł za nią na podest schodów, mijając te drugie drzwi. Dostrzegł głębokie rysy w farbie pod karteczką, której przedtem nie zauważył, bo było jeszcze zbyt ciemno. Zatrzymał się, żeby ją odczytać. Była to mała, wymyślnie ozdobiona wizytówka; pomyślał, że coś takiego mógłby przykleić Percy Weasley na drzwiach swojej sypialni.

Bracia Black wymienili między sobą wymowne spojrzenia. Oboje dobrze wiedzieli, do kogo należy ów pokój i oboje mieli przypuszczenia, kim jest ów R.A.B. 

Na wizytówce ktoś napisał ładnym charakterem:

Nie wchodzić

bez wyraźnego pozwolenia

Regulusa Arkturusa Blacka

Oczy Lily i Remus gwałtownie się rozszerzyły z ekscytacji. Młodszy Black wzruszył jedynie ramionami.

Poczuł dziwne podniecenie, choć w pierwszej chwili nie bardzo wiedział dlaczego. Jeszcze raz przeczytał napis. Hermiona była już pół piętra niżej.

- Hermiono - powiedział, sam zaskoczony swoim spokojnym głosem. - Wróć tutaj.

- O co chodzi?

- R.A.B. Chyba go znalazłem.

Usłyszał stłumiony okrzyk i Hermiona wbiegła z powrotem po schodach.

- W liście twojej mamy? Ale przecież ja go...

Pokręcił głową, wskazując na karteczkę na drzwiach. Przeczytała ją, a potem ścisnęła go tak mocno za ramię, że aż się skrzywił.

- Brat Syriusza, tak? - wyszeptała.

- Chwila, moment, czekaj no! - przerwał Lily James. - Czyli, że to ty to ten R.A.B? - zapytał Regulusa. - Zdawałeś sobie z tego sprawę już wcześniej, tak?

Skinął lekko głową. - Nie mówiłem nic, bo to były tylko przypuszczenia.

- Czyli jednak jesteś ten dobry? 

Zdziwienia Jamesa było wręcz komiczne. Regulus zaśmiał się cicho z jego wyrazu twarzy. Właściwie to się cieszył, że chociaż James to zrozumiał. Spojrzał na Syriusza, ale ten wpatrywał się w okno kompletnie ignorując otaczającą go rzeczywistość. Pochłonęły go własne myśli. Był jakby w kropce. Niby i jego brat był dobry, ale gdzieś pojawiała się myśl, żeby nie do końca mu jeszcze ufać.

- Był śmierciożercą. Syriusz mówił mi o nim. Przyłączył się do śmierciożerców, kiedy był bardzo młody, a potem się przestraszył i próbował odejść... więc go zabili.

- Ej no! - oburzył się Regulus. - Ja się niczego nie boję! Tym bardziej głupiego Voldemorta.

- To by pasowało! Jeśli był śmierciożercą, to miał dostęp do Voldemorta, a jeśli później tak się rozczarował, to mógł pragnąć go zniszczyć!

Puściła ramię Harry'ego, przechyliła się przez balustradę i krzyknęła:

- Ron! RON! Chodź tutaj, szybko!

Minutę później pojawił się zadyszany Ron z różdżką w ręku.

- Co się dzieje? Jeśli to znowu jakieś wielkie pająki, to chcę zjeść śniadanie, zanim...

Zmarszczył czoło na widok karteczki na drzwiach, na którą w milczeniu wskazywała Hermiona.

- Co? To brat Syriusza, tak? Regulus Arkturus... Regulus... R.A.B.! Ten medalion... myślicie, że...

- Dowiedzmy się - rzeki Harry.

Pchnął drzwi - były zamknięte. Hermiona wycelowała różdżką w klamkę i powiedziała:

- Alohomora.

Zamek kliknął i drzwi same się otworzyły.

- Cóż... – powiedział niepewnie James, drapiąc się po karku. - Chyba wiszę ci przeprosiny – zwrócił się do młodszego Blacka.

- Nie trzeba – machnął ręką. - Mieliście powody, jest okay. Naprawdę.

Mimo wszystko. Ten... no... przepraszam – powiedział do niego, wyciągając swoją rękę. Regulus mocno ją uścisnął. Oboje uśmiechali się promiennie.

- James – powiedziała Lily z udawanym wzruszeniem. - Jestem z ciebie taka dumna! Ty dorosłeś!

- Sam sobie też się dziwie – odparł, śmiejąc się przy tym.

- Ja też się sobie dziwię – wtrącił się Syriusz, który milczał od dłuższego czasu, podchodząc do swojego brata. - I myślę, że też powinienem cię przeprosić. Trochę ci naprzykrzałem w życiu. Głupio wyszło. Przepraszam.

- Jest okay – odparł.

- Bracia?

- Bracia – odpowiedział z entuzjazmem i mocno się przytulili. W oczach Lily pojawiły się łzy, Remus uśmiechał się promiennie, tylko James miał marudną minę.

- Czuję się zazdrosny – mruknął, co wszyscy skomentowali śmiechem.

Syriusz czuł się w pewnym sensie inaczej. Może bardziej szczęśliwy? Pełny? Myśl, że jego brat naprawdę jest jego bratem, uzupełniała jego duszę. Owszem, traktował Lunatyka i Rogacza jak braci i był wdzięczny losowi, że ich ma, jednak trwając w męskim uścisku z Regulusem było zupełnie inaczej, niż było dotychczas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis