wtorek, 6 października 2015

Rozdział 21

25.11.1977

Lily właśnie udało się zgrabić ostatnie liście z ogródka. Podpierając się o płot, odpoczywała. Pogoda z dnia na dzień robiła się coraz gorsza, a James pochłonięty przez Kursy Aurorskie bywał w domu rzadziej niż ona. Tak naprawdę Lily nie chciała zgrabiać tych liści. Obawiała się jednak, że lada dzień spadnie pierwszy śnieg i nie zdążył tego zrobić aż do wiosny.

- Ładny dzień, nieprawdaż?

Zaskoczona spojrzała na ulicę za płotem. Starsza kobieta podbierając się o swoją laskę, ciszyła się słabymi promieniami słońca. Lily posłała jej serdeczny uśmiech.

- Obawiam się, że ostatni, pani Bagshot. W Proroku nie zapowiadali od jutro dobrej pogody.

- Ah. - Kobieta machnęła ręką. - W Proroku jest tyle prawdy ostatnio ile we mnie baletnicy. Żyję na tym świecie wystarczająco długo, by stwierdzić, że słońce utrzyma się jeszcze dwa lub trzy dni. Potem będzie robić się tylko zimniej.

- Może wpadnie pani dzisiaj na herbatkę? - zaproponowała Lily.

- Z wielką chęcią droga Lily, ale obiecałam swojej dawnej znajomej ploteczki przy ciastkach. Plotkara z niej wielka, ale szkoda odmówić ciekawostkom, które zdobywa.

Lily uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

- W takim razie nie będę odmawiać pani tych drobnych przyjemności.

Bathilda Bagshot uśmiechnęła się do niej ciepło i odeszła w swoją stronę. Lily chwilę odprowadzała ją wzrokiem, by potem wziąć zgrabione liście i dyskretnie spalić je na tyłach domu. Zadowolona usiadał w kuchni przy stole i wypiła szklankę soku. Wzrok Lily nawet raz nie spoczął na mrocznym nagłówku w Proroku i znajdujące się pod nim zdjęcie Mrocznego Znaku.

*

Był późny wieczór, gdy Dorcas wpadła przez kominek do salonu w Dolinie Godryka. Lily siedziała po turecku przy małym stoliku i studiowała książki. Gdy płomienie rozbłysły gwałtownie, podniosłą wzrok znad książek.

- Muszę ci coś powiedzieć - powiedziała podekscytowana Dorcas, siadając obok przyjaciółki. Lily patrzyła na nią z wyczekiwaniem. - Pamiętasz, jak mówiłam, że mam plan na przyszłość dla mnie i Remusa.

- Pamiętam.

- Więc... - Dorcas nie mogła opanować drżenia ciała - porozmawiałam z nim o tym planie i on się zgodził. Pożyczyliśmy trochę złota z Gringotta i... otwieramy restaurację na Pokątnej!

- O Merlinie, to wspaniała wiadomość - powiedziała Lily, nie kryjąc zaskoczenia. Mocno przytuliła Dorcas. - I wspaniały pomysł. To się uda Dora!

- No wiem, jestem tak bardzo podekscytowana i nawet Remus się cieszył. Merlinie, nie masz czasem czegoś na uspokojenie?

Lily zaśmiała się krótko.

- Jasne, zaraz przyniosę.

*

15.12.1977

Regulus dziwnie czuł się z myślą, że to jego ostatni rok w szkole. Wraz z powrotem do Hogwartu wszystko wydało się mu inne, być może dlatego, że bardzo chciał zapamiętać każdy zamkowy szczegół. Za oknem ostrożnie sypał śnieg, powoli pokrywając błonia grubą warstwą puchu. Tym samym dawał odczuć, że zbliżają się święta. Tak, w Hogwarcie powoli zaczynało się odczuwać świąteczną atmosferę. W Wielkiej Sali powoli pojawiały się choinki, a na korytarzach jemioły, które dziewczyny lubiły wykorzystywać do skradania pocałunków chłopakom.

Regulus zerknął dyskretnie za siebie, a kiedy nikogo nie zobaczył, wemknął się do pustej klasy. Elizabeth już na niego czekała. Pocałował ją na przywitanie.

- Was też McGonagall tak męczy? - zapytała, gdy usiedli w jednej z ławek, przytulając się do siebie.

- Też - potwierdził Regulus.

- Ona przesadza z tymi wypracowaniami. Ja nie robię nic innego, tylko piszę wypracowania na transmutację. Cholery można dostać, a mamy też inne przedmioty. Nawet nie wiem, kiedy ostatnio trzymałam dłużej w dłoniach podręcznik od zielarstwa czy eliksirów.

- Proszę, nie rozmawiajmy o nauce - powiedział Regulus, całując Elizabeth w czoło. - Zostajesz w Hogwarcie na święta?

- Tak, nie mam zamiaru wracać do domu. A ty?

- Zostaję z tobą.

- Z tego, co się zorientowałam, większość Ślizgonów wraca do domu. Będziemy mieć trochę większą swobodę w naszych spotkaniach przez parę dni.

- Bardzo mi to odpowiada - powiedział Regulus, uśmiechając się szeroko, a potem spoważniał nagle, wzdychając przy tym ciężko.

- Co się stało? - zapytała Elizabeth, chwytając twarz Regulusa w obie dłonie. - Co się stało?

- Sam nie wiem - westchnął. - Wszystko mnie ostatnio przytłacza. Nasz ostatni rok tutaj, wojna, strach, nawet moja umierająca matka.

- Na razie jesteśmy tutaj, w Hogwarcie, bezpieczni. Nie martw się o coś, o co nie musisz, Reg. Wiem, że jesteś bardzo wrażliwy i wszystko na ciebie oddziałuje, ale na ten moment zajmij się szkołą.

- A co będzie po niej, huh? Co zrobimy po szkole?

Elizabeth zrobiła zmieszaną minę.

- Umm... myślałam, że zamieszkamy razem i...

- Co? - Regulus zaskoczony uniósł wysoko brwi. - Chcesz ze mną mieszkać?

- A ty ze mną nie chcesz? - zapytała przestraszona.

- Oczywiście, że chcę! Nie spodziewałem się tylko, że myślałaś już o tym! Wow!

Elizabeth zaśmiała się dźwięcznie.

- Zobaczysz, wszystko jakoś się ułoży.

- Mam nadzieję - odparł, całując ją. - Mam nadzieję.

*

25.12.1977

Dziwnie im było spędzać święta poza Hogwartem. Atmosfera, mimo iż magiczna, nie była taka sama jak w murach szkoły. Nigdzie nie było duchów śpiewających kolędy i Irytka obrzucającego uczniów balonami z farbą i mówiącego dziwne rymowanki. Ale Lily cieszyła się, że może spędzić te dni w gronie rodziny - Jamesa, Syriusza i Caroline oraz Petera (Dorcas i Remus spędzali święta w towarzystwie własnych rodziców).

- A ja uważam - Syriusz bardzo głośno wyrażał swoje zdanie - że to co najmniej dziwne, że Katapulty skończyły sezon na tak wysokiej pozycji w tabeli. Od wiosny grali bardzo słabo.

- Ach, głupoty gadasz - odparł natychmiast James. - Zazdrościsz im nowego kapitana i tle!

- Ja? - Łapa teatralnie udał oburzenie. - W życiu! Katapulty nie mają nic, czego mógłbym im zazdrościć!

Caroline i Lily i nie mogły powstrzymać chichotów ze swoich partnerów. W końcu James dał za wygraną i skończył bezsensowną kłótnię przy kolacji.

- Co tak milczysz Glizdgku? - zapytał Syriusz.

- Bo ta wołowinka jest pyszna - powiedział. - Doskonała robota Lily.

- Dziękuję - odpowiedziała, upijając wina. - Chociaż jeden facet w tym domu docenia moją kuchnię.

- Co? - James był wyraźnie zaskoczony. - Że ja nie doceniam twoich zdolności kulinarnych? Lily, jak możesz tak mówić, ja uwielbiam wszystko, co ugotujesz, chociaż ostatnia była ta dziwna zupa, która...

Nie dokończył, bo Syriusz wybuchnął głośnym śmiechem z wyrazu twarzy Lily.

- Więc Peter, gdzie jesteś, jak cię nie ma? - zapytała Caroline.

Momentalnie na twarzy Glizdogona pojawiło się czyste zmieszanie i zakłopotanie. Odkładając sztućce, nerwowo potarł pod stołem. Syriusz wymienił z Jamesem porozumiewawcze spojrzenia.

- Różnie to bywa - zaśmiał się nerwowo. - Staram się znaleźć w życiu cel.

- Cel? - powtórzyła Lily. - Jaki cel?

- Jakikolwiek - odpowiedział, drapiąc się po karku. - Coś, co pozwoli mi poczuć się spełnionym. Dużo... eee... eksperymentuje.

Przy stole zapadła głucha cisza.

- Nie no, to bardzo fajnie - odpowiedziała Caroline, chcąc przerwać niemiłe napięcie. - Syriusz też ostatnio dużo eksperymentuje, z alkoholami. - Spojrzała na niego spod przymrużonych oczu. - Wypij więc jeszcze jeden łyk wina, a przysięgam, że wyleje ci na je na włosy.

- Tylko nie na włosy! - zawołał natychmiast Syriusz.

James wybuchnął tak gromkim śmiechem z miny Łapy, że musiał wyjść do innego pokoju, by się uspokoić.

1 komentarz:

  1. Niezbyt długi rozdział , a tyyyyle treści :*
    PS Uważam, że troche nielogiczne jest to, że wiedzą jak unicestwić Voldemorta, a zajmują sie tylko swoim życiem jakby to było wzzniejsze.... A ludzie giną. Myśle, że to troche nierealne owszem mają ten cały sławny plan, ale to jakby troche przez nich giną ci ludzie , bo mogliby coś zrobić a oni nawet wyrzutów nie mają... A oprócz tego wszystko super
    ~Madame Mikaelson

    OdpowiedzUsuń

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis