piątek, 25 września 2015

Rozdział 9

Plan pokonania Voldemorta musiał zejść na dalszy plan, ponieważ zbliżały się OWUTEMY i Lily pod żadnym pozorem nie miała zamiaru szwendać się nie wiadomo gdzie. Większość swojego wolnego czasu przesiadywały w bibliotece powtarzając wszystko, co możliwe. Zawsze jej ktoś towarzyszył. Jak nie Remus to Dorcas albo James lub Severus. Nigdy Syriusz, on nie chodzi do biblioteki, a Peter postanowił sam się uczyć w swoim dormitorium. Nikomu to jakoś nie przeszkadzało.

Książka za książką, dzień za dniem. Lily była tak pochłonięta nauką, że kompletnie zapomniała, że istniał kiedyś ktoś taki jak Nina Summer. Obładowana pergaminami, książkami i Merlin wie czym jeszcze, uczyła się i pewnie gdyby nie James to robiłaby to przez cały czas. Rogaczowi jednak udawało się wyciągnąć czasami swoją dziewczynę zza stosu książek i zabrać na spacer po błoniach czy trochę nielegalnie do Hogsmade.

Syriusz uważał, że zakuwanie jest zbędne. To, czego się nauczył, to się nauczył i więcej już mu  do głowy nie wejdzie. Spędzał więc miło popołudnia na treningach, odpoczywaniu w pokoju wspólnym lub przechadzaniem się po korytarzach szkoły. Nie chciał żegnać się z tym miejscem, które stało się jego prawdziwym domem. Nie wyobrażał sobie założyć własnego, zwłaszcza że dziewczyna, którą dążył trochę większym uczuciem, niezbyt go lubiła.

Tak, Syriusz Black się zakochał i był to fakt znany tylko dla niego. Nie mówił tego nikomu, ponieważ tak po prostu nie chciał. Właściwie to był przekonany, że wszyscy by go wyśmiali. Przez te wszystkie lata nie zakochał się ani razu. Zmieniał dziewczyny jak rękawiczki, dobrze się przy tym bawiąc. A teraz? Zepsuł się czy może dorósł?

Sam nie wiedział. Nawet w książkach, które czytali, był samotny, ale spędził dwanaście lat w Azkabanie. Nie miał więc czasu na randkowanie.

Skręcił w kolejny korytarz. Pamiętał, że ta część szkoły była lekko spustoszała. Czasami można było więc tu znaleźć zakochane pary, które chciały chwilę prywatność. Zazwyczaj ukrywały się na końcu ślepego zaułka i tym razem też tak było.

Syriusz widząc całującą się parę, skrzywił się lekko, ale rozpoznając sylwetkę swojego brata, otworzył usta ze zdziwienia i schował się za róg. Fakt, że Regulus ma dziewczynę bardzo nim wstrząsnął.

- To głupie, że musimy się ukrywać – powiedziała dziewczyna.

- Ślizgoni by cię zniszczyli, gdyby się dowiedzieli, że nadal jesteśmy razem.

Syriusz uniósł brew ze zdziwienia. A więc Ślizgonka. Czyżby bracia Black mieli podobne gusta?

- Wiem. Byle do wakacji.

- Byle do wakacji – powtórzył. Nastąpiła chwilowa cisza i Łapa był przekonany, że para znów się całuje. Wyjrzał więc dyskretnie zza rogu, przyglądając się dziewczynie. Długie, blond, falowane włosy związane miała w wysokiego kucyka. Mundurek szkolny podkreślał ładną i szczupłą figurę, a spódniczka odsłaniała zgrabne nogi. Syriusz schował się z powrotem za róg i mimowolnie się wyszczerzył.

Kiedy para się pożegnała, dziewczyna przemknęła obok Syriusza, nawet go nie spostrzegając. Zaraz po niej pojawił się Regulus.

- Ładna – powiedział spokojnie Syriusz, na co Reg krzyknął przestraszony, a potem spiorunował brata wzrokiem.

- Czy ty chcesz, żebym ja zawału dostał?

- Nie – zaśmiał się. - Kto to był?

- Elizabeth Taylor. Jest z mojego z roku ze Slytherinu. Chodziliśmy razem, zanim uciekłem z domu, a teraz się ukrywamy.

- Czemu? - zapytał.

- Nie chcę jej narażać i tyle – odparł, wzruszając ramionami. - Długo tu stałeś?

- Wystarczająco – mruknął, a na twarzy Regulusa pojawiły się lekkie rumieńce, co wywołało kolejną falę śmiechu ze strony Syriusza. Kładąc swoją rękę na barkach brata, pociągnął w głąb korytarza. - Jako twój starszy brat, powiem, że to dobry wybór.

- Dzięki – odparł chłopak, strzepując jego dłoń. - Jak idą przygotowania do egzaminów?

- Myślę, że będzie ok, mimo że nic nie powtarzam.

- Powinieneś choć trochę po powtarzać – upomniał go Regulus. Łapa wywrócił oczami. - Później będziesz żałował, a co ci szkodzi codziennie powtarzać po godzinie po jednym przedmiocie, huh!

- Będziesz mi prawił kazania? - zapytał ironicznie. Regulus walnął go w tył głowy za to.

- Syriuszu Orionie Black – syknął groźnie. W geście obronnym Syriusz uniósł obie dłonie przed siebie. Dostrzegł w Regulusie ojca i było to naprawdę straszne.

- Dobra, dobra. Będę powtarzać. Zadowolony?

- Lily mi będzie donosić – odparł. - A teraz wybacz, ale muszę iść zrobić lekcje na eliksiry, bo mam referat do oddania. Trzymaj się.

- Pa – mruknął.

- Masz powtarzać! - krzyknął jeszcze młodszy, zanim zniknął za zakrętem. Syriusz kontynuował swój spacer po szkole.

Mijając uczniów, nawet nie zwracał na nich uwagi. Pogrążony w swoich własnych myślach, szedł tam, gdzie prowadziły go nogi. Nawet nie spostrzegł, że znalazł się na wieży astronomicznej. Tuż przy metalowej barierce stała Caroline i rozglądała się spokojnym wzrokiem po błoniach. Wiatr od czasu do czasu rozwiewał jej ciemne włosy. Wyglądała na pogrążoną we własnych myślach. Syriusz niepewnie stanął obok niej. 

- Śledzisz mnie? - zapytała, przenosząc swój wzrok na niego.

- Nie, profesor Sinistra mówi, że masz stąd zejść i dostajesz szlaban – powiedział poważnie. Ślizgonka spojrzała na niego przerażona, a potem zerwała się do wyjścia. Syriusz w ostatnim momencie złapał ją za nadgarstek. - Spokojnie, tylko żartowałem.

Prychnęła, wracając na swoje miejsce.

- Twoje poczucie humoru ostatnimi dniami uległo straszliwemu pogorszeniu. Może jesteś chory? - zakpiła. Syriusz uwielbiał jad w tonie jej głosu. Podobało mu się to.

- Chory raczej nie. Powiedziałbym, że zakochany.

- Ty? - Spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Zakochany? To nowość.

- Dziwna odmiana – stwierdził. - Ale myślę, że może być fajnie.

- Miłość jest głupia – odpowiedziała od razu. - Zakochasz się w kimś bezgranicznie, a potem on tak po prostu odchodzi i zostawia z bolącym sercem. Rany się goją, ale czasami dają o sobie znać i ból powraca.

- Coś czuję, że ktoś tu ma złamane serce – zauważył, przyciągając dziewczynę bliżej siebie. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. - Pozwól, że ja je naprawię.

I nie pytając o nic więcej, po prostu ją pocałował. Z początku delikatnie i subtelnie, a kiedy nie nadeszły oznaki sprzeciwu, pogłębił go. Czuć słodkie usta panny Danett było spełnieniem marzeń Syriusza.

Oboje dyszeli lekko.

- Nie wierzę, że znów to zrobiłeś.

- A jednak – odparł. - Naprawdę fajnie jest całować kogoś, kogo się kocha.

- CO? - zapytała przerażona, odsuwając się od Blacka. - Powiedz, że żartujesz.

- Tak wyszło. - Wzruszył ramionami.

- Nie wierzę – szepnęła i odwracając się na pięcie, popędziła do schodów. Black zareagował błyskawicznie. Dogonił ją i mocno przycisnął ja do ściany. - Zostaw – powiedziała stanowczo.

- Nie – powiedział. - Nie puszczę cię, dopóki nie powiesz mi prosto w oczy, że nic do mnie nie czujesz, a tamten pocałunek nie był niczym ważnym.

Caroline znieruchomiała, patrząc na Syriusza. Rozchyliła lekko usta. Nie mogła tego powiedzieć. Była zakochana w tym huncwocie od piątej klasy. Natrętnie ignorowała innych adoratorów, mając nadzieję, że on w końcu zwróci na nią uwagę, co się stało. Inaczej wyobrażała sobie ten moment.

- Ja... nie mogę.

Syriusz ukrył zaskoczenie.

- Bo...

- Od dłuższego czasu jesteś dla mnie kimś więcej niż osobą ze szkoły – dokończyła.

Syriusz uśmiechnął się promiennie, a ten uśmiech ukoił nerwy Caroline. Na spokojnie wrócili na szczyt Wieży Astronomicznej i pogrążyli się w cichej rozmowie na swój temat.

+++

Udał, że wyrównuje stos poduszek. Był pewny, że są już sami i czekał, aż Cho się odezwie. Zamiast tego usłyszał głośne pociągnięcie nosem. Odwrócił się i zobaczył, że Cho stoi pośrodku pokoju i płacze. 

- Co...? 

Zupełnie nie wiedział, co robić. 

- O co chodzi? - zapytał cicho. 

Potrząsnęła głową i wytarła oczy rękawem. 

- Przepraszam - powiedziała ochrypłym głosem. - To chyba... z powodu uczenia się tego wszystkiego... Bo to mi każe... rozmyślać, że... że może gdyby on to wszystko znał... to by nadal żył... 

Lily skrzywiła się lekko, słuchając tego, co czyta Remus. Całkowicie rozumiała Cho i jej obawy w przeciwieństwie do towarzyszących jej chłopaków.

Serce Harry'ego opadło na swoje zwykłe miejsce, ale nie zatrzymało się tam, tylko zjechało gdzieś w okolice pępka. Powinien się sam domyślić. Chciała porozmawiać o Cedriku. 

- On to wszystko znał - powiedział ze smutkiem. - Był w tym naprawdę dobry. Gdyby nie był, nie dotarłby do środka labiryntu. Ale jak Voldemort chce kogoś zabić, nie ma się szans. 

Na dźwięk tego nazwiska Cho dostała czkawki, ale wpatrywała się w niego bez mrugnięcia powiekami. 

- Ty przeżyłeś, chociaż byłeś jeszcze niemowlęciem - powiedziała cicho. 

- Tak, ale... - Harry ruszył w stronę drzwi - nie wiem dlaczego, i nikt tego nie wie, więc nie mam z czego być dumny. 

- Skromność to on ma po tobie – zauważył James, delikatnie obejmując Lily. Dziewczyna warknęła cicho, gwałtownie strzepując jego natrętną rękę ze swojego ramienia.

- Och, nie odchodź! - jęknęła Cho takim głosem, jakby miała znowu się rozpłakać. - Naprawdę, bardzo cię przepraszam, że tak się rozkleiłam... nie chciałam... 

Znowu czknęła. Była ładna nawet wtedy, gdy miała zaczerwienione i zapuchnięte oczy. Harry poczuł się fatalnie. A tak liczył na zwykłe życzenia świąteczne... 

- Ja wiem, że dla ciebie to musi być okropne - powiedziała, znowu ocierając oczy rękawem. - Ja sobie wspominam Cedrika, a przecież ty widziałeś, jak on zginął... Pewnie chcesz o tym zapomnieć... 

- Głupia dziewczyno, pewnie, że chce – parsknął Syriusz. - Co on w niej widzi?

- Dziwny gust ma po ojcu – odparła Lily, uśmiechając się sztucznie do Jamesa. Rogacz zrobił naburmuszoną minę.

Harry nic nie odpowiedział. To była prawda, ale nie miał serca tego przyznać. 

- Wiesz, jesteś naprawdę świetnym nauczycielem - powiedziała Cho, uśmiechając się do niego przez łzy. - Przedtem jeszcze nigdy nie udało mi się nikogo oszołomić. 

- Dzięki - bąknął Harry. 

Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę. Harry miał straszną ochotę wybiec z pokoju, a jednocześnie nie był w stanie oderwać stóp od podłogi. 

- Jemioła - powiedziała cicho Cho, wskazując na sufit nad jego głową. 

- Aha - zgodził się Harry, czując, że kompletnie wyschło mu w ustach. - Pewnie roi się w niej od nargli. 

- Co to są nargle? 

- Nie mam pojęcia. - Cho przysunęła się bliżej. Wydawało mu się, że jego mózg został trafiony zaklęciem oszałamiającym. - Musisz zapytać Pomyluny. To znaczy Luny. 

Chłopcy zaśmiali się krótko, a Lily walnęła się ręką w czoło. To, co czuł Harry, nie było jej obce. Stres, jaki odczuwała przed pierwszym poważnym pocałunkiem, był dla niej nie do opisania. Teraz czuła się niestosownie, słuchając o tak prywatnych rzeczach jej przyszłego syna.

Cho wydała dziwny odgłos, coś pośredniego między szlochem a śmiechem. Była już tak blisko, że mógł policzyć piegi na jej nosie. 

- Naprawdę cię lubię, Harry. 

Nie był w stanie myśleć. Czuł dziwne mrowienie w całym ciele, paraliżujące ręce, nogi i mózg. 

Była stanowczo za blisko. Widział łzy przyklejone do jej rzęs. 

- I co dalej? I co dalej? - dopytywał James, skacząc na fotelu. Był bardzo podekscytowany. Mimo iż jego pierwszy pocałunek wyglądał zupełnie inaczej, pamiętał, co wtedy czuł. Dziwne uczucie na całym ciele, paraliżujące ręce, nogi i mózg. Może nie był perfekcyjny, ale był z niego bardzo dumny.

[...]

- Co jest grane? - zapytał Ron, podnosząc się na łokciu, żeby lepiej widzieć Harry'ego. - Co się stało? 

Harry nie miał pojęcia, jak im to powiedzieć, a zresztą nie był pewien, czy chce to uczynić. Właśnie postanowił, że jednak nic im nie powie, kiedy Hermiona wzięła sprawę w swoje ręce. 

- Chodzi o Cho? - zapytała rzeczowym tonem. - Osaczyła cię po spotkaniu? 

Harry'ego tak zatkało, że zdołał tylko kiwnąć głową. Ron parsknął śmiechem, ale natychmiast przestał, kiedy zobaczył spojrzenie Hermiony. 

- No to... ee... czego ona chciała? - zapytał nieco kpiącym tonem. 

- Nie uważacie, że Ron jest strasznie dziwny w tej części? - zapytał Regulus.

- Oh, daj mu spokój. Hormony w nim buzują i tyle – obroniła go Lily.

- Solidarność rudych – zakpił Łapa, za co dostał poduszką, o dziwo od Jamesa.

- Ona... - zaczął Harry ochrypłym głosem, po czym odchrząknął i zaczął od nowa: - Ona... ee... 

- Całowałeś się? - zapytała żywo Hermiona. 

Ron usiadł tak szybko, że przewrócił kałamarz, który potoczył się po dywaniku. Nie zwracając na to najmniejszej uwagi, wbił wzrok w Harry'ego. 

- No więc? 

Harry spojrzał na Rona, na którego twarzy ciekawość walczyła z rozbawieniem, i na Hermionę, która nie miała najweselszej miny, i kiwnął głową. 

- HA! 

Ron wyrzucił w górę zaciśniętą pięść i ryknął tak głośnym, ochrypłym śmiechem, że kilku zalęknionych drugoroczniaków siedzących pod oknem aż podskoczyło. Harry zmusił się do uśmiechu, patrząc jak Ron tarza się po dywaniku. Hermiona obrzuciła Rona zdegustowanym spojrzeniem i wróciła do swojego listu. 

- Niewdzięcznik – burknął James, obrażony, że ktoś się śmieje z Harry'ego.

- No i co? - zapytał w końcu Ron, patrząc na Harry'ego. - Jak było? 

Harry zastanowił się przez chwilę. 

- Mokro. 

Ron wydał odgłos, który mógł oznaczać uciechę, ale równie dobrze mógł być wyrazem obrzydzenia. 

- No bo płakała - dodał z westchnieniem Harry. 

- Och... - Uśmiech Rona nieco przygasł. - Taki jesteś słaby w całowaniu? 

- Czy ja wiem - odrzekł Harry, który do tej pory nie rozważał takiej możliwości, a teraz poczuł lekki niepokój. - Może. 

- Wcale nie jesteś słaby w całowaniu - powiedziała Hermiona rzeczowym tonem, nadal pisząc swój list. 

- Ciekaw skąd wie? - zaśmiał się Syriusz. Lily pokiwała głową z niedowierzania, że chłopcy są jednak aż tak bardzo głupi.

- A ty skąd wiesz? - zainteresował się Ron. 

- Bo połowę ostatnich dni Cho spędziła na płaczu. Płacze podczas posiłków, w czasie wolnym, wszędzie. 

- A wydawałoby się, że małe całowanko powinno ją trochę rozruszać - powiedział Ron, szczerząc zęby. 

Chłopcy wybuchnęli gromkim śmiechem rozbawienia, bo jakże inaczej. Nawet Remus, który do tej pory siedział cicho, nie umiał powstrzymać napadu śmiechu. Natomiast Lily czuła się w tej sytuacji bardzo głupio.

- Ron, jesteś najbardziej nieczułym draniem, jakiego miałam nieszczęście spotkać - oświadczyła Hermiona oficjalnym tonem, zanurzając koniec pióra w kałamarzu. 

- O co ci znowu chodzi? - zaperzył się Ron. - Kto płacze, jak się z kimś całuje? 

- No właśnie - powiedział Harry lekko zrozpaczonym tonem. - Kto? 

Hermiona popatrzyła na nich z politowaniem. 

- Czy wy nie rozumiecie, jak Cho się teraz czuje? 

- A jak ma się czuć? - zapytał James.

- Nie - odpowiedzieli jednocześnie Harry i Ron. 

Hermiona westchnęła i odłożyła pióro. 

- No więc, oczywiście, czuje się bardzo przygnębiona z powodu śmierci Cedrika. Po drugie, czuje się zakłopotana, bo lubiła Cedrika, a teraz lubi Harry'ego, i nie potrafi odpowiedzieć sobie na pytanie, kogo bardziej. Po trzecie, czuje się winna, bo uważa, że całowanie się z Harrym jest obrazą pamięci Cedrika, a poza tym martwi ją, co powiedzą inni, jak zobaczą, że zaczyna chodzić z Harrym. No i prawdopodobnie jeszcze nie potrafi ocenić, co właściwie czuje do Harry'ego, bo Harry był z Cedrikiem, kiedy Cedrik zginął, więc to wszystko jest splątane i bolesne. Och... i jeszcze się boi, że ją wyrzucą z drużyny Krukonów, bo ostatnio fatalnie lata na miotle. 

- Nie można tyle czuć naraz – zauważył Syriusz.

- Faceci to jednak słaba płeć – odparła Lily, udając, że mówi to bardziej do siebie. Chłopcy zrobili urażone miny.

- Słaba? - odparł z dezorientacją James. - Natłok takich uczuć nie może wrócić nic dobrego. To już tylko jeden krok i przekroczy się bramy wariatkowa.

- Chłopcy... - westchnęła, spoglądając z wyczekaniem na Remusa.

Po tym przemówieniu zapadło głuche milczenie, po czym Ron zauważył: 

- Jedna osoba nie może czuć tego wszystkiego naraz, boby eksplodowała. 

- Dobrze mówi! - zawołał Syriusz.

- To, że twoja wrażliwość uczuciowa mieści się w łyżeczce od herbaty, nie świadczy o tym, że wszyscy są tak upośledzeni - powiedziała złośliwie Hermiona i znowu chwyciła za pióro. 

Lily zaśmiała się w głos.

- Ona sama zaczęła - powiedział Harry. - Ja bym tego nie zrobił... ona po prostu się do mnie przysunęła... i nagle zaczęła mi szlochać... nie wiedziałem, co robić... 

- Stary, przecież nikt cię nie wini - przerwał mu Ron, przerażony na samą myśl, że można mieć do kogoś pretensję o całowanie.

- Ja też jestem przerażony tą myślą, że ty Lily możesz mieć do mnie pretensje o takie coś.

- Strasznie mi z tego powodu przykro – odparła z udawanym żalem.

- Naprawdę? Czyli umówisz się ze mną? - Radość wymalowana na twarzy Jamesa zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Lily stanowczo i twardo odpowiedziała:

- Nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis