niedziela, 27 września 2015

Rozdział 17

- Witam wszystkich serdecznie – powiedział Albus Dumbledore spokojnym głosem, kiedy podniecone szepty ucichły. Jego spojrzenie padło na każdego z czarodziejów siedzących w jadalni jego własnego domu. Oczy większości błyszczały w podnieceniu i zaciekawieniu, ale znalazło się parę osób, które miały przygaszone miny. - Macie dla mnie konkretne informacje?

- Niestety nie – powiedział Kingsley z wyraźnym żalem w głosie. Młody, który dopiero zaczynał swoją przygodę jako auror, ale mimo to spokojny i zdyscyplinowany, tak jak to wyglądało w książce. Lily przyglądała mu się chwilę z fascynacją, by potem zerknąć dyskretnie po innych zebranych. Moody siedział sztywno na krześle, wyglądając za okno z miną, jakby sam Voldemort miał się czaić za szybą. Bracia Prevet siedzieli nonszalancko na swoich miejscach. Innych osób nie rozpoznała.

- Dużo osób węszy - powiedział niska czarownica o ciemnych włosach i lekko podłużnej twarzy. - W Ministerstwie panuje niepokój, minister nigdzie nie rusza się bez obstawy. Głupi jest, że nie widzi wśród nich śmierciożercy.

- Udałem się do swoich źródeł – wtrącił Moody. - Voldemort szuka sprzymierzeńców wśród olbrzymów oraz czarownic i czarodziejów w Irlandii.

Dumbledore westchnął ciężko. Reszta spotkania nie minęła tak, jak oczekiwał tego Syriusz. Pojawiały się coraz nowsze i coraz to gorsze wieści, a starszy Black gryzł się w język, by nie palnąć czegoś o horkruksach. Ich istnienie nadal pozostawało tajemnicą dla czarodziejskiego świata.

Trzy godziny później niezbyt zadowoleni, z mniejszymi misjami, opuszczają posiadłość. Syriusz do końca następnego dnie nie mógł pozbyć się wrażenia, że Dumbledore wie, jaki sekret skrywają. 

*

Dwa miesiące później nadszedł wspaniały dzień dla Alicji Smith i Franka Logbottoma. W dzień ich ślubu słońce świeciło od samego rana, na niebie nie było ani jednej chmurki, a ptaki ćwierkały wesoło. Alicja promieniała, okręcając się w białej sukni. Dźwięcznie się przy tym śmiała, sprawiając, że jej druhny szeroko się uśmiechały.

Cała ceremonia przebiegła szybko i w bardzo wzruszającej atmosferze, para młoda bowiem wygłosiła własne słowa przysięgi, które rozkleiły serca większości zebranych gości. Przednią zabawę rozpoczął taniec młodych oraz toast truskawkowym szampanem, a potem i goście wkroczyli na parkiet, dobrze się przy tym bawiąc. Kieliszki raz po raz były napełniane alkoholem, a na talerze nakładano przeróżne dania i ciasta. Dobrej zabawie nie było końca.

Wybiła północ, gdy James porwał Lily na krótki spacer po pobliskim parku. Im dalej od sali weselnej byli, tym muzyka robiła się coraz cichsza, aż w końcu całkowicie zanikła. Przytulając się do siebie, szli spokojnie, rozkoszując się być może jedną z ostatnich cieplejszych nocy.

- Alicja była dzisiaj taka szczęśliwa – powiedziała Lily.

- Frank za to był cały zestresowany - zaśmiał się James. - Cały czas powtarzał, że ona ucieknie w połowie ceremonii, tłumacząc się, że go nie kocha. - Lily zaśmiała się krótko. - A ty jakbyś się zachowywała?

- W sensie? - zapytała, marszcząc brwi.

- No, jakbyś miała za godzinę wziąć ze mną ślub? - James sprecyzował pytanie.

Lily milczała dłuższą chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Chyba... Chyba byłabym cała zestresowana. Również obawiałabym się, że ode mnie uciekniesz.

- Nie uciekłbym od ciebie nigdy – powiedział stanowczo, zatrzymując się. - Prędzej to ty mogłabyś ode mnie...

Przerwała mu, zaśmiewając się.

- Nie uciekłabym. Byłeś aroganckim dupkiem, który widział tylko czubek własnego nosa, ale zmieniłeś się i teraz kocham ciebie i tego dupka w tobie też.

James wyszczerzył się szeroko.

- Naprawdę?

- Naprawdę!

- W takim razie. - James wyciągnął z kieszeni swoich spodni czerwone pudełeczko i uklęknął na jedno kolano. Lily zakryła sobie usta dłonią. - Droga Lily Evans, olewałaś mnie długi czas, co mnie czasami tak bardzo irytowało, iż myślałem, że oszaleję, ale dałaś mi szansę. Teraz jesteś przy mnie i pragnę, byś została na wieczność, dopóki śmierć nas nie rozłączy. Wyjdziesz za mnie?

Szok, zdziwienie, radość. Sama nie wiedziała, co czuła. Wszelkie emocje świata zmieszały się ze sobą w jej ciele, tworząc mieszankę wybuchową. Patrzyła się to na Jamesa, to na pierścionek w pudełeczku i nie mogła uwierzyć, że to się dzieje. Łzy napłynęły jej do oczu.

- Tak, James - powiedziała drżącym głosem. - Wyjdę za ciebie.

James nie pokazał, jak bardzo się bał. Syriusz stwierdził, że to za wcześnie, by prosić Lily o rękę, Remus wspierał go w podjętej decyzji. Teraz... Teraz odetchnął z ulgą i uśmiechnął się serdecznie. Włożył pierścionek na serdeczny palec lewej ręki swojej ukochanej i wstając, mocno ją pocałował. Szczęśliwszy już chyba bardziej być nie mógł.

*

Syriusz rzucił upitego Regulusa na łóżko. Był tak upity, że gadał głupoty, z których Caroline i Syriusz nie mogli przestać się śmiać. Oboje zyskali jedną noc w swoim towarzystwie na dobrej zabawie. Caroline już teraz czuła, że jutro nie pozbędzie się bólu nóg. Jej chłopak był doskonałym tancerzem.

Stojąc przy oknie w salonie, drobnymi łykami popijała wodę. Kiedy Syriusz objął ją od tyłu i wtulił twarz w jej szyję, zapytała:

- Śpi?

- Zasnął, jak tylko jego głowa dotknęła poduszki. Nie spodziewałam się, że tak się nawali.

A Caroline rozumiała zachowanie Regulusa bardzo dobrze.

- Wymsknął się od nadzoru rodziców. Pierwszy raz w życiu poczuł smak wolności, że może zrobić co tylko zechce i że nie zostanie za to skarcony ukarany. Przestał się przejmować, jak jego zachowanie wpłynie na to, jak ludzie postrzegają jego i jego rodzinę. Szaleje. Będzie szalał i nic na to nie poradzisz.

- Może mógłbym poszaleć razem z nim - rozmarzył się Syriusz.

- I mnie zostawicie? - Carolinie nie kryła oburzenia. - A zresztą... faceci i wasze formy rozrywki. To nie dla mnie.

- Ej, ej! - Syriusz obrócił ją w swoją stronę. - Ja wiem, że ci ciężko u rodziców. Obiecuję, że wkrótce na dobre zamieszkasz w tym domu razem ze mną. Musisz jeszcze chwilę wytrzymać – pocieszył ją i ucałował w czoło.

- Nie dam rady - jęknęła.

- Dasz! Jesteś bardzo silna, bardzo mądra i seksowna. - Caroline zaśmiała się. - Wytrzymasz jeszcze troszkę.

Caroline uśmiechnęła się szczerze.

- Myślisz, że to jest normalne, że kocham cię tak bardzo, że czuję jakbyśmy byli razem parę lat, a nie miesięcy?

- Nie wiem – odparł. - Ale czuję to samo.

Pocałował ją krótko.

- Syriusz, ja naprawdę długo tam nie pociągnę - westchnęła ciężko, po czym zaśmiała się nerwowo. - Moja matka zaczęła szukać mi męża.

Zaskoczony odsunął się od niej o krok.

- Co?

- Zaczęła szukać mi męża. Rozumiesz to? Wyśmiałam ją prosto w twarz, gdy mi o tym powiedziała.

- Ucieknij - powiedział niemal natychmiast. - Spakuj się i ucieknij. Przecież to absurd!

- Chyba będę musiała tak zrobić - odparła.

Syriusz przytulił ją mocno, ale Caroline chciała więcej. Pocałowała go mocno i namiętnie. Słodki pocałunek przerodził się w coś intensywnego, pełnego uczuć, a przede wszystkim erotyzmu.

- Bardzo jesteś zmęczony? - zapytała.

- Wcale - odparł. Uśmiechnęli się do siebie i pobiegli na górę, zamykając się w sypialnie.

1 komentarz:

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis