środa, 7 października 2015

Rozdział 23

08.06.1978

Regulus z ulgą odetchnął po ostatnim egzaminie. W końcu był wolny od książek i stresu. Już rano wysłał do Lily w podzięce bukiet tulipanów. W ostatnich miesiącach dziewczyna cierpliwie odpowiadała na jego listy i pocieszała w kryzysowych sytuacjach.

Uczniowie wypłynęli na błonia, by zrelaksować się w promieniach słońca i nacieszyć dniem, ale nie Regulus. Regulus przemknął niezauważony na skraj Zakazanego Lasu, gdzie uczniowie się nie zapuszczali. Chwilę po nim zjawiła się Elizabeth.

- Mam niespodziankę! - oznajmił wesoło.

- No to mów!

- Pogadałem z Syriuszem i pożyczyłem od niego trochę złota, a potem... potem kupiłem nam mieszkanie - wyznał. Oczy Elizabeth zabłyszczały. - To niewielki domek nad morzem, ale idealny dla nas. Nikt nas tam nie znajdzie, nawet śmierciożercy.

- To... - Nie wiedziała, co powiedzieć. - To naprawdę wspaniale! - Mocno go przytuliła. - Co prawda moja matka pewnie zejdzie na zawał, gdy jej powiem, ale... Nie ma nic do gadania. Chcę tego!

- Bardzo mi z tego powodu miło - powiedział Regulus, uśmiechając się przy tym i pocałował Elizabeth. - Jak ci poszedł ostatni egzamin?

- Zawaliłam, nie odpowiedziałam na pięć ostatnich pytań. Były za trudne.

- Ja coś nabazgrałem, ale... jeśli to będzie dobrze, to ja zostanę Ministrem Magii.

Elizabeth zaśmiała się.

- Nie obraź się, ale pasujesz na to stanowisko.

- Och, doprawdy? - zapytał, unosząc brwi. - Byłbym najbardziej buntowniczym Ministrem w historii.

- Ale przynajmniej prasa by cię lubiła - zażartowała, co oboje skomentowali śmiechem, a potem oddali się prostej przyjemności, jaką był spacer.

*

30.06.1978

Syriusz padł zmęczony na kanapę i wtulił się w Caroline, zaciągając się jej słodkim zapachem. Odruchowo ułożył swoją dłoń na jej lekko zaokrąglonym brzuchu i zamarł w tej pozycji, rozkoszując się chwilą. Caroline odłożyła czasopismo na bok i jedną rękę ułożyła na dłoni Syriusza, a drugą zanurzyła w jego włosy.

- Regulus już wrócił? - zapytał sennie.

- Siedzi na górze i się pakuje.

- Będzie tu bez niego strasznie cicho.

- Nie na długo! - zauważyła Caroline, pokazując na swój brzuch. - Nie na długo.

- Myślisz, że rośnie nam rozrabiaka? - zapytał Syriusz.

- Biorąc pod uwagę twoje i moje geny to tak, tak właśnie sądzę.

Oboje zaśmiali się rozbawieni. Na górze rozległo się trzaśnięcie drzwi i po chwili do salonu wpadł Regulus.

- Hej, i jak tam mój absolwent? - zapytał Syriusz, siadając prosto.

- Jakoś żyje - odparł Reg. - Mogę cię na słówko?

Wspięli się po schodach do pokoju Regulusa.

- Co tam? - zapytał Syriusz.

- Chcę ci tylko bardzo podziękować za pożyczone pieniądze. Gdy tylko znajdę pracę, oddam ci wszystkie, co do sykla.

- Ah! - Syriusz machnął dłonią. - Daj spokój. Jakkolwiek to nie brzmi, jesteśmy teraz prawdziwymi braćmi. Zrobiłem, co trzeba.

- Mimo wszystko, dziękuję. - Zmieniając temat, zapytał: Co w zakonie?

- Mamy przeciek - powiedział z powagą Syriusz.

- Peter...

- Na pewno. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy nie wspomnieć Dumbledorowi o tym, że mamy podejrzenia w stosunku do Petera, ale Lily obawia się, że Voldemort się skapnie, że coś jest nie tak.

- Wątpię. Peter wygląda na takiego, który mógłby zdradzić. Bez obrazy - dodał szybko, przypominając sobie, że Syriusz przez tyle lat się z nim przyjaźnił.

- Problem w tym, że gdy nie będzie Petera, Voldemort nie dowie się, gdzie są Lily i James, a tylko w ten sposób możemy go dorwać. Cholera - przeklął nagle, czym wystraszył brata. - Mam tak po prostu na to patrzeć?

- Chyba nie mamy innego wyjścia - odparł Regulus. - Musimy cierpliwie czekać na odpowiedni moment.

*

15.07.1978

- Merlinie, jak tu ślicznie - powiedziała z zachwytem Elizabeth, rozglądając się wokół.

Regulus podrapał się w zakłopotaniu po głowie. Syriusz powiedział mu, że wybrał coś małego i skromnego, tymczasem Regulus odnosił wrażenie, że znajduje się małej i bardzo eleganckiej willi. Wszędzie unosił się słony zapach morza, a za oknem fale rozbijały się o szeroką plażę. Nie tak wyobrażał sobie dom, ale musiał przyznać, że Syriusz miał gest i to bardzo wielki.

- Syriusz to mnie kiedyś do zawału doprowadzi - skomentował wszystko Regulus i ostrożnie usiadł na brzegu fotela.

- Nie podoba ci się? - zapytała Elizabeth, przysiadając mu na kolanach.

- Podoba tylko... chciałem coś skromniejszego.

- Najwyraźniej Syriusz uznał, że nie Blackowie nie będą żyć byle gdzie.

Zaśmiali się.

- Zorganizujemy parapetówkę? - zapytała.

- Mmm... może jutro - odparł, całując ją. Nie minęła chwila, a Regulusa i Elizabeth poniosły wstrzymywane od długiego czasu uczucia.

*

01.08.1978

Lily z ulgą przyjęła wiadomość, że zdała wszystkie testy z podstawowego kursu. Za dwa tygodnie rozpocznie miesięczny staż w św. Mungu. W międzyczasie czeka ją dwuletni kurs średnio zaawansowany, podczas którego będzie szkolić na medyka ogólnego.

Tymczasem James ciągle zakuwał na Kursie Aurorskim. Ostatnio do obowiązków doszły im krótkie wypady w teren u boku doświadczonych aurorów. On i Syriusz miło przyjęli wiadomość, że za każdym razem będzie im towarzyszył Kinglsey.

Tymczasem Lily w towarzystwie Caroline, Dorcas i Elizabeth spacerowała po mugolskiej galerii handlowej. Dziewczyny wpadały do sklepów, przymierzały, co im się tylko nie spodobało i kupowały, ile mogły. Na koniec wstąpiły do sklepu z odzieżą dla niemowlaków i nie mogły się powstrzymać od kupienia paru ciuszków.

Zmęczony znalazły się na Pokątnej.

- Bili, przynieś nam po mrożonej lemoniadzie! - zawołała Dorcas.

- Tak jest szefowo!

Usiadły przy jednym ze stolików.

- To był udany dzień - podsumowała Lily.

- Chyba mi nogi napuchły - skomentowała Caroline. - Merlinie, będziecie musiały mnie zanieść do domu, bo nie mam siły.

Bili przyniósł lemoniadę. Caroline złapała go za czarny fartuch.

- Zlituj się nad ciężarną i przynieś mi kawałek ciasta. Obojętnie jakie, a kawałek ma być duży.

Bili uśmiechnął się rozbawiony i po chwili przyniósł dziewczynom po kawałku ciasta (Caroline dostała największy).

- Strasznie boję się porodu - wyznała po chwili. - Trzęsie mną na samą myśl.

- Będziemy przy tobie - zapewniła ją Lily. - Jeśli tylko będziesz chciała.

- Bardzo, bo na Syriusza pewnie nie będę mogła liczyć. Gdy tylko poruszam ten temat, on robi się blady i nagle stwierdza, że ma coś ważnego do zrobienia. Rozumiem go, ale... Nie ważne.

Dorcas spojrzała na nią pobłażliwie.

- Faceci już tacy są - skomentowała Elizabeth. - Mój tata podobno zemdlał cztery razy, gdy mama mnie rodziła. Za czwartym wyprowadzili go z sali, bo pielęgniarki musiały zajmować się nim, a nie mamą.

- Boże. - Caroline wydała się przerażona wizją mdlejącego Syriusza. - O nie, on będzie siedział na korytarzu, dopóki nie urodzę. - I z zapałem wbiła widelczyk w ciasto.

*

28.08.1978

- Żartujesz sobie ze mnie? - Regulus był wstrząśnięty. - O mój Boże, Elizabeth powiedz, że sobie ze mnie żartujesz!

Trząsł się zewnętrznie i wewnętrznie.

- Nie żartuję Reg - odparła Elizabeth. Z jej oczu powoli spadały łzy i sama nie wiedziała, które emocje je wywołały. - Bardzo... Bardzo mi przykro. Wiem, że nie tak miał wyglądać początek naszego wspólnego życia, ale... stało się. No stało się!

Był bliski załamania psychicznego. Regulus sam miał ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Miał wrażenie, że znajduje się w jakimś sennym koszmarze.

- Mówiłaś, że będziesz brać eliksir!

- Bo brałam, ale... Zapomniałam. Ten jeden jedyny raz, zapomniałam, bo miałam przytłaczający dzień. Stało się, bardzo mi przykro. Jestem w ciąży i... - Rozpłakała się na dobre. - Nie każ mi się denerwować - wyszlochała. Wyczarowała sobie chusteczkę i wytarła w nią nos.

Regulus stał wstrząśnięty pośrodku pokoju i nie wiedział, co powiedzieć, co zrobić. Widok płaczącej Elizabeth boleśnie kuł go w serce.

- El, proszę, nie płacz - powiedział spokojnie, łapiąc jej twarz w dłonie. - Jakoś... jakoś sobie poradzimy. Coś wymyślimy i... Będzie dobrze.

- Będzie dobrze - powtórzyła za nim bez namysłu, chociaż tak naprawdę nie wiedziała, czy będzie.

*

29.08.1978

Syriusz ostatkami sił doczłapał się do domu po ciężkim dniu. Mechanicznie skierował się do salonu, by łyknąć trochę czegoś mocniejszego (obiecał, że przestanie popijać tak często. Caroline twierdziła, że popada w skrajny alkoholizm), ale jego uwag przykuła biała bańka lewitująca na środku pokoju. Zaciekawiony, ostrożnie zakołował w niej parę razy.

- Caroline! - zawołał. - Caroline!

Kobieta wpadła do salonu.

- Ooo, już jesteś.

- Co to jest? - zapytał, wskazując na bańkę.

Caroline uśmiechnęła się lekko.

- Byłam dzisiaj u ginekologa i poznałam płeć dziecka. - Oczy Syriusza zabłyszczały. - W środku jest proszek. Niebieski oznacza chłopca, a różowy dziewczynkę. Wystarczy stuknąć różdżką.

- O rany, o rany - powiedział Syriusz w pełni podekscytowany. - O rany!

Sięgnął po różdżkę, ale zawahał się, zanim dotknął nią bańki. Serce z nerwów biło mu jak oszalałe. To była ogromna chwila prawdy. Odetchnął głęboko, dotknął bańki różdżką i...

Niebieski proszek obsypał go całego!

- Wohoo! - krzyknął i podbiegł do Caroline, mocno ją całując. Zaśmiała się. - To chłopiec!

- To chłopiec - powtórzyła. - Będziesz chciał go nazwać według rodzinnej tradycji?

Syriusz zamrugał zaskoczony, po czym wybuchnął gromkim śmiechem.

- Oszalałaś?! A w życiu! Będzie miał normalne, angielskie imię, a nie jakieś wymysły. Jeszcze na mózg mi nie padło!

- To dobrze - zaśmiała się. - Bo już się obawiałam, że będę musiała zagłębić się w księgi o astronomii.

Syriusz wywrócił oczami i jeszcze raz mocno ucałował swoją dziewczynę. Dawno nie był tak szczęśliwy.

1 komentarz:

  1. Spodziewałam sie czegoś wiecej, ale i tak szacun ;) ~ Madame Mikaelson

    OdpowiedzUsuń

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis