niedziela, 27 września 2015

Rozdział 16

Regulus i Syriusz pewnymi krokami przemierzali Ulicę Pokątną. Przeciskając się przez tłum czarodziejów i czarownic kierowali się w stronę banku Gringotta. Nikt nie zwracał na nich najmniejszej uwagi. Każdy pochłonięty był przecenami, które zawitały na Pokątnej.

Wspięli się po marmurowych schodkach i pod bacznym okiem dwójki strażników, weszli do środka. Zajęte liczeniem złota gobliny nie zwróciły na nich uwagi. Przy wysokiej ladzie, gdzie siedział goblin, odczekali dobre kilka minut, zanim Syriusz zdecydował się odchrząknąć, czym zwrócił na nich uwagę goblina. Łaskawie na nich spojrzał.

- Słucham – mruknął.

- Chcemy się dostać do rodzinnego skarbca Blacków. *

Goblin zsunął krzaczaste brwi. Stukając się palcem po brodzie, mruczał i przyglądał im się z niezwykłą uwagą.

- Proszę o pokazanie różdżki. - Regulus niechętnie oddał mu swoją różdżkę, którą goblin dokładnie obejrzał. Oddając ją, rzekł: Proszę za mną.

Kierowani przez goblina, wsiedli do wózka i z ogromną prędkością pomknęli ku rodowemu skarbcowi Blacków. Bez problemu obudzili przykutego ogromnym łańcuchem smoka i weszli do skarbca.

- Mam nadzieję, że się nie skapną, że tu byliśmy – powiedział Regulus, kiedy przeglądali skarbiec w poszukiwaniu pucharu. - Chyba gobliny nie powiedzą rodzicom, że tutaj przyszliśmy.

- Wątpię. W ich mniemaniu jesteśmy tylko nieszkodliwymi dzieciakami, które myślą, że w skarbcu jest tylko złoto, którego i tak nie chcemy, a nie horkruks, który ma nam pomóc pokonać Voldemorta.

- Ale że ojciec nie poinformował goblinów, że już nie jesteśmy w rodzinie – zdziwił się młodszy.

- Jest głupi - prychnął Syriusz. - Nie widzieli pewnie powodu, by tego robić i... Znalazłem!

Syriusz i jego psie zmysły gładko odnalazły horkruks.

- Gdzie?

- Tam.

Pokazał na skalną półkę na szczycie, której stał ładny, złoty puchar. Regulus ostrożnie schował do go czarnej torebeczki i opuścili bank.

Minęły dwa dni od zakończenia roku szkolnego. Upalne lato rozleniwiło wszystkich, nawet samego Voldemorta. Jego ataki przycichły, podnosząc i tak już dużą paniką. Nastała niepokojąca cisza przed zbliżającą się burzą.

- To miłe ze strony Jamesa, że nas przyjął – powiedział Regulus, kiedy szli z powrotem przez Pokątną. - Tylko trochę głupio się z tym czuję. Pewnie chciałby pobyć sam z Lily, a my się tam im kręcimy.

- Też tak uważam - przyznał Syriusz, który dobrze wiedział, jak James patrzy na Lily. - Dlatego razem z Caroline umówiliśmy się, że pójdziemy poszukać mieszkania. Mam całą skrytkę złota, którą odziedziczyłem po wujku Leopoldzie. - Leopold Black, był jedynym członkiem rodziny, który, tak jak Syriusz, nie za bardzo za nią przepadał, dlatego we dwójkę tak dobrze się razem dogadywali. Kiedy Leopold umarł, wszyscy liczyli, że jego bogactwo zostanie podzielone między rodzinę. Tymczasem ogromny skarbiec odziedziczył, ku zdziwieniu wszystkich, Syriusz. - Kupimy mieszkanie i się tam przeprowadzimy, zostawiając tamtą parę zakochańców samą sobie.

- Ty i Caroline to tak na poważnie widzę – zauważył młodszy Black. Syriusz uśmiechnął się lekko na myśl o jego związku z panną Danett.

- Jestem z nią dopiero niecałe dwa miesiące, a czuje się, jakbym był z nią z parę lat. Przeszkadza mi to, że musimy się ukrywać, ale... nie możemy ryzykować.

- Niedługo powinno być lepiej – pocieszył brata Regulus.

Za Dziurawym Kotłem teleportowali się Doliny Godryka. Jakże wielkie były ich zaskoczenie, gdy dostrzegli, że w salonie na kanapie siedział sam Albus Dumbledore, a obok niego James, Lily, Remus i Peter, Dorcas, Alicja i Frank.

- Dobrze, że już jesteście – powiedziała Lily.

- Dzień dobry – powiedział łagodnie dyrektor.

- Dzień dobry – odpowiedzieli, siadając na wolnych miejscach.

- Co pana sprowadza? - zapytał Syriusz.

- Bardzo pilna sprawa panie Black. Sami widzicie, jak niedogodna jest sytuacja, w której znajdują się czarodzieje oraz mugole. Voldemort – Peter się wzdrygnął - rośnie w siłę. Sieje strach, spustoszenie i śmierć. Ministerstwo jest infiltrowane, dużo czarodziejów przechodzi na jego stronę z własnej woli lub przez szantaż, ale znajdują się tacy, którzy otwarcie nie popierają jego działań. Sądzę, iż wy jesteście jednymi z tych ludzi i właśnie to mnie do was sprowadza.

James i Lily wymienili krótkie, ale bardzo znaczące spojrzenie.

- Może pan na nas liczyć profesorze - zapewniła go Lily.

- Ja i kilkudziesięciu innych czarodziejów stworzyliśmy tajne stowarzyszenie o nazwie Zakon Feniksa, które na celu ma walkę z Voldemortem i jego sługami. Jesteście młodymi i bardzo zdolnymi czarodziejami i nie ukrywam, że chciałbym mieć was przy swoim boku. Pytanie brzmi, czy też tego chcecie.

- Oczywiście.

- Naturalnie.

- Jakby inaczej.

Entuzjazm i zapał do walki był równy.

- Bardzo mi z tego powodu miło - powiedział dyrektor. - To mała inicjatywa. Zaledwie garstka na armię, którą dysponuje Voldemort, ale jestem pewien, że możemy zdziałać wiele. O spotkaniach będę informował was przez pocztę. Najbliższe odbędzie się w niedzielę, a szczegóły dostaniecie wkrótce.

- Profesorze, wierzy pan, że jest sposób na pokonanie Sami-Wiecie-Kogo? - zapytała Alicja.

- Droga Alicjo, proszę się nie bać tego imienia. To Voldemort. I tak, wierzę, że można go pokonać. Nie wiem jak, ale wierzę, że można. Macie do mnie jeszcze jakieś pytania? - Pokiwali przecząco głowami. - W takim razie będę się już zbierał droga młodzieży. Cieszcie się wolnym czasem, póki możecie. Mogę skorzystać z kominka?.

- Naturalnie - odpowiedział James.

- Dziękuje i do zobaczenia.

 - Do widzenia – odpowiedzieli i dyrektor zniknął w zielonych płomieniach.

- To może ja zrobią kawę - zaoferowała niemal natychmiast Lily.

Początkowe tematy wojny, zakonu i Voldemorta szybko przeistoczyły się w przyziemne tematy jak praca, Quidditch i przeceny na Pokątnej. Co chwila w salonie w domu Potterów rozbrzmiewały śmiechy i brzdęk kieliszków.

- EJ! Cisza! - wykrzyknął Frank, by wszyscy się uciszyli. Pod stołem złapał Alicję za rękę i ścisnął ją mocno. - Korzystając z okazji, chcemy wam coś ogłosić.

- Od wczoraj jesteśmy zaręczani – powiedziała wesoło Alicja, pokazując swoją rękę z pierścionkiem zaręczynowym. Dziewczyny wesoło pisnęły, mocno się przytulając, a James z głębi barku wyciągnął butelkę szampana.

Dopiero koło północy w domu w Dolinie Godryka zrobiło się cicho. Syriusz chwiał się na własnych nogach, kiedy szedł do pokoju. Zmieszanie szampana, ognistej i kremowego piwa nie było najlepszym rozwiązaniem. Ledwo odnalazł łóżko. Cisza zabrzęczała mu w uszach i zasnął, nim zdołał pomyśleć coś jeszcze.

*

Następnego dnia Syriuszowi towarzyszył najzwyklejszy w świecie kac. Umierając z bólu głowy, zdołał zjeść lekki śniadanie, łyknąć trochę eliksiru, umyć się, ubrać i przedostać do Londynu na ulicę Pokątną, gdzie umówiony był z Caroline. Dostrzegł dziewczynę już z daleko i zaskakując ją, zaszedł ja od tyłu.

- Cześć piękna – mruknął Syriusz do ucha Caroline. Podskoczyła przestraszona, ale niemal natychmiast się rozluźniła. - Gotowa?

- Oczywiście – odparła. Trzymając się za ręce, ruszyli przez Pokątną do biura nieruchomości „Chatka”. - Dobrze się czujesz?

- To tylko kac, zaraz mi przejdzie - zapewnił ją.

- Imprezowałeś beze mnie? - zapytała, udając urażenie.

- Przepraszam, tak wyszło. - I opowiedział jej o wizycie Dumbledora oraz zaręczynach Franka i Alicji. - Nie mogłem odmówić toastu!

Caroline zaśmiał się dźwięcznie.

Znaleźli się przed małym lokalem. Kiedy otworzyli drzwi, malutki dzwoneczek zadzwonił cicho, a siedząca za białą ladą starsza kobieta, podniosła na nich wzrok znad okularów. Z szerokim uśmiechem na ustach podeszła do klientów.

- Witam w „Chatce”. Nazywam się Barbara. W czym mogę państwu służyć?

- Poszukujemy domu na sprzedaż – powiedział Syriusz.

- Oczywiście, oczywiście. Jakieś konkretne wymagania? Powierzchnia, otoczenie, miejsce?

- Gdzieś blisko Londynu – odpowiedziała Caroline. - Albo w samym Londynie.

- A cena?

- Cena nie gra roli - odpowiedział natychmiast Syriusz. Oczy Barbary zaświeciły się dziwnie, a Caroline spojrzała na niego z niedowierzaniem. - No co? Jeśli będę chciał, będziemy mieszkać nawet w pieprzonym pałacu!

Barbara zaśmiała się krótko.

- Proszę sobie usiąść. - Pokazała na ładną, czerwoną, skórzaną kanapę. - Zaraz przyniosę propozycję mieszkań.

W milczeniu przyglądali się, jak Barbara wyciąga z obszernego regału dziesiątki białych teczek, które później postawiła przed ich nosami. Uśmiechała się, ale ani Syriuszowi, ani Caroline do śmiechu nie było. Ilość propozycji ich przeraziła.

- Mogę szukać dalej, jeśli trzeba.

- Na razie tyle wystarczy – powiedział Syriusz, nie kryjąc przerażenia. Przed zajrzeniem do pierwszej teczki, odetchnął głęboko, zdejmując kurtkę.

Przeglądali teczkę za teczką, poszukując idealnego domu. Te, które im się nawet podobały odkładali na jedną kupkę, a resztę na drugą. Właśnie w tym momencie Syriusz przekonał się, że czasami będzie miał ciężko z Caroline, która odrzucała praktycznie każdą podsuniętą przez niego propozycję. W pewnym momencie Łapa tak się zniechęcił, że postanowił dać Caroline wolną rękę. Caroline do końca przejrzała wszystko sama, na końcu podając mu trzy teczki. Trzy różne domy.

- Ten jest najfajniejszy – stwierdził Black, wybierając dom w centrum Londynu. Dom znajdował się w Holland Park w Londynie i nie nosił żadnych zniszczeń i był w pełni umeblowany.

- Mnie też się podoba – przyznała Danett.

- Jest po remoncie, ma meble i... na brodę Merlina, ta cena to tak na poważnie! - wyszeptał zaskoczony. Caroline zaśmiała się z jego wyrazu twarzy.

- Mówiłeś, że cena nie gra roli.

- Bo nie gra. - Dumnie wypiął pierś. - Chodźmy obejrzeć ten pałac. Przepraszam panią, chcielibyśmy zobaczyć ten dom!

- W takim razie zapraszam na wycieczkę - powiedziała radośnie Barbara.

Kobieta zamknęła lokal, a potem teleportowali się niedaleko domu. Dzielące ich metry przeszli. W między czasie Barbara mówiła:

- Dom pokryty jest zaklęciami antymugolskimi oraz zabezpieczony hasłem. Po kupnie wszystko będzie można zmienić. Nie ingerujemy w to, co właściciele robią z domem.

Skręcili w zaułek. Dwa domy po przeciwległych stronach ulic były duże i przyozdobione dziwnymi gargulcami. Oni zaszli na sam koniec ulicy, przystając przed wysokim i szerokim murem z oknami, będącym połączeniem ów dwóch domostw.

- To hasło. - Podała im kartkę, gdzie napisane było: Holland Park 23/45/65. Po przeczytaniu hasła, dom zaczął się ukazywać. Najpierw ukazała się krótka ścieżka, następnie dwie kolumny, gargulec i duże, ciemne drzwi. - Zapraszam!

Weszli do środka. Parkiet głównego holu pokrywały błyszczące, drewniane panele, a przez przeszklony sufit wpadały promienie słońca. Kilka metrów naprzeciw drzwi znajdowały się szerokie schody prowadzące na dwa następne piętra. Zaraz po prawej stronie widniały podwójne drzwi prowadzące do przytulonego saloniku z mnóstwem okien. Królujące odcienie brązu i beżu idealnie komponowały się z ciemnymi fotelami i kanapami, białymi meblami i żyrandolami. Stojący na końcu fortepian prezentował się elegancko i dostojnie.

Za schodami ciągnęły się dwa korytarze. Pierwszy - ten po lewej stronie schodów - prowadził do dużej i jasnej kuchni oraz przestronnej jadalni z wysokimi oknami i parkiecie pokrytym białymi kafelkami. Rozstawione pod ścianami dziesiątki świeczników przykuwały uwagę. Drugi korytarz - ten po prawej stronie schodów - prowadził do małej piwniczki, dużego gabinetu z mahoniowym biurkiem, kominkiem i kilkoma półkami. Cały był ciemny, ale bardzo elegancki. Dalej znajdowało się tylne wyjście oraz malutki schowek.

Na drugim piętrze znajdowały się cztery pokoje i dwie łazienki, a na trzecim cztery duże sypialnie z łazienkami i wnękami na garderobę. Kiedy to wszystko zeszli, Syriusz był pod niemałym wrażeniem. Mieszkanie było warte swojej ceny.

- I co państwo sądzą? - zapytała Barbara.

- Ja jestem oczarowana – przyznała Caroline, która nie mogła przestać oglądać i przechadzać się po salonie, zachwycając się przy tym każdym szczegółem. - A ty Syriuszu?

- Mógłbym tu mieszkać – odpowiedział zgodnie z prawdą.

- Rozumiem, że państwo kupują.

Syriusz i Caroline spojrzeli po sobie.

- Tak, kupujemy – odparł Black.

W biurze spisali odpowiednie umowy. Syriusz złożył niezliczoną ilość podpisów na pergaminach, przelał na konto firmy odpowiednią ilość galeonów i razem z Caroline szczęśliwi pożegnali się z Barbarą.

- Oddam ci część pieniędzy - zapewniła go Caroline. Syriusz w odpowiedzi zaśmiał się i pocałował ją mocno.

Pół godziny później rozeszli się w swoje strony. Łapa, pogwizdując pod nosem, wszedł do kuchni w Dolinie Godryka.

- A ty co masz taki dobry humor Łapciu? - zapytał James.

- Kupiłem z Caroline dom, także jutro biorę Regulusa i się wyprowadzamy.

- Co? - James nie krył, że jest zaskoczony. - Syriusz, przecież mówiłem, że możecie tutaj mieszkać.

- Wiem, ale to twój dom, nie będę ci gitary zawracać.

- Ale...

- Rogasiu, nie oszukujmy się. Za parę tygodni Lily będzie miała mnie dość. Stało się. Musisz to przeboleć.

Następną noc Syriusz i Regulus spędzili noc już na Holland Park. Oczywiście nie obyło się bez parapetówki z przyjaciółmi. Ku ich szczęściu Peter nie mógł wtedy wpaść, dlatego Caroline i Syriusz spokojnie mogli się nie ukrywać. To był zabawny i wspaniały wieczór na Holland Park 23.

+++

*Teoretycznie puchar znajdował się w skrytce Lestrangów, ale na potrzeby opowiadania zostało to zmienione.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis