wtorek, 6 października 2015

Rozdział 19

Nie miał pojęcia, co za szatan podkusił go, by przychodzić do tego głupiego szpitala, ale Syriusz miał niemiłe wrażenie, że jest już za późno, by się wycofać. W ostateczności wygrała nad nim nieludzka ciekawość. Gdzieś w głębi duszy, chociaż wcale się do tego nie przyznawał, miał nadzieję na... Syriusz pokręcił szybko głową. Przecież to bez sensu. Jego matka nigdy nie okazałaby współczucia wobec niego, o przepraszaniu nie wspominając. Nienawidził Walburgi za to, w jak okrutny i niesprawiedliwy sposób go traktowała, ale mimo wszystko znalazł się przed białymi drzwiami, za którymi znajdowała się jego matka.

Wpatrywał się w białą powłokę. Jeszcze mógł odejść, ale oczami wyobraźni zobaczył smutne spojrzenie Regulusa, gdy przekazuje mu niedobrą wiadomość i coś w nim pękło. Syriusz nabrał głęboko powietrza do płuc i zapukał delikatnie w drzwi. Nie czekając na żaden odzew, wszedł zamaszyście do środka.

Mizerny stan Walburgi wstrząsnął nim na sekundę może trzy. Kiedy ostatni raz ją widział, była pełni energii kobietą o dzikim spojrzeniu. Teraz widział usychającą roślinkę, w oczach której czaił się dziwny i nieznany mu dotąd błysk.

Walburga nie okazała żadnych uczuć na widok najstarszego syna. Mocniej zacisnęła wąskie usta, wpatrując się w Syriusza natrętnie. Minęło sporo czasu, odkąd widziała go po raz ostatni. Zmienił się do tego stopnia, że ledwo go poznała.

- Witaj Syriuszu – powiedziała cicho, widząc, że Syriusz nie ma zamiaru się odezwać. - Cieszę się, że przyszedłeś.

- Regulus mnie zmusił – odparł, co było po części prawdą. Wyśmiał brata w głos, gdy usłyszał, że matka chce się z nim spotkać, ale on i Caroline bardzo nalegali.

- Zmieniłeś się - zauważyła. - Wyglądasz jak... mugol.

Syriusz prychnął.

- Chciałaś się ze mną spotkać tylko po to, by mnie obrażać? To może ja lepiej pójdę.

Skierował się do wyjścia.

- Zaczekaj. - Zatrzymał się. - Usiądź. Porozmawiajmy.

Syriusz westchnął ciężko, ale usiadł na miękkim fotelu, nie patrząc na własną matkę zbyt często. Jej widok był dla niego bolesny. Patrząc na nią, widział tylko jej wściekłą twarz i obelgi rzucane z wąskich ust.

- Nie wiem, czego ode mnie chcesz - postanowił się odezwać. - Jeśli chcesz mnie przeprosić, w co wątpię, to wiedz, że nie potrafię ci wybaczyć. Nie umiałaś mnie zaakceptować, a przecież własne dziecko powinno się kochać bez względu na wszystko. Powiedz więc, co chcesz i sobie pójdę.

- Niczego od ciebie nie chcę - odpowiedziała ochryple, na co zdziwiony uniósł brwi. - Patrząc śmierci prosto w oczy, nachodzą mnie różne myśli. Chciałam cię tylko zobaczyć.

- Tylko zobaczyć? - powtórzył z niedowierzaniem. - Fatygowałem się tutaj, bo chciałaś mnie tylko zobaczyć? O Merlinie, co ja sobie wyobrażałem. - Wstał. - Teraz to ja już naprawdę pójdę.

- Syriusz - zawołała go. Niechętnie na nią spojrzał. - Dobrze wiesz, jaką opinię mam na twój temat...

- Wiele razy wykrzyczałaś mi ją w twarz - mruknął pod nosem.

- ... nie zmienię jej. Ciągle jesteś moim synem, chociaż bardzo cię nie znoszę, i poczułam obowiązek, przyjrzenia ci się ostatni raz. Masz rację, nie byłam matką roku względem ciebie. Nadal nie wiem, gdzie popełniłam błąd w wychowywaniu ciebie. Swoich słów nie zmienię i za nie przeproszę, bo nie mam za co.

Syriusz prychnął donośnie.

- Wiesz co? Ten jeden raz, jeden jedyny raz, oczekiwałem z twojej strony choć odrobiny ciepła, ale jak zwykle dostałem tylko chłód. Ja... Bądź szczęśliwa, że spełniłem twoją ostatnią zachciankę. Nie do zobaczenia - powiedział i wyszedł, trzaskając drzwiami.

Dysząc ciężko ze zdenerwowania, stał w miejscu dobrą chwilę. Udało mu się uspokoić oddech i pospiesznie opuścił szpital św. Munga, wracając do swojego domu.

Głucha cisza brzęczała w murach posiadłości. Caroline nie było, Regulus o jedenastej udał się w ostatnią podróż do Hogwartu. Sącząc whisky, zastanawiał się, jak głupi był, sądząc, że dostanie tak bardzo przez niego wyczekiwane przeprosiny.

*

Tymczasem Lily, Caroline i Dorcas siedziały w Dolinie Godryka, przeglądając dziesiątki ślubnych katalogów. James uparł się, że wezmą ślub w połowie listopada. Lily nie sądziła, że w tak krótkim czasie będzie można wszystko zorganizować. Na szczęście przy pomocy przyjaciół przygotowania szły lepiej, niż przypuszczała i w tym momencie żałowała tylko tego, że jej ojciec nie odprowadzi ją pod ołtarz. Pocieszała się, że to niska cena jak na bezpieczeństwo swojej rodziny. Nie wiedziała, nikt nie wiedział, jak potoczą się następne lata.

- Ja się nie zdecyduje – jęknęła marudnie Dorcas. - Te sukienki dla druhen są albo brzydkie, albo tak śliczne, że nie potrafię się zdecydować.

- Tylko nie róż i fiolet - westchnęła ciężko Caroline, odrzucając katalog na stół. - nienawidzę fioletowego, a różowy to nie mój kolor.

- Błękit pasuje do wszystko - zauważyła Dorcas.

- A ja się chyba zdecydowałam – powiedziała Lily, patrząc na wybraną przez siebie sukienkę. Była to najzwyklejsza w świecie biała, lekko rozkloszowana i prosta suknia bez rękawów z ozdobną koronką na gorsecie.

- Jest śliczna – podsumowała Dorcas. Jej oczy błyszczały z fascynacji.

- Bardzo ładna - powiedziała Caroline.

Lily zagięła róg kartki. Wyglądało na to, że wszystko szło w dobrym kierunku. Zajęci własnym życiem, czekali na właściwy moment, by zaatakować Voldemorta. Opracowany do perfekcji plan nie był skomplikowany, ale wymagał długiego czasu oczekiwania.

Wśród ślubnych przygotowań Lily zamartwiała się nie tylko listą gości czy weselnym menu. Raz po raz odczuwała pustkę, bo wiedziała, że wśród swoich druhen powinna stać też ona. Blond włosa Nina Summer o jaskrawoniebieskich oczach i ciepłym uśmiechu. Jej przyjaciółka, która pewnego dnia po prostu wyparowała, której nikt nie pamiętał poza Lily. Niewinnej Lily, która nie mogła sobie darować tej straty.

*

W Expressie Hogwart jak zwykle było gwarno i tłoczno. Uczniowie wzajemnie opowiadali sobie o spędzonych wakacjach, zajadając się łakociami. Regulus siedział w przedziale ze swoimi współlokatorami z dormitorium i tylko wsłuchiwał się w to, o czym rozmawiają. Dwoje z nich było mugolami, a trzeci miał matkę mugolkę i temat ich rozmowy zszedł na coś, czego Regulus nie obejmował rozumem.

- Nie masz pojęcia, o czym rozmawiamy? - zapytał go Alan McLeen. Był to chłopak wysoki i kościsty o kwadratowej szczęce, blond włosach i przenikającym spojrzeniu dużych, szarych oczu.

- Ani trochę - przyznał Regulus.

- No więc piłka nożna jest najbardziej fascynującym mugolskim sportem ever!
- Nie mąć mu w głowie capie! - oburzył się teatralnie Oscar Moore. - Nie słuchaj go, to idiota, nawet nie wiem, co robi u Krukonów.

- EJ!

- Najlepszym sportem golf!

- Uważasz tak tylko dlatego, że jesteś ze Szkocji - zauważył Colin Nelson, a Oscar pokazał mu język. - Piłka nożna wymiata!

- Ha! - zawołał Alan. - I co teraz powiesz capie?

Oscar fuknął urażony, a Regulus nie krył uśmiechu rozbawienia.

- Ale co to ta piłka nożna? - zapytał.

Colin i Alan natychmiast zaczęli mu tłumaczyć sportowe zasady oraz opowiadać o legendach tego sportu. Mówili z pasją, a ich oczy błyszczały dziką fascynacją. Oscar przez cały wykład nie odezwał się ani słowem, nadal obrażony na cały boży świat.

- I co sądzisz? - zapytał Alan, gdy skończył tłumaczyć. - Fajna gra?

- Emm... - Regulus wahał się nad odpowiedzią. Mógł skłamać i powiedzieć, że tak lub wyznać prawdę. - Brzmi dziwnie i... nie dopatrzyłem się niczego ciekawego w podawaniu i kopaniu piłki przez dwudziestu dwóch zawodników... - Alan wyglądał na urażonego. - Jestem fanem Quidditcha, ale być może, gdybym zobaczył jakiś mecz... nie mówię nie.

- Jednak nie jesteś taki zły, za jakiego cię miałem - stwierdził Alan.

- Dziękuję? - odparł niepewnie.

- Golfa też byś polubił - Oscar dołączył do rozmowy. - Zacna gra.

- Ja się z tobą i tym twoim golfem wykończę psychicznie - jęknął Colin, przeczesując włosy. Regulus i Alan zaśmiali się wesoło, ale w moment zamilkli, gdy na korytarzu pojawiła się Elizabeth. Skinęła dyskretnie na Regulusa i poszła dalej.

- Uuu - skomentował Alan. - No idź, nie karz damie czekać.

Chłopcy wybuchnęli śmiechem, a Regulus w pośpiechu opuścił przedział. Śledził Elizabeth aż do łazienki, gdzie się zamknęli. Wtuliła się w niego.

- Wszystko w porządku? - zapytał.

- Tak, tylko... Ugh, Barty się do mnie przystawiał i musiał wyjść z przedziału. - Była sfrustrowana.

- Zabiję gnoja - warknął Regulus. W odruchu chciał wypaść z łazienki, ale Elizabeth go zatrzymała.

- Nie możesz - upomniała go. - Ukrywamy się. Nie pamiętasz?

- Walić to! Nie pozwolę, by ktoś zalecał się do mojej dziewczyny!

Elizabeth zaśmiała się słodko.

- Lubię cię takiego.

- Jakiego? - zapytał.

- Buntowniczego. Masz zamiar przejąć obowiązki brata w dowcipkowaniu?

Regulus zmarszczył brwi, ale ciągle się uśmiechał.

- Nie zastanawiałem się nad tym - odpowiedział szczerze. - Chyba się do tego nie nadaję. Nie mam takich pomysłów jak Syriusz czy James, poza tym... ach, zawsze towarzyszyło im szczęście głupiego. - Oboje zaśmiali się krótko. - Kocham cię, wiesz?

- Ja ciebie też kocham - odpowiedziała. Odpędzając wszelkie troski i zmartwienia, pocałowali się, zagłębiając się we wzajemnej miłości.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis